Jesteś zdziwiony. Minął tydzień, a nikt się tobą nie zainteresował. Wyskakujesz z łóżka w dresach, bez koszulki. Wchodzisz luźnym krokiem do salonu. Levi skacze do ciebie, trzymając w zębach czerwoną smycz. Głaszczesz go między uszami i naciągasz koszulkę, leżącą na kanapie. Nakładasz buty i zapinasz psu smycz. Macie już swoje rytuały. Levi idzie pierwszy, trącając nosem każdą roślinkę. Sam niesie sobie smycz. To bardzo inteligentny pies, tylko Gigi nie potrafił tego odkryć. Idziecie do parku. Tam Levi oddaje ci smycz, którą odpinasz, a on biegnie się wysikać, poflirtować z dziećmi w wózkach i ich matkami i gonić wiewiórki. W sumie, trochę przypomina ci Cole'a. Nawet bardzo.
Zauważasz, że ktoś pochyla się nad twoim psem i wystawia mu dłoń z jakimś jedzeniem. Gdy chodzi o Leviego, nie ufasz ludziom. Gwiżdżesz na psa, a on odwraca się od nieznajomego i machając ogonem truchta do ciebie. Głaszczesz go i obserwujesz dokarmiacza. Ten prostuje się i poprawia granatową marynarką. Przeczesuje palcami włosy. Znasz ten ruch. Nonszalancki, pełen wrodzonej gracji. Nie musi się obracać, już wiesz, kto to jest. Unosi dłoń w geście powitania. Rusz do ciebie z uśmiechem. Ale to nie jest uśmiech, jaki znasz. Ten jest drapieżny, wymuszony- po prostu podnosi kąciki ust ku górze. W oczach skaczą iskierki. Czujesz się winny.
- Kogo my tu mamy- mówi cicho Śmierć.- Pan Ludwig. Minęło trochę czasu.
Już nie widzisz tej dziecinnej strony. Teraz masz przed sobą tego, którego boją się miliardy. Śmierć. Pozornie spokojna pozycja- ręce w kieszeniach, lekko odchylony do tyłu. Ale twarz... Po niej widać, że jest na ciebie śmiertelnie... Może to złe słowo. Bardzo obrażony.
- Stary, to nie tak. Musiałem przemyśleć kilka spraw.
Śmierć powoli kiwa głową. Unosi ręce i wzrusza ramionami. Kuca i wyciąga dłoń ku Leviemu. Pies ufnie podchodzi do niego i daje się pieścić.
- No tak, to zrozumiałe. Dlaczego mielibyśmy się martwić?- zaczyna Śmierć, zupełnie, jakby mówił o pogodzie.- Nie mamy przecież żadnego zagrożenia, a my to tylko grupka znajomych. Masz rację.- Kiwa głową.- No nic.-Wstaje.- Idę powiedzieć reszcie, że Theo nic nie grozi, ma się dobrze i nie odzywał się, bo jest mu tak wygodnie. Na marginesie, ładny pies. Byłaby wielka szkoda, jakby... zdechł.
Chichocze i odchodzi powolnym krokiem.
- Czekaj! Start, stój! Chodź na kawę, wszystko ci wyjaśnię!
Zatrzymuje się.
- A masz ciastka?-rzuca przez ramię.
Otwierasz drzwi mieszkania. Levi wbiega do twojej sypialni i wskakuje do kosza na pranie. Tarza się w świeżo wypranych ubraniach. Ślina z jego pyska dotyka już twojej ulubionej koszuli.
- Uroczy jest-mówi Śmierć.
Kiwasz głową. Nastawiasz czajnik z wodą. Podczas, gdy ty przygotowujesz kawę, Śmierć rozgląda się po mieszkaniu.
- Każdy już tu był. Tylko nie ja.- Staje na środku pokoju. Zamyka oczy i wciaga powietrze.- Proszę, był tu ktoś jeszcze.
Sztywniejesz. Ręka zatrzymuje się w połowie drogi do kubka. Przełykasz ślinę. Jak on to robi?
- Przyprawy korzenne, drogie perfumy, tandetna farba do włosów. Serio, stary? Nawet ona tu była?
Wzdycha głęboko i siada na kanapie. Sięga po papiery leżące na stoliku od kawy. Nie tykasz ich od miesięcy. To jakieś sprawy dla Lucyfera, w sumie nic ważnego. Śmierć przegląda je obojętnie. Rzuca je za kanapę i sięga po pilota od telewizora. Włącza coś znanego. Opiera się i zarzuca nogę na nogę. Podwija rękawy marynarki. Postanawia ją zdjąć całkowicie. Obraca głową, kark mu strzela. Nie wiesz, czy bardziej cię to niepokoi, czy fascynuje. Podchodzisz do niego z kawą w ręce. Wystawiasz ją powoli. Śmierć patrzy na to niewzruszenie. Ręka zaczyna ci się trząść. On lekko uśmiecha się i wstaje. Przez materiał czarnej koszulki widzisz jego poruszające się łopatki. Przypomina ci drapieżnika. Wydaje ci się, że to wszystko dzieje się w zwolnionym tempie. Gdy nagle on przyśpiesza. Rzuca się na ciebie. Kubek wypadł ci z ręki. Rozbił się o podłogę. Śmierć stąpa po odłamkach, przybliżając się do ciebie. Cofasz się. Levi wypada z sypialni i szczeka na Śmierć. On tylko macha ręką, a pies z łoskotem uderza o ścianę. Piszczy i ucieka do pokoju. Śmierć nie czeka, aż znajdziesz się pod ścianą. Chwyta cię za gardło i unosi. Uderza twoim ciałem o mur. Jęczysz. Nie możesz złapać tchu. Łapiesz jego rękę i patrzysz mu w oczy. Straciły swoją zielonkawą barwę, teraz całe, wraz z białkami, robią się czarne. To przerażające. Jego dłoń i paznokcie coraz bardziej wbijają ci się w gardło. Zaraz coś ci przebije. Czujesz coś ciepłego. Krew. Spływa pod koszulkę, zahacza o dresy. Młócisz nogami powietrze. Śmierć unosi drugą rękę i dotyka twojego policzka, delikatnie, prawie pieszczotliwie. Stwarza pozory, zaraz z muśnięcia przechodzi do uderzenia. Odstawia cię na ziemię i pozwala zaczerpnąć tchu. Policzkuje cię raz po raz. Ostatni raz rzuca cię o ścianę. Przyciska cię do niej za szyję. Krew coraz mocniej wypływa.
- Jak mogłeś?- pyta, ale głos dochodzi jakby z oddali.- Dobrze się bawisz? Sprzymierzasz się z wrogiem. Nie wiesz, że ze to było cholernie głupie? Miałem cię za mądrego.- Spluwa na ciebie. Oczy pozostają czarne.- Jesteś żałosny, gardzę tobą.
Nagle jego oczy się zmieniają. Znów są zielone. Widać w nich strach. Puszcza cię i z niedowierzaniem patrzy na swoje ręce. Łapie się za włosy. Oddychasz głęboko i uciskasz ranę na szyi. Śmierć cofa się.
- Theo... O Boże, ja przepraszam. Nawet nie wiesz, co znaczy być kimś takim ja. Potworem- w oczach lśnią łzy.- Ukrywanie swojej potęgi niszczy. Jestem skończony.
Przybliżasz się do niego i łapiesz go za ręce. Jest przerażony, trzęsie się. Głowę opuszcza w dół. Myślisz, że już po wszystkim. Ale alter-ego Śmierci ujawnia się ponownie. Powoli podnosi głowę, a czarne oczy zalśniły złowieszczo. Trzymając cię za szyję, przyciska cię do podłogi. Pochyla się nad tobą. Oblizuje usta. Patrzy na ciebie, przekrzywiając głowę. Drżysz. Zbliża się do ciebie.
- Ciesz się, że nikt jeszcze nie wie-szepcze.
Łączy wasze usta. Tak po prostu. Brutalnie wciska twoją głowę w podłogę. Jesteś sztywny. To... porażające i przerażające. Jesteś sztywny, nie oddajesz pocałunku. Śmierć wykonuje zawłaszczające ruchy żuchwą. Nie wiesz, ile to trwa. Może godzinę. Może sekundę. Całuje cię, jednocześnie cię dusząc. Przygryza twoją wargę. Do krwi. Wydajesz z siebie zduszony okrzyk. Śmierć wstaje z ciebie. Po jego brodzie cieknie krew z twoich ust. Jedno oko pozostaje czarne,drugie odzyskuje starą barwę. Na ustach tkwi cyniczny uśmiech. Klękasz i zaczynasz kaszleć. Ślina miesza się z osoczem i dławisz się tym. To łączy się z krwią z szyi. Śmierć bierze marynarkę z kanapy. Szkło chrzęści pod jego stopami. Przy wyjściu rzuca ci ostatnie spojrzenie przez ramię.
- Dobrze smakujesz.
Wychodzi. A ty nie wiesz, co jest twoją krwią, co śliną, a co łzami.

CZYTASZ
Szatan- Mój Szef
FantasyNawet Szatan ma na Ziemi interesy. Ale czuje się zbyt ważny, aby załatwić je sam. Ma swoich ludzi. Wszędzie. I zawsze. Co będzie gdy ludzie, diabły i anioły połączą siły? ______________ Okladka: wspaniała @bookcovermania