Znowu słyszę dźwięk tego ustrojstwa, które codzienne rano mnie budzi. Z jęknięciem wstałam z łóżka i zaspanym krokiem ruszyłam w stronę łazienki. Zimną wodą przemyłam twarz i umyłam zęby. Wyszłam z pomieszania i zeszłam do kuchni, gdzie niestety spotkałam Castorę.
- EunKyung, co tak późno? - zapytała z wyrzutem w głosie.
- yyy normalnie?
- No nie wydaje mi się. - odparła, a ja wzięłam kubek z sokiem pomarańczowym i wróciłam z powrotem do pokoju po plecak. Jak zawsze od sześciu miesięcy napisałam do Bangtan'ów.
Ja hejo ^^
Niestety tym razem nie odpisali. Nie przejęłam się tym, bo w ostatnim czasie mieli dużo prób i odpisywali dopiero w wolnych chwilach.
Założyłam słuchawki i opuściłam dom w K-popowych rytmach. Na autobus nie musiałam długo czekać, bo przyjechał punktualnie.
Po pół godzinie jazdy, wreszcie wysiadłam z autobusu i weszłam do tego przeklętego budynku. Pierwsza matematyka. Moja udręka. Zajęłam swoje miejsce w ostatniej ławce i jak automat zapisywałam wszystko, co kazała nauczycielka.
Na szczęście reszta lekcji minęła mi dosyć szybko.
Do domu starałam się wejść jak najciszej, tak, aby nie usłyszała mnie moja przyszła macocha. Niestety nic nie umknie jej uwadze.
- EunKyung natychmiast do mnie! - krzyknęła, a ja z westchnieniem weszłam do kuchni.
- Tak?
- Dlaczego nie poinformowałaś mnie o zebraniu?!
- Bo na zebrania chodzą rodziców, albo opiekunowie prawni, a jak już to ktoś z rodziny. Ty jakoś nie spełniasz warunków. - powiedziałam spokojnym tonem.
- Za dwa dni zostanę twoją macochą, czyli prawie twoją matką i chcę wiedzieć o takich rzeczach!
- Nigdy nie będziesz moją matką, bo matkę mam tylko jedną! - krzyknęłam i wyszłam z domu, trzaskając drzwiami.
Jak zawsze po kłótni postanowiłam pobiegać. Biegam przez las. Postanowiłam zawrócić, kiedy zaczęły przeraźliwie piec mnie płuca. Po cichu weszłam do domu i na palcach wchodziłam po schodach, nie chcąc, żeby mnie usłyszała. Niestety nie udało mi się to, bo zaskrzypiał jeden schodek, który mnie zdradził
- EunKyung! - krzyknęła Castora.
- Ja pierdziele co znowu?! - odkrzyknęłam i weszłam do salonu, skąd dochodził jej głos.
- Może by tak grzeczniej?
- O co chodzi? - zapytałam słodkim głosem i z fałszywym wymuszonym i sztucznym uśmiechem na ustach.
- No od razu lepiej. - powiedziała. - Widać, że lubisz wszystko co sztuczne. - mruknęłam pod nosem, a kobieta zmierzyła mnie wzrokiem, ale nie skomentowała mojego zachowania.
Właściwie dopiero teraz zobaczyłam, że na kanapie w moim salonie, siedzi siódemka chłopaków, z którymi pisałam od ponad pół roku.