12 Rozdział

959 36 11
                                    

Skończyłam już wszystkie lekcje, więc przyszedł czas treningu drużyny koszykarskiej, na który zostałam zaproszona.

Iść czy nie iść? O to jest pytanie. Oh Lucy i jej lamusiarskie żarciki. Dobra ide w końcu będzie tam Cameron ale i Shawn a on chyba nie przepada za mną. A i jeszcze Nash, dobra to jest 2:1. Strona Cam'a wygrywa, ide.

Weszłam do dużej sali gimnastycznej i usiadłam na pustych trybunach. Boisko było puste, koszykarze przebierali sie w męskiej szatni. Po chwili siedzenia i obserwowaniu pomieszczenia usłyszałam bieg dochodzący z prawej strony. Szybko spojrzałam w tamtą strone i zobaczyłam Nash'a w koszykarskim stroju ich drużyny. Biało czerwone buty piszczały po żółto pomarańczowej błyszczącej podłodze. Biały luźny podkoszulek z niebieskim psem na przodzie i z tyłu duży tego samego koloru numer gracza, w jego przypadku była to moja ukochaną 13. Również luźne spodnie do kolan dodawały mu takiego sportowego uroku.
- Czy jest tu jakieś cheerleaderki? - powiedział rozglądając sie po pomieszczeniu. Spojrzał na mnie uśmiechnięty i usiadł obok mnie.
- Naprawde chcesz tu siedzieć? - spytał kiedy na boisko wchodziło coraz więcej chłopaków. Pokiwałam twierdząco głową, wtedy do sali wbiegł krzyczący jak dinozaur Cameron, kiedy zauważył mnie pobiegł do nas, siadając po drugiej stronie zarzucił rękę na moje barki i przesunął sie do mnie.

Czy to jego ręka? Czemu aż tak sie tym jaram? O boziu on mnie dotknął! Czy ja słysze dzwony kościelne na nasz ślub?

- I co bedziesz nam kibicować? - spojrzał mi w oczy Cameron na jego gest jedynie przytaknęłam.
- Chłopaki - do sali z przewieszoną torbą sportową przez ramie wbiegł zdyszany Mendes - musze sie przebrać, poczekajcie - krzyknął biegnąc w strone drzwi męskiej szatni.

Jak zawsze spóźniony. Oh Mendes Mendes.

Po chwili na sale weszła Holly i jej przyjaciółki bliźniaczki.

Tylko jej tu brakowało.

Spojrzała na mnie fałszywie uśmiechnięta i pomaszerowała w moją strone.
- Hej chłopcy powiedziała - patrząc na siedzącego obok mnie Cameron'a i Nash'a.
- A to coś co tutaj robi? - spytała blondynka patrząc na mnie wrogo.
- O to samo miałem właśnie spytać - powiedział Nash patrząc złowrogo na dziewczyne.
- Jestem cheerleaderką a poza tym czekam na Shawn'a. Nie wiem dlaczego ale zakuło mnie coś w sercu gdy wypowiedziała to imię. Na boisko wparował przebrany w koszykarski strój Shawn, wszyscy po kolei schodzili na boisko zaczynając tym trening.

Świetnie. Zostałam sama, z Holly.

Dziewczyna i jej przyjaciółki zajęły wolne miejsca obok mnie.
- Jak tam u ciebie kujonko? - spytała Holly opierając podbródek o nadgarstek. Nie odwróciłam wzroku od grających chłopaków.
- Patrzcie jaka poważna - zwróciła sie do bliźniaczek - Ciekawe ile razy musiała robić loda Nash'owi żeby za tyle ubrań jej zapłacił - powiedział na co jej towarzyszące przyjaciółki głupkowato chichotały.

Spokojnie, na pewno cie nie przebiłam, ty przecież przez całe swoje życie czyścisz berło.

Spojrzałam w jej oczy, były pełne nienawiści i złośliwości. Jej blond włosy były spięte w wysoki kucyk a końce lekko zakręcone. Mocny makijaż, sztuczne rzesy, paznokcie, olej zamiast mózgu to cała Holly.
- Co przykro ci że nic nie mówisz? - zrobiła sztuczną smutną mine i lekko przekreciła głowe w bok.

Po prostu szkoda mi słów, a ty lepiej
oszczędzaj to pojemne gardełko.

- Mam dla ciebie rade - powiedziała przesuwając sie bliżej mnie - odpieprz sie od nich, szczególnie od Shawn'a. Jakaś byle kujonka nie ma u żadnego z nich najmniejszych szans, więc lepiej sobie daruj dziewczynko. Jeśli sie nie posłuchasz będzie nie miło, rozumiesz? - patrzyła groźnie w moje oczy.

Pieprz sie.

Do końca treningu siedziałam w ciszy, nie miałam najmniejszej ochoty rozmawiać z taką tępą osobą jaką była Holly. Nareszcie nadszedł koniec treningu drużyny koszykarskiej, podniosłam sie z miejsca i ominęłam blondynke. Zeszłam z trybunów i udałam sie w strone wyjścia, kiedy Nash złapał mnie za nadgarstek.
- Poczekasz na mnie chwilke? Przebiore sie i cie odprowadze - powiedział patrząc mi w oczy po czym szybko pobiegł do męskiej sztni. Nie dał mi nawet odpowiedzieć, oparłam sie o ściane i czekałam na przyjaciela. Obok mnie przechodzili inni koszykarze. Holly i jej koleżanki też wyszły lecz bez Shawn'a tak jak miała to zrobić.
- Na co czekasz piękna? - spytał Cameron podchodząc do mnie.
- Na Nash'a - powiedziałam przewracając oczami.
- To do jutra Lu - powiedzał słodko sie uśmiechając po czym znikł za zamykającymi sie drzwiami. Wpatrzona w tamtą strone usłyszałam cichy pisk buta.
- Boże ile można na ciebie czekać - powiedziałam z myślą że to nareszcie Nash lecz kiedy odwróciłam głowe, ujrzałam bardzo blisko mnie stojącego chłopaka w zasadzie jego klatke. Udniosłam powoli głowe i zobaczyłam uśmiechniętego Shawn'a.
- Czekasz na mnie? - spytał patrząc w moje oczy, momentalnie poczulam motylki w brzuchu.
- Przepraszam ja myślałam że to Nash - mówiłam skrępowana tym jak blisko mnie stoi.
- Musze lecieć, Holly na mnie czeka - mruknął smutno i odszedł omijając mnie.

No tak Holly... ona zawsze coś popsuje.


Paręnaście minut później byliśmy już w drodze do mojego domu i rozmawialiśmy o niczym konkretnym. Kiedy nagle padło pytanie.
- Jak rodzice? - troskliwie zapytał Nash, na jego słowa posmutniałam. Dla mnie to dotkliwy temat ale wiem że powinnien o mnie wszytko wiedzieć. Zatrzymałam a chłopak po chwili też stanął w miejscu, głośno westchnęłam zaczęłam mówić.
- Nash ja nie mam rodziców, to znaczy mam tate ale on jest zbyt zapracowany. Moja mama nie.. - nie potrafiłam sie wysłowić - nie żyje - powiedziałam z ulgą w głosie - mój tata jest obecnie z byłą najlepszą przyjaciółką mamy, nienawidze tej kobiety. Mój ojciec chyba już zapomniał o mamie ale ja nie, ona nigdy mi jej nie zastąpi... W moich oczach zaczęły gromadzić sie łzy wtedy brunet podszedł bliżej mnie i mocno przytulił a jego ręka jeździła po moich włosach.
- Przepraszam, nie powinienem pytać - usłyszałam cicho nad sobą.

Nash jesteś moim najlepszym przyjacielem. Nawet nie wiesz jak bardzo tego pragnęłam..

Wtuliłam sie w ciało chłopaka i przymknęłam oczy. Staliśmy tak kilka dobrych minut. Po ciężkiej rozmowie Nash odprowadził mnie pod sam dom.

Friend or Boyfriend? || Magcon Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz