4. Strażnicy są obok

67 3 2
                                    

Biegłyśmy przez las. Liczyła się każda minuta. Suma musiała dowiedzieć się, co takiego udało nam się zobaczyć i to, jak najszybciej. Dyszałam i nie mogłam złapać oddechu, ale Vex nie dawała mi zwolnić. Sama była na tyle wysportowana, że nasza przebieżka była dla niej, niczym spacerek po parku. Przypominała mi skradającego się tygrysa. Nie. Prędzej lwicę. Niczym to szlachetne stworzenie starała się nie wykonywać żadnego zbędnego ruchu. Byłam pewna, że gdybym miała okazję obserwować prawdziwą lwicę, to jej bieg przypominał, by ten, który mogłam widzieć na własne oczy. No i do którego niestety musiałam się dostosować. Zmusiłam się do przyspieszenia tempa. W końcu z daleka dało się zobaczyć siedzącą przy drzewie, na jakimś plecaku, Sumę. Zauważyła nas dopiero po paru minutach. Widząc nasze miny, podniosła się i czekała z niecierpliwością na moment, gdy znalazłyśmy się koło niej. Widziała, że coś jest na rzeczy. Vex wpierw kazała jej się nie denerwować, a potem wyjaśniła całą zaistniałą sytuację. Gdy czarnowłosa dowiedziała się o obecności obozu i możliwości tego, że przebywają tam nasi ludzie, to od razu zaczęła świrować. Co chwilę wyrzucała z siebie przeprowadzone przez nią analizy oraz informacje o tabelkach, wykresach i innych testach. Suma upierała się przy tym, że wszystko powinna była przewidzieć albo chociaż zabezpieczyć się na taki wypadek. Ja nie widziałam w tym żadnego problemu. W końcu nie znajdzie się ani idealnego człowieka, ani elfa. Moja przyjaciółka oczywiście musiała być najmądrzejsza, dlatego wpadła w istny szał. Wciąż powtarzała te swoje prawdopodobieństwa. Vex potrząsnęła ją mocno, na co ta się w końcu uspokoiła. Odetchnęła głęboko parę razy i na szczęście znormalniała. To znaczy jak na siebie. Nie mogła być stuprocentowo zwyczajna, bo inaczej nie zajmowałaby tak wysokiej pozycji, w naszej grupie. Szybko rozważyła każde za i przeciw. Analizowała, z szybkością geparda, słuchając szczegółowych opisów różowowłosej na temat obozu żołnierzy Wyroczni. W końcu stwierdziła, że atak za pomocą wszystkich naszych sił byłby nielogiczny. Żołnierze poznaliby  nasze dokładne położenie i istniała szanse, że zdąż oni wezwać posiłki, zanim uciekniemy. Taka bitwa byłaby według niej zbyt chaotyczna. Dlatego zaproponowała, aby tylko część rebeliantów miała urządzić„porwanie więźniów". Zgodziłam się na to. Kazałam jej, by szła z większością dalej, aż do północnej części jeziora Krys, gdzie się spotkamy. Jeżeli, jednak byśmy tam nie dotarli w ciągu dwóch dni, to oznaczałoby to, że misja się nie powiodła. Żegnałyśmy się z łzami w oczach. Nawet Vex wyglądała na zaniepokojoną takim obrotem spraw. Elfka mruknęła w kierunku czarnowłosej krótkie pożegnanie, a ta ją objęła. Zaskoczona zaniemówiła, ale po chwili na krótki czas odwzajemniła gest. Suma zarządziła kontynuowanie podróży, wcześniej prosząc jednego ze swoich zastępców, aby przekazał, kto ma zostać z nami i przeprowadzić akcję. W czasie, gdy nasi towarzysze się oddalali, omawialiśmy prędko plan działania. Wszyscy go zrozumieli i byli gotowi do odbicia naszych towarzyszy. Przemierzając przez las, powtarzałam w głowie plan A i B, który ustaliłyśmy razem z Sumą.  Wraz ze mną w tej drużynie znalazły się takie osoby, jak Vex, która była pierwszą gotową do wszelakiej walki; Szpiedzy, Magicy, w tym Arcymag oraz Lwice będące pod komendą różowowłosej. Nie była to najliczniejsza z grup, ale zamierzałam, przekształcić to w zaletę. Przypomniałam sobie o zapomnianym plecaku, który zostawiłam w lesie. Westchnęłam. Byłyśmy za daleko, żebym mogła się po niego cofnąć, ale też nie chciałam go tak zostawić. Postanowiłam, że wycofamy się w tamtą stronę i potem ruszymy za resztą. Nie przyznałam się Vex, że go brakuje. Dotarliśmy do miejsca, gdzie rosły poziomki. Skryliśmy się za rzędem krzewów. Vex podała mi, zakoszoną od jednej z Sokolic, lornetkę. Dojrzałam po chwili namiot z więźniami. Spojrzałam na Szpiegów i Magików. Cały zespół wywiadowczy i połowa Magików ostrożnie oddaliła się w dwie strony. Musieli okrążyć obóz. Dzięki obecności długiego na kilkanaście metrów rzędu krzaków dało się niespostrzeżenie przejść na drugą stronę. Patrzyłam na to, jak obezwładniają, stojących niedaleko gęstwin lekkomyślnych Strażników. Minęła jedna chwila i Szpiedzy zaraz wyszli. Mężczyźni nie tylko wyglądali jak Strażnicy, ale też umieli zachowywać się jak oni. Działo się tak dlatego, że większość z nich zbiegła z wojska i dołączyła do nas. Elfka miarowo wzdychała. Pewnie liczyła na to, że użyje swojej „Nike". Niedoczekanie! Szpiedzy dotarli do namiotów, gdzie najwidoczniej zaczęli rozmowę, ze stojącymi przed nimi ludźmi. Chwila upłynęła i tamte osoby odeszły, a Szpiedzy zajęli ich miejsce. Teraz musieli jakoś wydostać ludzi, bez narobienia większego hałasu. Najpierw pierwszy namiot. Nie minęło nawet parę minut i kilkanaście osób zbiegło w las. Nikt niepożądany na szczęście nic nie zauważył. Potem skierowali się, do stojących nie tak daleko Magików. Następnie zajęli się drugim z namiotów. Nie udało mi się, rozpoznać żadnej twarzy, ale to dlatego, że nie widziałam ich, skoro tamte osoby były obrócone do mnie tyłem. Stało się jednak coś niespodziewanego. Gdy ostatni z namiotów miał już zostać opuszczony, do fałszywych żołnierzy podszedł młody mężczyzna. Zapewne jakiś dowódca. Dostrzegłam tylko rude włosy wystające spod wojskowej granatowej czapki. Najwyraźniej, jak zobaczył nieznanych sobie strażników, zaczął coś podejrzewać. Wściekła wydałam z siebie przypominający warknięcie odgłos. Zerknęłam na elfkę, a ta już szykowała swój pistolet. Zdjęłam z ramienia broń i szybko namierzyłam żołnierza „Herą". Strzeliłam bez wahania. Strzał musiał go dosięgnąć, bo osunął się na ziemię. Szpiedzy, po przeżyciu chwili zdziwienia zawlekli chłopaka w stronę, gdzie zniknęli inni ludzie. Potem szybko zaczęli przemykać przez las. Szybko pożarłam parę poziomek, by nabrać sił do biegu. Vex przewróciła na to oczami. Ewidentnie miała ich dość. W końcu nas towarzysze znaleźli się z powrotem przy nas. Ruszyliśmy wszyscy do biegu. Do utraty tchu. Wraz z zakładnikiem, który dowiedział się o nas, aż za wiele. Nagle niebo przeszyła melodia, wypływająca najpewniej z trąby wojennej. Przyspieszyłam, choć sądziłam, że nie dam rady, to zrobić. Rozejrzałam się dookoła, starając się przy utrzymać tempo. Szpiedzy wciąż mieli ze sobą tego mężczyznę. Na szczęście we dwójkę dawali radę go nieść. Wśród ludzi nie zauważyłam żadnej znajomej twarzy. Dostrzegłam za to matkę z dzieckiem. Wyraźnie nie nadążały. Wychudzona kobieta z trudem niosła swoją małą córeczkę. Przypomniały mi o mojej rodzinie. Mojej drogiej elfiej mamie. Podbiegłam bliżej nich i przejęłam dziewczynkę na swoje ramiona. Matka uśmiechnęła się wdzięczna. Nie miałam jednak czasu na dalsze uprzejmości. W końcu dotarliśmy do miejsca, gdzie wcześniej zarządziłam przerwę. Przełożyłam dziewczynkę na moje plecy i kazałam jej się mocno chwycić. Posłuchała mnie. Chwyciłam w pośpiechu plecak. Robiło się coraz gorzej. Dziewczynka, śmiejąc się, złapała moje długie i szpiczaste elfie uszy. Dobrze, że była taka mała. Nie mogła rozumieć, co się działo, więc nie bała się tego wszystkiego, w przeciwieństwie do mnie. Dotarło do nas tętno kopyt. Musieliśmy gdzieś się skryć. Mój wzrok padł na Vex, jednak ta nie znała okolicy, bo pokręciła głową. Potrzebowałam kogoś od Przewodników, ale nie mogłam znaleźć osoby z tego oddziału. Nagle Arcymag wybiegł na przód. Już pomyślałam o nim wszystko, co było tylko najgorsze, gdy ten spojrzał na mnie i wskazał na wschód. Kiwnęłam głową, bo i tak nie miałam żadnego lepszego pomysłu na ostatnią część planu. Zdawało mi się, że las zrobił się gęstszy. Plecak i mała coraz bardziej mi ciążyły. Różowowłosa nagle cofnęła się i zabrała dziewczynkę z moich rąk. Nie mogłam jej podziękować, ale moja wdzięczność nie znała granic. Dziecko zainteresowało się uszyma Vex, ale ta nawet na nią nie spojrzała. Jej wzrok utkwiony był w Arcymagu, który biegł w stronę nieznanego nam miejsca. Do kopyt dołączyły krzyki. Nie padły jednak żadne strzały, więc miałam nadzieję, że plan się powiedzie i uda nam się uciec. Nagle do moich uszu dotarł szum wody. Nie minęło wiele czasu, a naszym oczom ukazał się okazały wodospad. Arcymag wszedł do wody i zaczął płynąć, w stronę spływającego strumienia wody. Wbiegłam do wody, nie zważając na nic i licząc na to, że szczelnie zapięłam swój plecak. Dopłynęłam pod strumień. Nie dałam rady, jednak na długo wstrzymać oddech. Zaczęłam tonąć. Na szczęście poczułam, jak ktoś złapał mnie za rękę. To Vex, która z trudem, ale jednak wyciągnęła mnie na powierzchnię. Znaleźliśmy się za wodospadem, a na to przynajmniej wskazywał znajdujący się za nami słup wody. Pomieszczenie było całkiem spore. Rozejrzałam się dookoła. Wyglądało na to, że wszystkim udało się przepłynąć do kryjówki. Uratowana dziewczynka głaskała rozdrażnioną i zmęczoną Vex po dłoni. Dopiero, teraz gdy było już po wszystkim, dostrzegłam to, że Przedwieczny obdarzył ją ślicznymi niebieskimi oczami schowanymi pod uroczą blond grzywką. Napłynęły do mnie wspomnienia. Zaczęłam się uspokajać i powoli mój oddech wrócił do normy. Wtedy Arcymag podszedł do nas i odpowiedział na pytanie, które pojawiło się w mojej głowie w momencie, gdy tylko ujrzałam to miejsce:

Czerwień i biel wojnyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz