4.

185 26 0
                                    

Obudził ich dzwoniący telefon. Najpierw John łudził się przez chwilę, że to tylko budzik Sherlocka, jednak gdy zerknął na leżącego obok niego detektywa, który medytował ze złożonymi dłońmi, zrozumiał, że ktoś po prostu usilnie próbuje się z nimi skontaktować. Wyminął więc ostrożnie przyjaciela i sięgnął po jego telefon komórkowy, dzwoniący bez przerwy na półce nocnej.

- Tak, słucham? – odebrał doktor, starając się otrząsnąć z resztek snu.

- Z tej strony inspektor Dimmock. Jak mniemam rozmawiam z doktorem Watsonem. Lestrade kazał mi zadzwonić z tym do was – John zauważył, że Sherlock otworzył jedno oko i zaczął mu się przysłuchiwać.

- Proszę chwilę poczekać; przełączę pana na głośnik, inspektorze – poprosił blondyn. Wyciągnął rękę z telefonem tak, żeby detektyw również wszystko usłyszał. – Już może pan mówić, inspektorze.

- Słyszeliście może o śmierci opiekuna z schroniska dla bezdomnych? To nie była taka zwykła śmierć. Na jego szyi były ślady po kłach jakiegoś zwierzęcia, a sekcja wykazała, że umarł przez wykrwawienie. Problem polega na tym, że na miejscu zbrodni nie było krwi i to nie jest pierwszy tego typu przypadek. W sumie odnotowaliśmy ich sześć. Mordercę nazwano „wampirem z Islington" i, nie będę owijać w bawełnę, sądziłem, że udzielisz mi w tej sprawie kilku wskazówek... Wiem, że zajmujesz się teraz kradzieżą obrazów Fairbrooka, ale... wszystko wskazuje na to iż te dwie sprawy są ze sobą powiązane, Holmes. Wczoraj w nocy zamordowano Julię Gordon i nie ma wątpliwości, że morderca działał według tego samego schematu, co „wampir"...

- Powtórz – zażądał Sherlock siadając tak gwałtownie, że niemal wytrącił Johnowi telefon z ręki.

- Powiedziałem, że Gordon nie żyje, a morderca działał według tego samego schematu, co...

- Więc zakładasz, że nie mamy do czynienia z jedną osobą?

- Gordon przez całą noc była w areszcie, Holmes. Nikt nie wchodził i nikt nie wychodził, a przynajmniej niczego nie ma na kamerach, więc sprawcą musi być...

- Czy przesłuchaliście Gordon? – przerwał mu ponownie detektyw.

- Przykro mi, Holmes – odparł bardzo cicho Dimmock. – Lestrade zostawił jej przesłuchanie na dzisiaj. Jeśli będziesz chciał czegoś jeszcze, po prostu zadzwoń.

Inspektor rozłączył się zanim Sherlock zdołał mu odpowiedzieć. John z niepokojem przyglądał się przyjacielowi, który powoli wstał z łóżka, podszedł do okna i oparł się dłońmi o parapet. Opuścił lekko potarganą czarną czuprynę i zaczął mamrotać pod nosem, a po kilku chwilach parsknął śmiechem i prawie podskoczył ze szczęścia.

- Słyszałeś to, John? – zapytał stanowczo zbyt entuzjastycznie. Rzucił się do szafy i zaczął ubierać. – Mordują nam świadków, czy to nie cudownie? – Ledwie dopiął guziki koszuli, a już chwytał za klamkę, gotów by wybiec z pokoju. – John, czy mógłbyś mi przynieść śniadanie do laboratorium?

Nie zaczekał nawet na odpowiedź i pognał do swoich mikroskopów. Watson westchnął głęboko i uśmiechnął się pod nosem; tak bardzo mu tego brakowało! Dochodziła jedenasta i doktor doszedł do wniosku, że jego przyjaciel musiał wcześniej wyłączyć budzik i oddał się medytacji, by mu nie przeszkadzać. Czyli po raz kolejny zachował się zastanawiająco uprzejmie w stosunku do swojego asystenta. Hmm... To znaczy, że są parą czy nie? Gdyby chodziło o kogoś normalnego, John zacząłby się zastanawiać, jak przemówić mu do rozsądku. Był to jednak Sherlock, więc ta nadprogramowa uprzejmość mogła być jedynie dowodem na to, że po raz kolejny planował wykorzystać blondyna do jakiegoś wyjątkowo nieprzyjemnego zadania.

Ziewając przeciągle ruszył do kuchni i zaczął przygotowywać śniadanie. Zapach ciepłego pieczywa, świeżych pomidorów i mielonej kawy całkiem go rozbudził, miał więc całkowitą pewność, że gdy szedł do laboratorium z tacą obładowaną kanapkami i z dwoma parującymi kubkami pełnymi kawy, nie doznał żadnych omamów wzrokowych czy innych sennych halucynacji. Zaklął cicho pod nosem. Dlaczego z każdą chwilą ta sprawa musiała się robić coraz bardziej podejrzana?

Panna Helsing na szczęście go nie zauważyła. Zbyt bardzo była skupiona, by się nie potknąć w swoich czarnych botkach na obcasie i w sięgającej za kolano sukience, nieco skromniejszej niż ta, którą miała na sobie poprzedniego dnia, wciąż jednak pełnej wstążeczek i koronek i stanowczo zbyt staroświeckiej. Nie było to proste zadanie, zważywszy iż dźwigała dwa metalowe wiadra wypełnione po brzegi przezroczystymi torebkami z krwią. John, ignorując swój instynkt samozachowawczy i ciążącą mu tacę ze śniadaniem, zaczął śledzić drobną blondyneczkę, aż do momentu w którym upewnił się, że zmierza do piwnicy. Poczuł jak ciarki przebiegają mu po plecach. O co tu chodziło? Nie mógł to przecież być żaden wampir...

Przez całą drogę do laboratorium doktor bił się z myślami. Z jednej strony wiedział, że powinien powiedzieć Sherlockowi o tym, co widział, ale z drugiej bał się iż detektyw nie poradzi sobie z „wampirem" zupełnie jak z „psami" z Baskerville. Dlatego właśnie postanowił, że nie powie przyjacielowi o swoim odkryciu aż do momentu, w którym nie będzie to konieczne.

Zastał młodszego Holmesa pochylonego nad wynikami najnowszych próbek, które zostawił na noc, by wybarwiły się pod wpływem wolniej działających odczynników. Trzech biochemików nigdzie nie było – widocznie szybko zdali sobie sprawę z tego, że ich pomoc jest zupełnie zbędna.

- Jak idzie? – zapytał John, stawiając tacę z kanapkami i kawą na stole.

Sherlock spojrzał na niego z wdzięcznością i sięgnął po wciąż ciepły kubek. Popijając zerkał na zmianę to na swoje notatki, to na blondyna, aż w końcu zapytał:

- Wszystko w porządku, John?

- Tak, pewnie – odparł nieco zbyt pospiesznie Watson i dodał, by skierować myśli przyjaciela w innym kierunku: - tylko nie wiedzieć czemu ktoś znowu wlazł mi do łóżka.

- O nie, wypraszam sobie – roześmiał się brunet chwytając kanapkę z serem i pomidorem. – To ty wlazłeś do mojego łóżka. Nie rób takiej zdziwionej miny! Mówiłem ci przecież wczoraj, że nie zamierzam się przeziębić przez sen, uznałem więc, że sam zrozumiesz iż łóżko bliżej grzejnika jest moje. To, że pierwszy się w nim położyłeś, niczego nie zmienia.

- Możesz mi w końcu powiedzieć, o co naprawdę ci chodzi? – zapytał John, siląc się, by nie parsknąć śmiechem.

- Pogadamy w drodze do Barts – obiecał Sherlock i wepchnął sobie kanapkę do ust. Wziął jeszcze łyka kawy, po raz ostatni rzucił okiem na wyniki analizy chemicznej i ruszył do wyjścia. – Nic tu po nas, a trupy się przecież same nie obejrzą.

Diabelski TrylOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz