Pisanie tego było dla mnie trudne. Nie wiem po jaką cholerę miałam to w ogóle robić. Ta psycholoszka chyba sama powinna się leczyć. Przypominanie sobie tego, kawałek po kawałku było istną torturą. Ich twarze, co mówili, co robili. Aż do teraz dziwię się sobie, że nie zwróciłam na to wcześniej uwagi. Wszystko było kłamstwem zapakowanym w ładne twarze i ciała. Oprócz jednej osoby. Matta. To on zawsze był przy mnie, gdy potrzebowałam pocieszenia. Gdy byłam sama. Kiedy musiałam z kimś porozmawiać. A przez to wszystko, co zrobiłam, odsunęłam go od siebie. Do teraz jest mi głupio. Od tamtej pory z nim nie rozmawiałam. Z początku się bałam, a z czasem myślę, że może już o mnie nie pamięta.
Ale już, koniec z tym, trzeba zapomnieć. Chodź przez "pomocną" panią psycholog, długo nie będzie mi to dane. Aż cieszę się na dzisiejszą wizytę. Powiem jej, co o tym wszystkim myślę.
***
- Mamo, naprawdę mogę iść sama. Znam drogę, nic mi nie będzie. - próbowałam jej przemówić już od dwudziestu minut, ale to jak rzucanie grochem o ścianę. Uparła się, że pójdzie ze mną, ale dziś wolałam sama. Tak czy tak, Kells będzie z nią rozmawiać.
- Wolę być tam z tobą. To wspólna terapia, dobrze wiesz czemu. Koniec tematu. - urwała i wyszła z pokoju. Opadłam bezsilna na kanapę. Mama do teraz winiła się za wszystko, że nic nie zauważyła, że była złą matką, bo jak można nie widzieć, że dziecku dzieję się krzywda. Ale to nie jej wina. To ja wszystko tak dobrze ukrywałam. Bałam się cokolwiek powiedzieć, i oto tego efekty.
Spojrzałam na zegarek. Była już za piętnaście siedemnasta, więc wstałam, by naszykować się do wyjścia. Ubrałam się najzwyczajniej w świecie, zapakowałam notes do torby oraz kilka niezbędników, które powinny być w kobiecej torebce i zeszłam na dół. Mama czekała już przy drzwiach.
- Gotowa? - spytała, posyłając mi pokrzepiający uśmiech. Kiwnęłam lekko głową i mijając ją wyszłam. Wsiadłam do auta, a mama zaraz za mną. Nie ruszyła od razu. Spojrzała na mnie zmartwiona. Westchnęłam w myślach. Musiałam zmienić swoje zachowanie, bo inaczej nie da mi żyć. Nadal nie wierzy, że czuje się lepiej. A może wcale tak nie jest?
- Przepraszam. okej? - rzuciłam tylko. Nie miałam ochoty na kłótnię. - Mogę przynajmniej po wizycie przejść się gdzieś? Nie chce od razu wracać do domu.
- Dobrze, ale przed dwudziestą masz być. - odpaliła silnik i ruszyła.
Gabinet doktor Kells mieścił się w ładnym, oszklonym budynku, który przypominał mi dawną szkołę. Wzdrygnęłam się na samą myśl. Kolejny powód, dlaczego nie lubiłam tu przychodzić. Weszłyśmy z mamą do przestronnego holu, a ta udała się do recepcji. Ja usiadłam niedaleko, na dużych, skórzanych sofach. Rozejrzałam się po wnętrzu, które było w szarych i białych barwach. Tak samo jak gabinet doktor Kells, do którego właśnie się kierowałyśmy. Gdzieniegdzie stały rośliny w wielkich, marmurowych donicach. Poradnia psychologiczna na wypasie.
Mama przywołała mnie gestem dłoni. Wstałam niechętnie, i poszłam za nią. Skierowałyśmy się po schodach na długi korytarz, na końcu którego mieścił się gabinet. Na szczęście pod drzwiami nie było innych pacjentów. Zapukała i usłyszała zaproszenie.Za biurkiem siedziała kobieta po czterdziestce, z włosami spiętymi w ciasnego koka. Twarz miała skupioną, pokrytą pierwszymi zmarszczkami. Na nasze wejście podniosła głowę i uśmiechnęła się, zapraszając nas gestem dłoni.
- Witam, pani Monroe. - podała mamie rękę. - I ciebie, Selene. - uścisk dłoni. - Proszę, siadajcie. Kawy, herbaty?
- Nie, dziękuje bardzo. - odparła mama. Ja przecząco pokręciłam głową. Doktor obeszła biurko i usiadła naprzeciw nas, trzymając jakąś teczkę.
CZYTASZ
Shades of past
Любовные романыSelene, po traumatycznych przeżyciach i pobycie w ośrodku dla "trudnej młodzieży", razem z rodzicami przeprowadza się ze słonecznej Californi aż za ocean, do deszczowego Londynu. Ma nadzieję wrócić do swojego dawnego życia. Zaczyna uczęszczać do pub...