Rozdział 34

4.1K 220 6
                                    


Kaja.

Jego mina! Nie mogę uwierzyć, że to zrobiłam! To takie ekscytujące! Okay, może wiem, że źle zrobiłam, ale nadarzyła się okazja, żeby utrzeć mu nosa, ewentualnie się zemściłam, choć nie wiem co jeszcze... Ale wiem jedno. On wpadł w moje sidła i tak łatwo się z nim nie rozplącze. Pewnie pomyślał, że nie jestem zdolna do czegoś takiego. Mylił się. Jeden zero dla mnie. 

Następny dzień.

Siedzę na lekcji matematyki. Zajęcia są już luźne, więc czytam sobie książkę, a inni robią dodatkowe zadania. Michał siedzi obok mnie i jest jakiś nieobecny. Jego malinka, a znaczy się moja idealnie eksponuje się na jego szyi. Aż jestem zaskoczona, że tak super wyszła. Moja pierwsza malinka i taka idealna. Jezu, Kaja, o czym ty rozmarzasz - pomyślałam.
Zerkam na mojego towarzysza i nagle zauważam, że z jego nosa kapie krew. Szybko wyciągam chusteczkę z kieszeni i przykładam.

- Boże... - wypowiada pod nosem. 

-Proszę panią, Michałowi poleciała krew - oznajmiam nauczycielce. 

-Kaja, idź  z nim od higienistki -  mówi, podchodząc do nas. Wstajemy i wychodzimy. Coraz bardziej zaczyna krwawić. Wyciągam następną chusteczkę i mu podaje. 

- Głowa na dół, idioto, a nie do tył - trzepię go lekko po ramieniu. Robi to, co mu każę. 

- Cholera - mruczy pod nosem.-  Żeby akurat teraz... - Po chwili dochodzimy do gabinetu. Higienistka go przyjmuje, ja zostaję na zewnątrz. Michał  jest cały blady. Oczy ma podkrążone... Wyglądało to trochę strasznie.

Stoję pod drzwiami około 10 minut, a on nadal nie wychodzi. W końcu pukam i wchodzę. Kobieta robi okłady a on siedzi z głową w dół. 

- Coś się dzieje? - pytam niepewnie. Pielęgniarka się do mnie odwraca.

-O Kaja, idź mu to zanieść.. Najprawdopodobniej trzeba dzwonić po pogotowie. Krwawienie nie ustąpiło tylko jest jeszcze większe.

-Nigdzie nie jadę - Oznajmia zły.Podchodzę do niego i kładę mu okład na kark.

- Michał widzisz, że krwawienie nie ustaje... - wypowiada kobieta.

-Zaraz przejdzie. - I faktycznie niedługo po tym, już było wszystko dobrze. Aczkolwiek tak mi wydawało.

***

- Ej,Kaja! - słyszę swoje imię. Właśnie wracam do domu. Szybko się odwracam. W moją stronę idzie uśmiechnięty Michał. Jest ubrany w czarne jeansy, granatowy opinający podkoszulek i czarne krótkie air forcy. Ja za to ubrałam dziś białe wąskie spodnie i bluzkę z krótkim rękawem w odcieniu pudrowego różu, a na nogach mam bordowe trampki. - Siema.

- Cześć - odpowiadam trochę niechętnie i spoglądam od góry do dołu.- A ty co? Nagle pogawędki ci się zachciało?

- Może - zaczyna iść przodem Ja stoję tak jak przystanęłam. - Idziesz?- odwraca się. 

- Idę .- Zaczynamy iść w jednym tempie. Otulam się ramionami. Michał ma ręce włożone w kieszenie i patrzy przed siebie. 

- To co. Chcesz te lekcje pływania? - pyta w końcu.

- Wiesz...- W sumie to nie wiem. Czy chcę tego na serio? Czy chcę, żeby on mnie dotykał, ilustrował od góry do dołu, kiedy jestem w stroju kąpielowym? Okay, chcę tego. Chcę zobaczyć jego minę kiedy będzie patrzył. -W sumie, okay. Ale pod jednym warunkiem - odpowiadam w końcu. On też się pomęczy. 

- Zamieniam się w słuch - mówi rozbawiony.

- Czyli uczyłbyś mnie pływać w weekendy po swoim treningu?

- Yhym.

- No okay, ale za to ty będziesz ze mną biegał dwa razy w tygodniu.

- Chyba żartujesz? - Wybucha śmiechem. Aha, nie spodziewałam się takiej reakcji. Śmieje się tak bardzo, że zgina się na pół. Podchodzę do niego i daje mu kuksańca w bok. - Auu.- Naskakuje na mnie. Po chwili odzyskuje panowanie nad sobą. Stoję z założonymi rękami na piersi i patrzę na niego z zażenowaniem. - Ty mówisz serio? - Spogląda na mnie.

- A wyglądam na głupią wariatkę, która śmieje się razem z tobą? - pytam z zadziornym uśmiechem na twarzy. 

- Okay...- stwierdza.- Chyba sobie żartujesz?! - w końcu pyta opryskliwie. 

- Nie, to nie. - Zaczynam iść.

-Ej, stój.

- Nie będę stawać. Chcesz gadać, to chodź... Kim ja jestem, żebyś mi rozkazywał, co?

- No wiesz...- mówi rozbawiony.

-Co?

- Ja nie nadaję się do biegania. - Dorównuje mojego kroku. 

- Wymiękasz? - spoglądam zaskoczona. 

- Nie, oczywiście, że nie.

- To w czym problem? 

- No, bo...- Chyba go zatkało. Na jego twarzy wyraźnie jest wymalowane zmieszanie.

- Ja pływam z tobą, ty biegasz ze mną. Proste i logiczne. Idziesz na ten układ? - przystaję i odwracam się twarzą do niego.

- Hmm...-  udaje, że się zastanawiam. Dokuję faktu dokonanego i wyciągam rękę oraz czekam, aż uściśnie. 

- Zgoda - odpowiada pewny siebie i składamy uścisk dłoni. Chcę żeby już puścił, ale nadal się trzymamy i lekko potrząsamy. 

- Puścisz?

- Za buziaka.

- Co? - pytam zaskoczona. - Nie ma mowy, a tak w ogóle to szantaż. 

- Nie mów, że wstydliwa jesteś... - droczy się ze mną.

- Otóż jestem, ale teraz proszę cię, żebyś uszczelnił nasz uścisk. 

- Ale mi się podoba. - Szczerzy się do mnie.

- Jak zawsze nieobliczalny. - Kręcę z niedowierzaniem głowa.

- Lubię taki być - stwierdza z dumą.

- Więc?

- Więc co?

- Puścisz?

- Jeśli spełnisz warunek.

- Michał śpieszę się...

- Ja mam czas. Co to dla ciebie buziak w policzek. Wczoraj jakoś nie wstydziłaś się zrobić mi malinki. 

- To była zemsta -  odpowiadam ozięble z przymrużonymi powiekami.

- Och, no tak, domyśliłem się. Więc teraz przyszło wynagrodzenie. Możesz pocałować. - Wskazuje palcem na policzek. 

- Michał, wkurzasz mnie już.-mówię zła.

- Złość piękności szkodzi wielorybku. - Uśmiecha się szeroko. W końcu nie wytrzymuję. Cmokam go w policzek, a on automatycznie puszcza moja dłoń.

- W środę pierwsza trasa - mówię, nie patrząc na niego i idę już sama do domu. Chcę jak najszybciej znaleźć się w pokoju. Jestem zażenowana moim zachowaniem. Znowu dałam się omotać.  

Tym razem dla ciebie punkt Gajewski.

Rozdział niesprawdzony. 

Nieoczekiwana miłość - KorektaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz