Rozdział III

6.7K 440 31
                                    

Cztery godziny szybko nam zleciały, potem obudziłam tylko kolejnych i położyłam się w śpiworze. Nie mogłam zasnąć przez dłuższą chwile, bo po głowie nadal chodziły mi słowa ojca. Może najrozsądniej byłoby odejść od elfów, tak jak on znaleźć sobie przytulną jaskinie i w niej zamieszkać? Mimo że nie było to coś co chciałabym robić, naprawdę zaczęłam rozważać te opcje.  

Siedziałam na łące nie wiem gdzie byłam ale było to spokojne miejsce. Lekki powiew wiatru był uspokajający kiedy to nagle rozpętała się burza. Wiatr był coraz silniejszy wiec mimowolnie zasłoniłam ręką oczy by piach nie wleciał mi do oczu. 

-Niezależnie jaki podejmiesz wybór wszystko będzie miało swoje konsekwencje pamiętaj, że śmierci nie da się oszukać. 

Ten głos był kojący ale czułam niepewność. Nie rozumiałam co znaczą słowa jakie do mnie mówiła wiec stałam tylko starając się nie dać porwać wiatru. 

-Los bywa zdradliwy.

-O co ci chodzi?

Zapytałam jednak nikt mi już nie odpowiedział głos zamilkł kiedy ja dostrzegłam zmianę widziałam wojska elfów. 

-Kim jesteś?

Zapytałam jednak nadal nie otrzymałam odpowiedzi. Popatrzyłam na wojska zebrane przy granicy lasu. Byli uzbrojeni a ja stałam miedzy nimi. O co tu chodzi?

-O co tu chodzi?

Potem wszystko działo się szybko widziałam różne obrazy, a na każdym z nich było inaczej. Widziałam świętujących elfów i mnie w mojej pierwotnej postaci, widziałam mojego ojca by nagle stanąć na polanie sama. Co tak właściwie to wszystko miało znaczyć? Chciałam przetrzeć ręką głowę która zaczęła mi pulsować i zaczęło mi się w niej kręcić jednak zamarłam kiedy zobaczyłam swoją dłoń. Moje smocze szpony były ubrudzone zaschniętą krwią. 

 Obudziłam się kilka minut przed ósmą czułam pot spływający po mojej skroni. Świetnie tego mi brakowało koszmarów. Czy się wyspałam? Oczywiście że nie czułam się jeszcze bardziej zmęczona niż jak się kładłam, zupełnie tak jakbym wcale się nie położyła. Złożyłam namiot i naszykowałam konia do drogi udało mi się to zrobić jeszcze jak większość spała. Jak nauczycielka przyszła mnie obudzić zobaczyła, że jestem gotowa i zostawiła to bez komentarza. Według niej jestem idealną uczennicą i wojowniczką. Matka uczona, ojciec w pewnym sensie wojownik, wiec bez przyczyny się to nie wzięło. Jako ostatni wstał Egwa i Awern. Pomogłam dziewczynie się ogarnąć i za raz po tym znowu jechaliśmy w szyku. W sumie mogliśmy dojechać wczoraj bylibyśmy na miejscu najpóźniej o 11 wieczorem. Droga od obozowiska zajęła nam jakieś dwie, trzy godziny. Wjechaliśmy do miasta było olbrzymie. Większe o wiele od naszego. Nie ma w tym nic dziwnego, bo to przecież stolica, ale była przepiękna. Wysokie budynki przyozdobione najróżniejszymi kwiatami, korzenie drzew oplatały niektóre budynki, a ludzie których mijaliśmy, uśmiechali się do nas serdecznie. Widziałam, że wielu z nich bacznie mi się przygląda, ale nie wydawali się być wrogo do mnie nastawieni, wręcz przeciwnie zachwycali się moim wyjątkowym wyglądem, zupełnie tak jak moja przyjaciółka. Mimo to widziałam kilka złowrogich spojrzeń, jakie były do mnie kierowane. Byłam uważna i bacznie obserwowałam otoczenie, kiedy skierowaliśmy się pod pałac czekał tam na nas już doradca króla. Zatrzymaliśmy się przed wejściem i zeszliśmy z naszych koni. 

-Witajcie widzę, że podróż minęła wam szybko i bez problemów, o godzinie 14 odbędzie się obiad z królem i królową. Do tego czasu służba zaprowadzi wasze konie do stajni i zaprowadzi was do waszych pokoi. Ja jestem szefem ochrony, możecie do mnie mówić Kaylor, jeśli macie jakieś pytania zapraszam.

Smocze DziecięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz