*Draco Malfoy*Po skończonych lekcjach od razu udałem się do swojego pokoju, w celu spakowania się na trzy dni. Zastanawiałem się jakie ubrania będą najbardziej odpowiednie, w końcu większość tego czasu będę spędzał w sejmie, do domu będę wracał tylko spać. Zdecydowałem się zabrać dwie białe koszule i jedną niebieską. Do tego czarne spodnie, skórzane buty, piżama. Spakowałem też małą kosmetyczkę, zabierając niezbędne kosmetyki. Ostatni raz przejrzałem torbę, cholera, tak bardzo nie chciałem jechać na to zgromadzenie. Usiadłem na łóżku, zbierając energię przed przyjazdem ojca. Zastanawiałem się czy powiedzieć Finneagan o moim wyjeździe, w końcu była moją dziewczyną, a za kilka godzin miałem zniknąć na całe trzy dni. Ostatecznie z tego zrezygnowałem, opowiem jej o wszystkim gdy wrócę, nie mam teraz głowy by tłumaczyć jej wszystko. Po dłuższych przemyśleniach, że wyjazd bez żadnego znaku życia byłby głupim pomysłem, postanowiłem więc zabrać Harremu jedną z czekolad które dostał na urodziny, dodając do niej karteczkę z krótkim napisem: 'do zobaczenia w piątek'. Myślę że chociaż to, pozwoli jej dzisiaj zasnąć. Zabrałem szybko prezent ze sobą, wychodząc z pokoju, kierując się w stronę salonu wspólnego jej tabunu. Po drodze spotkałem jej przyjaciółkę, Caitlyn.
- Hej, Caitlyn! – syknąłem cicho. Dziewczyna spojrzała na mnie krzywo, ale podeszła bliżej mnie, z dziwnym wyrazem na twarzy – czy Sarah wyszła już z waszego pokoju na obiad?
- Tak, jest w wielkiej sali od piętnastu minut – odparła – a co?
- Nic szczególnego, mam coś dla niej.
- Aha, w porządku – powiedziała pod nosem – moja intuicja mi mówi że mam nic jej nie mówić, prawda? – nic dziwnego że podobała się Potterowi, bystra jest. Wzruszyłem ramionami.
- Jeśli ci to nie wadzi – mruknąłem – właściwie, to mogłabyś mnie wpuścić do waszego salonu, sama rozumiesz, raczej nie mam tam wielu przyjaciół – mówiąc to, miałem na myśli ' tak naprawdę wasz tabun za mną nie przepada, z resztą ze wzajemnością'. Dziewczyna wywróciła oczami, ale odwróciła się, prowadząc mnie w stronę ich salonu. Kiedy otworzyła drzwi, prawie nikogo tam nie było, poza paroma wyjątkami. Tak, zdecydowanie za dużo tu czerwonego, bardziej przemawia do mnie zieleń. Caitlyn poprowadziła mnie schodami w górę, w końcu otwierając przede mną drzwi ich pokoju. Kiedy wszedłem do środka, od razu poczułem damskie perfumy, całkiem przyjemny zapach. Zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu, próbując zlokalizować łóżko mojej dziewczyny. Bingo, poznałem je po zdjęciu które stało na etażerce obok. Na fotografii była ona, wraz z jej rodziną, była taka podobna do swojej matki. To na pewno po niej odziedziczyła wzrost, kolor włosów, ogólne rysy twarzy. Zastanawiałem się, kogo bardziej przypomina z charakteru. Na tym zdjęciu była taka piękna, uśmiechnięta, jej rodzice też się uśmiechali. Byli kochającą się rodziną. Wielka szkoda że moja taka nie była. Chociaż nie, byliśmy cudowną rodziną – na pokaz, nieważne czy przed znajomymi, politykami czy reporterami, prawdę znała tylko nasza trójka. Bolało mnie to cholernie. Otrząsnąłem się dopiero po dłuższej chwili. Odstawiłem zdjęcie na miejsce, wstając z jej łóżka. Odłożyłem słodycz na półeczkę, wraz z notatką. Chciałem właśnie wychodzić z pokoju, ale moją uwagę przykuła szara apaszka; należała do Sary. Nie wiem co mnie podkusiło, ale chwyciłem skrawek materiału do ręki, po czym przyłożyłem go prosto pod nos. Nagle poczułem się jak w niebie, na ostrym haju. Ta chustka pachniała zupełnie jak ona: świeżo, kwiatowo, lekko, ale przy tym tak intensywnie. Czułem wanilię, kwiaty, coś słodkiego. Nie, nie mogłem, musiałem zabrać ją ze sobą. Szybko opuściłem ten pokój, prawie że z niego wybiegając. Chyba znalazłem już zajęcie na całą drogę do domu.*Sarah Finneagan*
Obiad spędziłam w bardzo miłym towarzystwie, siedząc przy stole razem z Kyle i jej chłopakiem, Tylerem oraz Davidem. Snuliśmy niezobowiązującą pogawędkę, podtrzymując temat szkoły i innych uczniów, co było całkiem relaksujące po całym dniu zajęć. Moje stosunki z Tylerem uległy znacznej poprawie, gawędziliśmy i śmialiśmy się bez uprzedzeń. Zauważyłam że z już mundurka zniknęła już oznaka opiekuna naczelnego, po czym wyjaśnił mi że stracił tę posadę do końca semestru, czyli do połowy stycznia. Bardzo mnie ciekawiło kto zajmie jego miejsce, w końcu na opiekuna naczelnego roku drugiego mogliby wybrać każdego, nawet Blaise'a.
- Ja już chyba pójdę – odrzekła Kyle, wyrywając mnie z rozmowy z Davidem na temat profesora Locharta, który swoją drogą był dość dziwnym nauczycielem – mam jutro egzamin z muzyki, powinnam się przygotować – dodała, wstając od stołu. Theodor od razu wstał za nią.
- Pomóc ci? – zapytał. Chinka pokręciła głową, podnosząc pusty talerz po posiłku.
- Nie, dzięki. Zobaczymy się wieczorem.
- Jak wolisz, do zobaczenia myszko – odparł, całując ją w policzek. Kyle uśmiechnęła się do niego szeroko. Szybko odwróciła o mnie głowę, machając mi i starszym chłopakom na pożegnanie. Kiedy odeszła, Theo wciąż patrzył na jej sylwetkę, która powoli znikała w głębi innych uczniów. David, który siedział naprzeciwko mnie, zagwizdał.
- Mogę być z tobą szczery? – zapytał, kierując swoje słowa w stronę Nott'a. Chłopak w odpowiedzi kiwnął głową – jesteś pierwszą osobą, trzymającą z Malfoy'em, która nie nazywa tej dziewczyny...
- Przywłoką? – dokończył za niego Theodor – zostałem trochę inaczej wychowany niż Malfoy, Grace Mendles albo Weasley. Wiecie, to nie jest ich wina że tacy są? – 'jacy?', pomyślałam. Co chciał przez to powiedzieć?
- Co chcesz przez to powiedzieć? – zainteresował się Tyler.
- Mówię o tym że ich charaktery zostały ukształtowane przez ludzi którzy ich wychowali. Tylko spójrzcie na każdą z tych rodzin – chłopcy zamyślili się.
- Theo ma trochę racji – przyznał David – załóżmy, taka Grace; rozpuszczona dziewucha, panosząca się jak pieprzona gwiazda z nieba, tylko dlatego że tatuś jest założycielem jakieś marki kosmetycznej...
- David – zwróciłam się do niego – Holland Mendles jest właścicielem firmy produkującej kremy lecznicze do cery trądzikowej – poprawiłam go, nie mogąc powstrzymać śmiechu.
- Już wiadomo dlaczego ta małpa ma tak idealną cerę – zakpił blondyn.
- Kto jak kto, ale nie sądziłam że z chłopaków potrafią być tacy plotkarze! – zaśmiałam się, z trudem przełykając makaron.
- Chrzanię to! – zawołał – nienawidzę Grace i nie kryję się z tym!
- A cóż to ci zrobiła ta 'dama' że żywisz do niej aż taką niechęć? – zakpił Nott.
- Na pierwszym roku strasznie na nią leciałem, z resztą jak dwie trzecie męskiej części tej budy – zaczął – ktoś jej o tym powiedział, bo pewnego razu przyszła do mnie, oznajmiając że jesteśmy dla siebie stworzeni...
- Tylko nie mów że zacząłeś z nią chodzić! – ta historia podekscytowała mnie bardziej niż myślałam. David wzruszył ramionami.
- Żebyś wiedziała Sarah, zostaliśmy 'parą'. Jednak następnego dnia Mendles opowiedziała wszystkim że dobierałem się do niej po zajęciach! Myślałem że szlag mnie trafi, niewiele brakowało żeby dowiedział się mój ojciec... - zamilkł, nabierając powietrza, jakby mówienie o nieprzyjemnym doświadczeniu bardzo go zmęczyło. Tyler poklepał go przyjacielsko po ramieniu.
- Spoko stary, wszyscy wiemy że Grace Mendles to głupia, podła i zakompleksiona krowa, która uprzykrza wszystkim życie tylko po to żeby sobie ulżyć bo sama do końca świata będzie pustą lalką Barbie – dodał mu do otuchy Tyler, choć sekundę później bardzo tego pożałował: nagle, ni stąd ni zowąd pojawił się Snape, który uderzył go z całej siły dziennikiem po głowie, powodując ogromne zamieszanie wokół naszego stolika. Ja, Theo i David patrzyliśmy na nich obu, zszokowani tym, co właśnie zobaczyliśmy.
- Pięknie się odzywasz Line! – ryknął, tak głośno, że w wielkiej sali zapadła grobowa cisza, teraz każdy obserwował scenkę rozgrywającą się tuż obok mnie – mało ci kłopotów? Nie wystarcza ci sam fakt że straciłeś pozycję opiekuna naczelnego? A może mam zadzwonić do twojego ojca?! Z pewnością byłby dumny z zachowania swojego syna! – krzyk Snape'a był mało przyjemnym doświadczeniem, zwłaszcza gdy rozlegał się tuż przy twoim uchu. Tyler starał się zachować zimną krew, choć przy tym nauczycielu, to było bardzo trudne – dwadzieścia pięć punktów, odejmuję tabunowi drugiemu!
- Profesorze! – zwróciłam na siebie uwagę, co sprawiło że nauczyciel angielskiego rzucił mi groźnie spojrzenie – z całym szacunkiem, czy to nie jest przesada? To dużo punktów... – Snape nie zaczął wrzeszczeć, o dziwo. Wręcz przeciwnie, uśmiechnął się! Ale zaraz, to był ironiczny uśmiech.
- Coś ci się nie podoba Finneagan? W takim razie odejmuję kolejne dziesięć punktów tabunowi przyrodniczemu! – już miałam otworzyć usta żeby wyrazić swój sprzeciw, ale poczułam jak David kopie mnie w łydkę. Zamknęłam więc buzię, nie ryzykując utraty kolejnych punktów. Nauczyciel dopiął swego, przyjął z powrotem poważną minę – smacznego państwu życzę – dodał po czym odszedł, zostawiając mnie i Tylera zszokowanych. Gapiliśmy się na siebie przez kilka dłuższych chwil, nie mogąc uwierzyć że właśnie straciliśmy trzydzieści pięć punktów, praktycznie za nic. Tyler odsunął od siebie pełny talerz spaghetti, robiąc minę, jakby miał ciężkie rozwolnienie.
- Dziękuję profesorze za umilenie posiłku – warknął, patrząc wściekle w stół.
- Nie przejmuj się stary – próbował go pocieszyć Theo – jeśli poprawi ci to humor, Snape'owi zdarza się też męczyć nawet nasz tabun.
- Słabe pocieszenie, ale dzięki – burknął, niezadowolony – Idziecie zagrać rundę w kosza? Coś czuję że w środku aż mnie rozsadza – jęknął. Pozostała dwójka chłopaków z radością przyjęła ten pomysł. Szybko wstali od stołów, szorując krzesłami po podłodze.
- Sarah, idziesz z nami? – zapytał Nott.
- Nie – pokręciłam głową – poszukam Malfoy'a, chyba to popołudnie spędzę z nim – Theo zrobił dziwną minę, miałam wrażenie że wytrzeszcza oczy, a jego zielenice się powiększają. Szybko się jednak otrząsnął, wzruszając ramionami, jak gdyby nigdy nic.
- No trudno, w takim razie do zobaczenia! – pożegnali się chłopcy, wychodząc z jadalni w trybie natychmiastowym. A ja, no cóż, musiałam skończyć swój obiad w samotności. Rzuciłam okiem w stronę stolika Dracona, jednak, ku mojemu zaskoczeniu, nikogo tam nie było, siedzieli tam jedynie Crabe i Goyle. Dziwne, przecież Draco zawsze o tej porze schodził na obiad. Zignorowałam to, pewnie jest z kumplami na meczu albo grają w gry video. Postanowiłam poszukać go po skończonym posiłku.
CZYTASZ
Rozporządzenie
Teen FictionRok 2050. Po III wojnie światowej, demokrację zastąpił totalitaryzm, a Anglia zajęła ziemię należąca wcześniej do Szkocji, i uczyniła te tereny „Nową Anglią". Teraz, światem rządzi edukacja, bez której jesteś nikim. Helen Royce, otrzymuje przepustkę...