Level 11

265 21 17
                                    

* polecam piosenkę z góry 💞*

- Miałam sen. - piękny głos przerywa trwającą między nami ciszę.

- Jaki? - pytam nie odrywając przy tym wzroku od drogi.

Jedziemy już od jakichś 6 godzin, z każdą minutą znajdując się niebezpiecznie bliżej Californii. Nie chcę do niej wracać, jeszcze parę tygodni temu nawet przez myśl by mi nie przeszło że mógłbym coś takiego powiedzieć. A jednak. Nie chcę, chcę się zatrzymać i zawrócić. Odjechać jak najdalej, tak żeby nikt nas już nigdy nie znalazł.

- Jechaliśmy samochodem w nocy. Było bardzo ciemno i nikogo tam nawet nie było. No i jechałeś strasznie szybko wiesz? I wtedy na drogę coś wybiegło, tylko nie wiem co. Coś dużego, jakby jakiś wilk czy inne cholerstwo. No i wtedy straciłeś panowanie nad kierownicą i spadliśmy z klifu na samiutki dół. - mówiła płynnie i całkowicie spokojnie, kiedy ja słysząc takie opowieści i to jeszcze z jej ust musiałem nerwowo przełknąć gulę w gardle. - Tylko wiesz, nic nam się w ogóle nie stało, wcale, samochodowi też nie. I wtedy wyszedłeś z samochodu i mi też kazałeś wysiąść. A ja wtedy na ciebie spojrzałam a ty zniknąłeś wiesz? Po prostu zrobiłeś się przeźroczysty i zniknąłeś nawet nic nie mówiąc.

Nie wiem co mam o tym myśleć, przed oczami miałem jej sen, tylko że sytuacja się lekko zmieniła. Mianowicie to nie ja znikałem, tylko ona.

- To straszne. - mówię.

- Wiem. I wiesz... proszę cię nie zniknij nigdy, a jak już będziesz się rozpływać to weź mnie ze sobą.

Na jej słowa poczułem ciepło na sercu. Uśmiecham się lekko, a później nawet cicho śmieję, kiedy zdaję sobie sprawę jak cholernie ciężko będzie mi znieść tę resztę życia, zaraz potem jak zostawi mnie samego.

- Wezmę. - odpowiadam. Nie wezmę, ale ciągnijmy to przedstawienie jak długo tylko możemy, a potem poprośmy o bis, bez względu na to jak chujowi grają tu aktorzy. - Ty też mnie weź, kiedy będziesz znikać.

Zniknijmy razem, światu i innym będzie bez nas lepiej a nam będzie lepiej bez świata i innych.

Lustruję ją kątem oka. Znów marszczy śmiesznie nos i zastanwia się nad odpowiedzią. Zawsze dziwi mnie widok jej zastanawiającej się. Mam wrażenie że ma ułożoną w głowie odpowiedź na każde moje pytanie i każdy ruch czy gest. Jednak zdarzały się i takie chwilę, kiedy musiała się zastanowić. A wtedy na ogół wymyślała coś tak nieoczekiwanego że aż ciężko mi to pojąć.

- Ja cię nie wezmę Jesse. Nie chcę cię brać ze sobą. - kręci przecząco głową.

Znowu coś czego kompletnie nie rozumiem, coś co przeczy temu co mówiła zaledwie parę dni a czasem nawet godzin temu. Okropne. Wypluj to bo się zakrztusisz.

Zaczynam uczyć się zasad tej gry. Żeby ją wygrać muszę być twardy i nie dawać się złamać jej słowami. Jest bipolarna, możliwe że za chwilę powie zupełnie co innego, ale uwielbiam to. Nie odpowiadam nic.

*

Od domu Zacha dzieliło nas raptem 10 minut. Z każdym kilometrem gula w moim gardle rosła. Kiedy na końcu ulicy widać już było znany mi dobrze dom ręce zaczęły mi się lekko trząść. Nie, nie mogę, nie jestem na to gotowy, to nie może się skończyć, kurwa nie, nie, nie.

Pod wpływem impulsu ostro skręcam w boczną uliczkę parę metrów przed podjazdem. Wjeżdżam w nią głebiej i zatrzymuję się z boku ze świstem wypuszczając powietrze. Sage patrzy na mnie, z początku lekko zdezorientowana, jednak w końcu zbliża się i układa głowę na moim ramieniu. Łapię moją dłoń i zaczyna bawić się moimi palcami. Mam wrażenie że to jej ulubione zajęcie.

- To już? Koniec gry? Przeszliśmy już wszystkie levele? - pytam, tępo wpatrując się przed siebie.

Wtedy ona odsuwa się lekko i patrzy na mnie spokojnie. Lubię jak tak patrzy, odpręża mnie to.

- Nie, to dopiero mniej niż połowa. Tylko trochę odechciało nam się grać nie sądzisz?

- Potrzebujemy kolejnego zwrotu akcji. - odpowiadam cicho.

Zbliżam się i chcę ją pocałować, chyba poraz ostatni. Dlatego też czuję wewnętrzną blokadę, bo wiem że jak to zrobię to tak jakbym oddzielił wszystko grubą kreską. Jednak pomimo konsekwencji muszę to zrobić, najlepiej jak umiem, żeby zapamiętać to na jak najdłużej tylko będę mógł. Zbliżam usta do jej, przez chwilę pozostając w bezruchu. Kłądę dłoń na jej policzku i dopiero wtedy lekko muskam jej usta. Z czasem robię to trochę mocniej, jednak wciąż delikatnie, żeby mi się za szybko nie rozpłynęła. Nie chcę przestawać, jeśli to zrobię to wszystko zakończę. Wcześniej to do mnie nie docierało, ale teraz zaczynam czuć że to ostatni raz. I wtedy po moim policzku spłynęła samotna łza.

- Przepraszam cię. - mówi cicho kiedy w końcu się ode mnie odsuwa.

- Za co? - pytam.

Wtedy momentalnie otwiera drzwi i wybiega z samochodu. Nie zastanawiając się długo pobiegłem za nią. Chwilę potem zobaczyłem jak zaczyna walić do drzwi Zacha. Jestem parę metrów za nią, zwolniłem kroku i niechętnie szedłem za nią. Spotkanie z Zachiem... Mam nadzieję, że Sage pomoże mi trochę nas wytłumaczyć. A zresztą...

Drzwi otwierają się, a wtedy ona wybucha płaczem i uwiesza się Zachowi na szyi. Nie rozumiem, kurwa, nie rozumiem, boże pomocy. Ten patrzy na mnie pytająco, ale ja nie mam pojęcia. Podchodzę do nich i kładę jej rękę na ramieniu.

- Zostaw mnie! - wykrztusza strącając moją dłoń.

Boże daj mi siłę. Przez nią nie wiem czy to ja jestem jebnięty czy ona faktycznie ma ze sobą jakiś problem. Chyba kocham ten problem.

- Sage, co się stało? - pyta Zach.

Odsuwa się od niego i wbija we mnie zapłakane oczy. Jest w nich coś innego ni zwykle. Albo czegoś brakuje.

- Zach, boże myślałam że już nigdy nie wrócę, on... on zabrał mnie stąd siłą, rozumiesz? Nawet nie wiesz co chciał mi zrobić...

Game Over.

BLUE IRIS | Jesse Rutherford ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz