Koszmary

14 4 0
                                    

-Już dobrze- usłyszałem- jesteśmy na powierzchni Księżyca. Straciliśmy łączność z Ziemią. Musimy jakoś sobie z tym radzić sami, a prawa jest ciężka, psycholog mnie zabije, że mówię to wam tak wprost ale drodzy towarzysze- rozpoznałem po tym słowie głos Syriusza- nie mamy jednego silnika, a bez niego nie uda nam się stąd ruszyć choćby na metra, a co dopiero rok świetlny.


-Dziękuję, dziękuję wam panowie za uratowanie nam życia, kocham was wszystkich mordy głupie- zaczęła niby majaczyć Malwina- jesteście kompletnie chorzy psychicznie, że wybraliście się tutaj ze mną, aby uczcić moje urodziny-kontynuowała- Super Słodkie Szesnaste urodziny to nic w porównaniu z moimi szesnastymi urodzinami. Po co mi gwiazdy Broadway'u skoro mogę z wami porąbańce kochane polecieć w kosmos!


-Struktura wnętrza statku i tym podobne nie zostały naruszone więc nadal możecie się po nim poruszać bez kombinezonów-oznajmił technik, który sam ściągnął już hełm- proponuję iść spać, a my czuwamy.


-Dobranoc wszystkim, ja się stąd nie ruszę- oznajmiłem po ściągnięciu hełmu- kto chce zostaje ze mną.


-Ja zostaję- zadeklarował Kacper, wciskając się bliżej mnie- i tak już będę spał.


-Spoko, jak chcesz- odpowiedziałem i mówiąc kolokwialnie „padłem na ryj".


Pora snu była równie niespokojna. Obudziłem się po około półtorej godziny od zaśnięcia. Czułem się, jakbym zszedł z karuzeli. Pamiętałem jednak, że słyszałem we śnie krzyk. Nadal go słyszałem, dobiegał z fotela obok. Kacper budził się co chwilę i majaczył przez sen. „To kamienie, głazy,...w lewo, Syri w prawo, mocniej, włącz rakietę"- szeptał cicho lecz z niebywałą energią w głosie. „Biedny"-pomyślałem. Musiał się mocno przejąć tymi asteroidami, z resztą wszyscy się przejęli, połowa towarzystwa za mną nie spała, wpatrywali się w okna. W kabinie pilotów trwała krzątanina, bardzo nerwowa jak na porę snu. Technicy za wszelką cenę próbowali naprawić radio. Z jednej strony mieli rację, musieliśmy poinformować Ziemię, że przeżyliśmy. Z drugiej strony, po takiej akcji, powinni chociaż na chwilę odpocząć. Syriusz miał już opuchnięte oczy. Co chwile chodził sprawdzać jak Malwina się trzyma. Najwidoczniej bardzo się zbliżyli. „Zabierz, odejdź, zostaw mnie, uciekajcie, ja zostanę, dam radę, uwolnię się jakoś"- znów majaczył mój asystent w połowie na jawie, w połowie we śnie. Próbował ściągnąć obręcz od kombinezonu, przy połączeniu z hełmem. Rzeczywiście była nadzwyczaj niewygodna, gdy ktoś był w pozycji półsiedzącej. Prócz tego następstwem niewygody był ból karku. Sprawdziłem czy moje buty są odpowiednio przypięte, następnie odpiąłem klamry w pasach i wstałem, nadal kręciło mi się w głowie. Poprosiłem Syriusza, żeby pobył chwilę z moim towarzyszem, i uspokajał go gdy się obudzi. Udałem się do sypialni. Zdjąwszy kombinezon, który nadal miałem na sobie, założyłem „prysznic", czyli cienki kombinezon, który nam tę cześć toalety zastępował. Zdjąłem go po chwili i ubrałem się w śpiwór, założyłem buty. Przed powrotem do salonu wziąłem śpiwór dla Kacpra. Gdy wróciłem mój asystent spał, nadal mamrotając coś pod nosem.
-Budził się?-zapytałem.


-Jeszcze nie, ale sądząc po drżeniu zaraz będzie się wybudzał na dobre- oznajmił siedzący nieopodal medyk.


-Nie budźmy go specjalnie, niech odpocznie ile da radę- zaproponował Syriusz.


-Nawet byśmy nie dali rady- odrzekł medyk psycholog- jest w transie. Szok we śnie. Lepszy niż na jawie, ale dłużej trwa, no i może się powtarzać. Na Ziemi nazywamy to potocznie sennym kosmosem. Ale tutaj chyba nie wypada.


Usiadłem na swoim fotelu, przypiąłem pas. Śpiwór mojego towarzysza umieściłem na fotelu Malwiny i przypiąłem jej pasem, aby nie odleciał. Dawid podał mi napój o smaku herbaty. Włączyłem film na DVD, żeby jakoś zapomnieć o całej tej sprawie choćby na chwilkę. Wpadłem w czas zadumy i refleksji. „Czy ten wypad był dobrym pomysłem? Czy nie lepiej było wrócić do Polski, siedzieć na wykładach, pisać pracę?"- zastanawiałem się. Z tegoż stanu wybił mnie krzyk: „Nieee...!". Kacper obudził się z transu. Otworzył oczy. Rozejrzał się po salonie. Klepnął się otwartą dłonią w twarz.


-To prawda- powiedział niepewnie- żyjecie- stwierdził ze zdziwieniem i radością- wy naprawdę żyjecie!


-Spokojnie, byłeś we śnie- oznajmiłem- wszyscy przeżyli, bezpiecznie wylądowaliśmy pamiętasz?- zapytałem z entuzjazmem.


-Tak, już pamiętam- powiedział- biegaliście po korytarzach z wielkimi kamieniami i wielkimi psami.


-To akurat już Ci się śniło, ale lataliśmy miedzy asteroidami- uspokoiłem go.


Popatrzył tylko na wszystkich zszokowanym wzrokiem i zaczął szarpać się z kombinezonem.


-Spokojnie, pomogę Ci a ty odpoczywaj- powiedziałem.


Zabawne gdyż to zawsze on mi pomagał założyć kombinezon, lub go zdjąć. Poodpinałem wszystkie zamki, i ściągnąłem metalową obręcz łączącą kombinezon z hełmem. Odpiąłem pas. Kacper był wykończony, i samoistnie się unosił. Trzymały go tylko buty. Syriusz zabrał górną część kombinezonu, a ja pomogłem Kacprowi usiąść. Sam już zapiał pas. Ja w tym czasie ściągnąłem jego buty i dolną część kombinezonu. Następnie Dawid trzymał Kacpra, który nadal nie miał siły wykonać żadnego ruchu, a ja pomogłem mu założyć śpiwór i buty.

Kosmiczne GayLove Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz