Rozdział trzydziesty trzeci.

238 22 12
                                    

Czasami się zastanawia, co by było, gdyby jednak ponownie zaczął ich karać. Strach? Nieufność? Lojalność? Tego nie wie. Nie chce ich krzywdzić i kiedyś poprzysiągł sobie, że więcej tego nie zrobi, a akurat tej obietnicy, przysięgi dotrzymać zamierza.

Stojąc w swoim gabinecie, wpatruje się w las, w którym jest ten mały gówniarz. Gówniarz równie silny, jak i bystry co sam Slenderman. Jednak Slenderman ma coś, czego nie ma Skroll – ma miłość Katieriny Morozow, znanej jako Laly Loo do Toby' ego Rogersa, ochrzczonego na Ticci Toby' ego. Ma w tym budynku creepypasty równie silne co on, jednak o wiele za słabe. I jeżeli Laly wraz z jej towarzyszami, którzy zawitali tutaj jakieś trzy tygodnie temu, zgodzą się zostać jego Proxy, on, Slenderman, da im stuprocentową ochronę, ponieważ wtedy Skroll nie będzie miał czego tutaj szukać. Cała trójka będzie Slendermana, nie, małego szczura, który chowa się w ściekach.

Pukanie do drzwi przerywa przemyślenia istoty bez twarzy.

Wejść – nakazuje wprost. Drzwi otwierają się lekko, wpuszczając do pomieszczenia światło z korytarza. Cień rzucany przez osobę za progiem należy do dziewczyny w czarnej kitce i fioletowym pasemku.

- Laly i Marcus – zaczyna – wrócili. Pielęgniarki właśnie ich opatrują. – Chichocze, zadowolona, że Dr Smiley nie słyszał tego przeklętego przezwiska. – Będą normalnie funkcjonować za jakieś sześć, może siedem godzin. Muszą oboje wypocząć.

Czy moi Proxy są w stanie coś zrobić? – W jego głosie da się wyczuć strach. Strach niewielki, acz wystarczający, aby spowodować dreszcze u Niny.

- Przykro mi. Masky nadal śpi, Hoodie przy nim czuwa, a Toby chyba postradał rozum, ponieważ próbuje zniszczyć znowu drzwi w skrzydle szpitalnym, gdzie przebywają Laly z Marcusem – wyjaśnia. – Proponowałabym, abyś dał im na chwilę spokój. To całej trójce wyjdzie na dobre.

Kiwnięcie głową przez Slendermana jest jego odpowiedzią i zakończeniem rozmowy.

Istota sięga po swoją marynarkę, zastanawiając się, kiedy ostatni raz czuł taki niepokój o swoich Proxy. Kiedy to było? Dwa stulecia temu? Trzy? Możliwe. Jednak nadal pamięta jej długie włosy i harmonię, kiedy zabijała. Ta precyzja, ta rozkosz na widok krwi. Uwielbiała to. Była prawie idealna.

A prawie, oznacza to, że ona umarła. Odeszła z tego świata, pozostawiając po sobie jedynie wspomnienia.

Kręcąc głową, nakłada na ramiona czarny materiał. Skoro zarówno Hunter, jak i Jeff z Sally nie powiedzieli mu, co się wydarzyło, wyciągnie to od Laly i Marcusa.

Czas działać.

***

Moja pięść prawie spotyka się z twarzą doktorka, gdy ten umyślnie przeciera mi wodą utlenioną zranione miejsce na lewym przedramieniu. Mężczyzna łapie mój nadgarstek i ściska go, na co ja syczę.

- Puść ją – warczy Hunter. Jego wpuścili. Rąbiącego w drzwi Toby' ego, którego pewnie ktoś uśpił chloroformem, już nie.

- Muszę jej opatrzyć ranę – zwraca się oschle chirurg do łowcy. Przypatruję się ich zachowaniom, słowom, jadowitości w głosie. Każdy z nich rości sobie do mnie prawo. Smiley – ponieważ poznał mnie pierwszy i się ze mną dogadał. Hunter – ponieważ jest moim przyjacielem.

Mam ochotę westchnąć, gdy obaj ponownie zaczynają kłótnie, więc wracam myślami do tej nocy. Tej przeklętej nocy. Nie potrafię zrozumieć, co się stało. Nie potrafię przyswoić informacji, że Stanley mnie nie pamięta, że mój pierwszy przyjaciel mnie nie pamięta i prawdopodobnie jeszcze dzisiaj wyjedzie stąd. Na dobre.

Zasady szaleństwa - M|Z(c-pasta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz