rozdział 25

768 57 8
                                    

Tris

Cała się spinam. Nogi mam jak z waty, a ciało jak z galarety. Wszyscy nieustraszeni zaczynają krzyczeć jeszcze głośniej i dopingują mnie, żebym to zrobiła. A ja nie chcę tego robić nie dlatego, że się boję. Tylko że jeżeli wszyscy zobaczą moje lęki i to, że Tobias jest w nich to będzie źle. Nawet bardzo źle. Cały plan układany przez ponad 5 miesięcy legnie w gruzach przez zwykłe wyzwanie. Walczę ze sobą w myślach. Nie chcę dawać jej satysfakcji, ale też nie chcę wyjawić swojej tajemnicy.

-Nie możemy tego zrobić- mówi jakiś głos za moimi plecami. Odwracam się gwałtownie i widzę Tobiasa- nie mamy serum do symulacji.

-Jak to?- pyta Mira- tydzień temu jeszcze było.

-To były resztki- odpowiada spokojnie- drugi etap za niecałe 3 tygodnie, więc jeszcze nie zamawiałem dodatkowych zapasów serum.

Słyszę niezadowolone pomruki nieustraszonych, a ja w duchu czuję ogromną ulgę. Nawet Tobias nie wie, jak bardzo mi pomógł ratując mnie z tej sytuacji. Patrzę na Mirę wyraźnie wściekłą, że nie będzie mogła zobaczyć mojego krajobrazu strachu.

-Więc....- zamyśla się- Musisz zwisać nad przepaścią, trzymając się balastury całe 5 minut- widzę jej satysfakcję w oczach. Mnie natomiast uderza wspomnienie, jak Christina musiała nad nią zwisać i ledwo jej się to udało. Tylko ja teraz jestem lekko pijana i w każdej chwili mogę przez przypadek puścić drążek.

Wzdycham. Podchodzę do niej i biorę butelkę. Upijam kilka łyków trunku, który pali moje gardło. Zaczynamy biec w stronę torów. Od razu gdy jesteśmy na miejscu zauważamy blaszaną skrzynie pędzącą w naszym kierunku. Biegnę wzdłuż torów, łapię za uchwyt i wskakuję do środka. Niestety mój stan spowodował, że wylądowałam na kolanach, a zaraz po tym na boku. Wstaję i siadam pod ścianą. Czekam aż reszta wskoczy i nie mija minuta, a wszyscy nieustraszeni są już w pociągu.

Spoglądam na Tobiasa. Patrzy na mnie zmartwionym wzrokiem. Posyłam mu blady uśmiech, opieram głowę o ścianę i skupiam swoją uwagę na suficie. Kątem oka widzę ciemne niebo i świat sunący i jaki za sobą zostawiamy. Serce bije mi jak oszalałe.

-Sześć, dasz radę- mówi pokrzepiająco Lena, siedząca obok mnie- a z Miry jest wredna Suka.

-Cóż poradzić?- wzruszam ramionami- muszę spróbować. W najgorszym wypadku stracę życie.

I tego się najbardziej boję. Staram się brzmieć twardo, ale czuję jak ręce mi drżą. Widziałam Christinę i sama wtedy chciałam płakać, jak zwisała swobodnie nad przepaścią. O wiele gorzej będzie zwisać tam i liczyć każdą sekundę do końca. Nie chcę umierać i zostawić Tobiasa. Niedawno odzyskaliśmy siebie i nie chcę go zostawić. Nie chcę, by widział jak moje ciało spadnie bezwładnie w czarną odchłań, która pochłonie mnie całą i zabierze w inny świat. Nie chcę. Nie chcę. Nie chcę.

Pociąg zwalnia i wydaje z siebie głośny pisk co oznacza, że dojechaliśmy. Wstaję i podchodzę do drzwi. Wyskakuję z pociągu i ku mojemu zdziwieniu ląduję na nogach. Biegnę razem z Leną w stronę przepaści. Zaraz za mną jest Derek razem z Hazel i Sophią. Serce skacze mi w piersi. Mam wrażenie, że zaraz wyskoczy, a razem z nim wszystkie moje wnętrzności i zaczną żyć swoim życiem poza moim ciałem. Ręce mi drżą, dlatego zaciskam je w pięści. Nogi mam jak z waty. Zaraz upadnę, jeśli się czegoś nie złapie.

Dochodzimy do Jamy. Jest środek nocy, dlatego nie ma tu żywego ducha. Panuje tutaj grobowa cisza dopóki tłum pijanych nieustraszonych zajmuje miejsce wokół drążka.

-Powodzenia Sześć- Derek klepie mnie po ramieniu, a po nim Lena, Hazel, Sophia, Harry, Ali i Finn. Każdy na mnie liczy. Nie chcę dać satysfakcję Mirze. Jak spadne, umrę. Jak zrezygnuję, narobię sobie wstydu. Jedyną opcją jest wejść tam i wytrzymać te 5 minut i przeżyć.

Przełykam głośno ślinę i podchodzę bliżej do balastury. Spoglądam przez ramię. Mira ustawia czas na zegarku, a ja wiem, że to będzie nieuczciwe. Będzie przedłużać. Patrzę na Tobiasa i posyłam mu wymowne spojrzenie. Zrozumiał mnie bez słów, również sięga do zegarka i ustawia czas.

Nabieram powietrze do płuc. Łapię za drążek i spuszczam nogi. Przez chwile moje ciało dynda w przód i tył, przez co przebiega po moim ciele fala zimna. Już chcę stanąć na pewnym gruncie mimo, że minęło dopiero kilka sekund. Mgiełka, która widnieje na drążku sprawia, że moje palce zaczynają się ślizgać. Poprawiam chwyt i mocniej chwytam za balasturę. Moje nogi swobodnie kołyszą się nad bezdenną dziurą. Po mojej skroni spływa pot. Pierwsza fala uderza mnie w plecy, a ja kompletnie nieświadoma takiego uderzenia wzdrygam się i jedną ręką puszczam drążek.

-Dawaj Sześć- słyszę krzyki. Prawdopodobnie Leny. Razem z nią dopingują mnie inni nieustraszeni. Spoglądam na Tobiasa. Patrzy na mnie pokrzepiająco, co dodaje mi siły. Podnoszę opuszczoną rękę i ponownie chwytam się drążka. Słyszę okrzyki radości tłumu ludzi. Spanikowana wierzgam się i z całej siły sciskam balasturę. Liczę sekundy, które ciągną się w nieskończoność.

Jeden.

Dwa.

Trzy.

Cztery.

Kolejna fala uderza mnie w plecy, mocząc ubrania, włosy. Po moich włosach i twarzy spływa woda, a z butów kapie woda. Krzyczę przez zaciśnięte zęby i przywieram rękami do drążka. Kolejne sekundy mijają nieubłaganie długo.

-Sześć, zostały 2 minuty- Wrzeszczy Lena, przekszykując tłum i szum wodospadu. Tym razem fala uderza z taką siłą że przestaję czuć na rękach balasturę.

Puściłam drążek.

Fourtris- Ciąg Dalszy NiezgodnejOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz