8th Avenue Serenade

127 17 1
                                    



Mieszkał na Ósmej Alei od zaledwie kilku miesięcy, ale już czuł się tu jak w swoim rodzinnym domu, tym z dala od zgiełku miasta. Z dala od galerii handlowych, samochodów stojących w korku, ludzi spieszących się do pracy, muzeów, neonowych świateł reklam, wielkich billboardów, turystów z całego świata, chcących zobaczyć Nowy Jork na własne oczy - z tym wszystkim miał do czynienia na co dzień, a jednak wcale tego nie odczuwał.

Tam, gdzie mieszkał od urodzenia, było naprawdę bardzo spokojnie. Małe miasteczko, w którym wszyscy się znali, sady z kwitnącymi wiśniami i jabłoniami, niewielkie sklepiki z wyrobami od lokalnych sprzedawców, oglądanie wakacyjnych zachodów słońca, poczucie jedności z innymi mieszkańcami. Cieszyło go dzieciństwo w takim miejscu.

Najbardziej z tego wszystkiego zapadł mu w pamięci zapach kawy, jaką jego rodzice pili każdego poranka, jedząc przy tym słodkie bułeczki z dżemem lub croissanty, kupowane w pobliskim sklepie. Dokładnie pamiętał, jak siedział z nimi, słuchał ich rozmów, czasem dodawał coś od siebie. Kilkanaście lat wcześniej nie był aż tak rozmowny jak teraz, więc głównie skupiał się zapamiętywaniu różnych informacji; dlatego też zawsze wiedział, o czym jest ostatnia przeczytana przez ojca książka, czy co w dzisiejszej gazecie najbardziej zainteresowało jego matkę. Wychwytywał informacje, które wtedy wydawały mu się ciekawe, czy też godne uwagi.

Lubił spędzać czas ze swoimi rodzicami i rodzeństwem. Był pierwszy na wszystkich uroczystościach, rocznicach i urodzinach. Z niecierpliwością wyczekiwał kolejnej wizyty swoich dalekich krewnych, których często nawet nie znał. Mimo tego, że był wtedy dość cichy, emanowała od niego empatia i czasami wręcz nadmierna życzliwość.

Przynajmniej do pewnego czasu.

Któregoś dnia stwierdził, że powinien zmienić swoje życie.

Znudził mu się zapach kawy i dżemu. Znudziło mu się patrzenie codziennie na te same drzewa. Znudziło mu się spotykanie sąsiadów.

Codziennie wstawał z łóżka z myślą, że najzwyczajniej nie pasuje już do tego miejsca.

To nie stało się nagle, nie było spowodowane nieoczekiwanym i gwałtownym impulsem; po prostu z każdym dniem przeznaczał coraz więcej czasu na rozmyślania, jak powinien spędzić resztę życia. Miał zaledwie dwadzieścia lat i odczuwał zmęczenie własną egzystencją. Przytłaczało go wszystko, co tej pory wcale mu nie przeszkadzało, a wręcz uważał to za przyjemne. Sam dziwił się, jak bardzo w tak stosunkowo krótkim czasie zmienił się jego tok myślenia i światopogląd.

Miał dosyć rutyny i czuł, że nie zrobił zupełnie nic, żeby jak najlepiej wykorzystać swoją młodość, która przeciekała mu przez palce.

Zaczął zastanawiać się, co właściwie jest interesującego we wschodach słońca, siedzeniu na tarasie z kubkiem gorącej, czarnej kawy z mlekiem i oglądaniu kwiatów rosnących w ogrodzie. Dlaczego powinno mu się to podobać? To nie było życie, o jakim niedawno się dowiedział. Nie mógł wyjść na imprezę kiedy chciał, zgubić się w wielkim mieście lub zrobić coś szalonego, o czym nie dowiedzieliby się sąsiedzi.

Którejś nieprzespanej nocy zebrał wszystkie myśli. Uporządkował kilka spraw. Wiedział już, co powinien zrobić.

W końcu spakował walizki, stanął w kuchennych drzwiach patrząc na rodziców jedzących śniadanie i oznajmił, że się wyprowadza. Pamiętał ich miny, gdy wypowiadał te słowa i to, jak matka podeszła do niego mówiąc, że cokolwiek zrobi, i tak będzie go wspierać. Nie protestowała, ale on widział ból w jej oczach, smutek wpisany na twarzy, dlatego że jej najmłodszy syn wyprowadza się z domu. W tamtym momencie nic nie mogło jednak sprawić, że zmieniłby decyzję.

8th Avenue Serenade | Ryden One ShotOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz