Rozdział 1.

4.5K 282 61
                                    

   Stanęłam z walizką przed wielką willą, w której od dzisiaj będę mieszkać. Ściany zewnętrze były koloru beżowego, a wielkie brązowe, drewniane drzwi umieszczone były w centrum. Obok na ścianie znajdował się przycisk dzwonka, a pod nim zainstalowany był panel, na którym widniała klawiatura. Służyła do wpisywania kodu dostępu. Nie miałam zamka na klucz, iż to było zbyt niebezpieczne. Wiele słyszałam o tym, jak ktoś włamuje się do domów bogaczy, a ja miałam za dużo cennych rzeczy, aby pozwolić komuś od tak je ukraść. Nad oknami, tak samo jak nad drzwiami, zamieszczone były rolety antywłamaniowe. Wątpię, aby ktoś złamał te zabezpieczenia.

   Złapałam za rączkę od walizki i ruszyłam w stronę wejścia. Wpisałam kod na konsoli i weszłam do środka. Zostawiłam bagaż w korytarzu, podążając w głąb mieszkania. Weszłam do kuchni, wszystkie meble kuchenne i przyrządy do gotowania były na miejscu, tak samo jak naczynia, przyprawy i inne bzdety. Z kuchni przeszłam do salonu. Tutaj także były wszystkie meble, a na ścianie wisiał ogromny telewizor, z głośnikami rozmieszonymi w kątach pokoju. Weszłam po białych schodach na górę. Stanęłam na środku korytarza i najpierw ruszyłam w lewą stronę. Zajrzałam do pierwszego pokoju, który wybrałam sobie jako sypialnie. Ściany były koloru ciemnego niebieskiego, okno wychodziło na ogród, którego raczej nie będę pielęgnować, bo po prostu się na tym nie znam i nie będę miała na to czasu. Obejrzałam resztę pokoi, których razem było pięć, a do każdego była dołączona łazienka. Na piętrze mieściły się jeszcze trzy pokoje gościnne, które utrzymane były w jasnych kolorach.

   Usłyszałam dźwięk klaksonu. Zeszłam na dół i wyszłam na zewnątrz. Przed budynkiem stała ciężarówka z firmy przeprowadzkowej, która prawdopodobnie przywiozła moje pozostałe rzeczy. Gdy kierowca mnie zauważył, wysiadł z pojazdu i podszedł do mnie. W ręku trzymał czarną podkładkę, do której przyczepiona była kartka.

    - Panna Smantha Stage?- Spytał, przenosząc wzrok z kartki na mnie. Skinęłam głową potwierdzająco, a on wyciągnął w moją stronę podkładkę.- Proszę potwierdzić.- Wzięłam od niego długopis i kartkę. Złożyłam podpis w miejscu dla tego przeznaczonym i spojrzałam jak mężczyzna otwiera drzwi od przyczepy. W środku stało mnóstwo kartonów. Nie moja wina, że mam bardzo dużo rzeczy. 

    - Jeśli mi pan pomoże, zapłacę dodatkowo.- Zaproponowałam. Mężczyzna wskoczył na przyczepę i wziął do rąk pierwsze pudło.

    - Niestety mam inne zlecenia i nie mam zbytnio czasu.- Odpowiedział, podając mi pudło. Westchnęłam ciężko i wzięłam od niego przedmiot i podeszłam od drzwi do garażu. Otworzyłam je i postawiłam pudło na podłodze. Wróciłam do mężczyzny, a koło przyczepy stał jakiś blondyn, który brał dwa pudełka do rąk. Przyspieszyłam kroki i chwyciłam za jedno pudełko.

    - Przepraszam, ale co pan robi?!- Spojrzałam na niego i czekałam na jego odpowiedź. Chłopak był dobrze zbudowany, obcisła, biała koszulka opinała jego mięśnie, na ramionach miał zarzuconą skórzaną kurtkę. Czarne spodnie opinały jego nogi, a na stopach miał szare adidasy. Przesunął okulary słoneczne na czoło i spojrzał na mnie.

    - Jestem Steve. Pomyślałem, że mogę pomóc.- Oznajmił, przyglądając mi się uważnie. Przyglądałam mu się przez chwilę, aż w końcu ruszyłam do garażu. 

    - Wszystkie pudła możesz wstawić tutaj.- Powiedziałam, odkładając karton na ziemie, obok poprzedniego.- Tylko ostrożnie, tam są ważne rzeczy!- Dodałam szybko, gdy chłopak niedbale położył pudełko na ziemi. Uniósł ręce w geście poddania, uśmiechając się lekko.

   Wnoszenie pudeł do garażu zajęło nam około dziesięciu minut. Chłopak nosił po dwa, trzy pudła na raz. Był bardzo silny. 

    - Ile chesz za pomoc?- Spytałam, obserwując go jak się prostuje. Spojrzał na mnie, uśmiechając się lekko.

Can You Be Mine? ( Loki Laufeyson ) [ W TRAKCIE POPRAWY] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz