- Opowiedz mi jeszcze raz na spokojnie przebieg tamtej nocy. Mówiłeś, że nie było Cie w domu. Gdzie byłeś? Ktoś był z Tobą? – Od razu zaatakowałam chłopaka gradem pytań.
- Byłem w klubie. Brałem udział w zawodach, więc potwierdzić to mogą zarówno uczestnicy, jak i obserwatorzy. Na pewno moja osoba rzuciła się ludziom w oczy. Nie uważasz, że to dość mocne alibi? - Minwoo wyraźnie wolałby się zająć w tej chwili odnalezieniem zabójcy ojca niż ratować własny tyłek przed policją. Świadczyły o tym przede wszystkim jego odpowiedzi udzielane z widoczną irytacją.
- Jasne, ale masz pewność, że każdy będzie chciał zeznawać? – Dość szybko ostudziłam entuzjazm chłopaka. - Ludzie raczej wolą się trzymać z dala od takich spraw. – Dodałam, wprawiając go w zamyślenie.
- Wiem, kto może być po naszej stronie. – Nagle wtrącił się Jeongmin. Z zaciekawieniem czekałam, na kontynuację wypowiedzi starszego. On osobiście nie mógł potwierdzić wersji Minwoo, gdyż sam był wtedy w domu, ale mógł pomóc w odnalezieniu jakiegokolwiek wiarygodnego świadka. – Wczoraj był turniej, a takiej okazji na pewno nie opuściliby.. – Zaczął Jeongmin, patrząc na młodszego.
- Bracia Twins! – Dokończył szatyn. – Będziesz miała nawet dwóch, równie wiarygodnych świadków. Co ty na to? – Tym razem zwrócił się do mnie, a na jego twarzy pojawił się przebiegły uśmiech. Jeżeli jego wersję potwierdzą dwie osoby, nawet jeśli to bracia bliźniacy, będzie to wystarczające, by wyszedł on z grona podejrzanych.
- W takim razie znajdźmy tych waszych wybawców. – Odparłam, mając nadzieję, że entuzjazm w moim głosie nie będzie zbyt dostrzegalny. Prawdę mówiąc, było to pierwsze tak poważne śledztwo, w którym brałam udział, dlatego cieszyłam się z każdego powodzenia.
Chłopcy początkowo byli dość zakłopotani moim nadmiernym towarzystwem, w końcu nie przypuszczali, że ktoś nieznajomy odwiedzi ich w mieszkaniu, a później przyczepi się jak rzep, lecz po chwili zdawali się podchodzić do tego z większym luzem. W końcu starałam się im pomóc.
- Gdzie powinniśmy zacząć poszukiwania? – Spytałam, gdy opuściliśmy mieszkanie starszego. Zaczęło już zmierzchać, więc starałam się być bardziej czujna niż zwykle, zwłaszcza, że zabójca wciąż grasował na wolności. Do tego czułam się obserwowana.
- Też to czujesz? – Usłyszałam głos Jeongmina tuż przy uchu. – Mam wrażenie, że jest tu ktoś jeszcze. – Zmartwiłam się, że nie tylko ja mam takie urojenia, zwłaszcza, że dziwnym trafem na ulicy nie było widać nikogo oprócz nas. Kątem oka spojrzałam na Minwoo. On również nerwowo się rozglądał.
Nagle zza zakrętu wyłonił się jakiś ciemny samochód, który jechał o wiele zbyt szybko. Gdy był już blisko, gwałtownie skręcił, ruszając wprost na nas. Zanim zdążyłam zrozumieć co się dzieje, poczułam czyjeś ręce obejmujące mnie w talii i mocne szarpnięcie, gdy ten ktoś cudem uskoczył od pędzącego auta. Otworzyłam oczy i spostrzegłam, że tą osobą był Minwoo, a ja wylądowałam dokładnie na nim. Szybko się obejrzałam i stwierdziłam, że Jeongmin również zdążył uniknąć uderzenia, natomiast samochód rozbił się o ścianę jednego z bloków. Bez namysłu wstałam i ruszyłam w stronę pojazdu. Zatrzymałam kilka metrów od niego i oniemiałam.
- Tu nikogo nie ma. – Szepnęłam, odwracając się do chłopaków, którzy już po chwili byli tuż przy mnie.
- To niemożliwe. – Zaczął Minwoo, podchodząc jeszcze bliżej auta. – Ten samochód złożył się prawie jak puszka. Po tak mocnym uderzeniu, kierowca, jeśli by przeżył, miałby przynajmniej złamane nogi, więc nie mógł po prostu odejść. – Chłopak miał rację. Przód samochodu naprawdę wgniótł się do środka.
- Zadzwonię po tatę. – Powiedziałam, sięgając po telefon, lecz w tej samej chwili zobaczyłam dym wydobywający się spod maski i niewielki płomyk, który zaczął się powiększać. – Padnij! – Krzyknęła, sama również lądując na ziemi, a samochód po prostu wybuchł.
YOU ARE READING
W szponach
FanfictionKażdy człowiek posiada swoją definicję szczęścia. Każdy żyje w swoim tempie i według swojego planu. Gdy nadchodzi odpowiedni moment, każdy jest rozliczany ze swoich czynów i wyborów. Ludzie mają prawo do refleksji na łożu śmierci. Lecz co wtedy...