Rozdział 35

117 7 6
                                    

*Sarah Finneagan*

Czwartek zaczął się od kolejnej lekcji bio-chemii. Lubiłam ten przedmiot i miałam z niego świetne oceny, jednak dzisiaj byłam nie do życia. Nie spałam przez pół nocy, w dodatku w ogóle nie chciało mi się jeść, co odbijało się na moim samopoczuciu. Siedząca obok mnie Caitlyn uważnie słuchała wykładu profesor Kooks, jednak ja byłam myślami daleko od lekcji. Moje myśli krążyły wokół tlenionego blondyna, który wciąż nie dawał znaku życia. Kretyn, myślał że jak zostawi mi czekoladę na łóżku to wszystko będzie w porząsiu. Pstrykałam bezsensu długopisem, nie zwracając uwagi na skrzywioną minę mojej sąsiadki z ławki.
- Wywar żywej śmierci to niedawno wynaleziony eliksir, w 2036 odkrył go niemiecki naukowiec Alexander Minge, na początku, nikt nie spodziewał się że esencja będzie w stanie zabić coś więcej niż roślinę. Z czasem się okazało się że dziesięć mililitrów jest w stanie zabić potężnego tygrysa - mówiła nauczycielka, krążąc po klasie.
- Jaka ilość jest potrzebna żeby zabić człowieka? - zapytał Dean, siedzący z przodu.
- To bardzo ciekawe pytanie panie Thomas. Otóż, aby eliksir ten mógł zabić dorosłego człowieka, który potencjalnie waży siedemdziesiąt kilogramów, potrzeba około sześciu mililitrów. Co ciekawe, u trzyletniego dziecka wystarczyłaby płaska łyżeczka od herbaty, aby doprowadzić do zgonu w ciągu minuty.
- A ile potrzeba żeby powalić profesora Snape'a? - zakpił Oliver Wood, na co cała klasa ryknęła śmiechem. Profesor Kooks rzuciła mu ostrzegawcze spojrzenie.
- To nie był żart na miejscu panie Wood - powiedziała surowo - z tym eliksirem nie ma żartów, o czym z resztą przekonacie się na następnej lekcji...
- Będziemy przygotowywać ten eliksir?! - zapytał ktoś z głębi klasy.
- Tak, ale uczulam was, z wywarem żywej śmierci nie ma żartów.
- Super - szepnęła do mnie Caitlyn, na co skinęłam głową, może być ciekawie.
- Teraz otwórzcie podręczniki na stronie czterdziestej siódmej. Proszę o przeczytanie całego akapitu, a następnie o sporządzenie notatki w waszych zeszytach. Macie dwadzieścia minut - wszyscy od razu zabrali się do pracy. Stęknęłam pod nosem, po czym w ślimaczym tępie otworzyłam książkę na wyznaczonej stronie. Zaczęłam wolno czytać drobny tekst. Dowiedziałam się że wywar żywej śmierci jest wykorzystywany w medycynie, że genialnie sprawdza się podczas operacji (fuj!), usuwa guzy na różnych organach. Jego wykorzystywanie jest zakazane w dwudziestu ośmiu krajach. Świetnie, zawsze interesowały mnie takie rzeczy. Spojrzałam na listę potrzebnych składników: siarka, ołów...
- Hej, Sarah - z zamyślenia wyrwała mnie koleżanka, siedząca obok - potrzebuję twojej rady - odwróciłam do niej głowę, odrywając się całkowicie od nauki.
- No pewnie, o co chodzi? - zapytałam.
- Mam przeczucie że ja i Harry, nie pasujemy do siebie -mruknęła, mówiąc to wszystko na jednym wdechu. Dziwne, zdawało mi się że doskonale się dogadują. A może to były tylko pozory? - ten związek, mam przeczucie że opiera się tylko na seksie...
- To niedobrze - odpowiedziałam - rozmawiałaś z nim o tym? - Caitlyn pokręciła przecząco głową.
- Próbowałam - przyznała - nie wiem sama czy ja czuję do niego coś więcej niż tylko pociąg fizyczny...
- Według mnie, powinniście poważnie pogadać. Jeśli on cię szanuje, zrozumie.
- Myślisz że powinnam tak zrobić?
- Tak. Gdybym nie była pewna co do uczuć do Malfoy'a, porozmawiałabym z nim, i to jak najszybciej.
- Chyba masz rację - bąknęła blondynka - a jak w ogóle z Draco? Dalej się nie odezwał? - prychnęłam pod nosem.
- Nie, napisałam mu chyba trzy wiadomości, dzwoniłam też co niego, nie odebrał żadnego połączenia.
- Cholera, do dupy.
- Żebyś wiedziała, jak tylko wróci do szkoły, przysięgam, dam mu do wypicia całą butelkę tego zabójczego eliksiru... - akurat wtedy podeszła do nas profesor Kooks.
- To chyba ktoś ci bardzo podpadł panno Finneagan - zażartowała nauczycielka - wywar żywej śmierci w postaci cieczy powoduje śmierć w męczarniach.
- Na prawdę? - zainteresowała się Caitlyn.
- Jego wypicie zabija w ciągu dwóch, maksymalnie trzech minut, podrażnia drogi oddechowe, a także układ pokarmowy, nieprzyjemna sprawa - odpowiedziała - mogę zerknąć na wasze notatki? - zajrzała w oba zeszyty, czytając krótkie zapiski - świetnie dziewczęta, jestem pewna że jutrzejsza lekcja pójdzie wam doskonale - powiedziała, po czym odeszła, przy okazji uciszając Olivię i Katie, siedzące przed nami. Gdy tylko profesor Kooks od nich odeszła, obie odwróciły się w naszą stronę.
- Siemka, jest sprawa - wyszeptała Olivia, szatynka, z oliwkową cerą - jutro mam urodziny, i w swoim pokoju robię małe babskie party. Wpadniecie? - ja i Caitlyn przyjęłyśmy ten pomysł z radością. Każdy odskok od rutyny i problemów był świetną ideą.
- No pewnie - odpowiedziałam - babski wieczór z maseczkami, ploteczkami i winem?
- Żeby tylko - zaśmiała się Olivia - w takim razie przyjdźcie wszystkie trzy do mnie około dwudziestej pierwszej. Mieszkam z Lavender Brown i Parvati Patil, pokój znajdziecie bez problemu - mruknęła z entuzjazmem - aha, i jeszcze jedno: obowiązkowo macie być w piżamkach! - dodała ze śmiechem.
- Olivia Tonks! Jeszcze raz zwrócę ci uwagę, a dostaniesz dodatkową pracę domową na weekend! - ostrzegła ją nauczycielka. Szatynka rzuciła nam ostatni uśmiech, po czym wróciła do pracy. Ta impreza wydawała się być dobrym pomysłem na spędzenie piątku. Może chociaż wtedy na chwilę zapomnę o nieobecności mojego chłopaka.

RozporządzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz