I can't tell her the truth

137 9 3
                                    

Dziś spotykam się z Harrym. Jestem mega zdenerwowana, bo nie widziałam go od czasu rozpoczęcia trasy i jakby to delikatnie powiedzieć, Loczek nie wie o dziecku. 

Będzie zły. Jestem tego pewna. 

Sama nie wiem, co bym zrobiła, gdybym dowiedziała się, że moja przyjaciółka jest w 8 miesiącu ciąży i nic mi nie powiedziała. 

**********************

Stoję przed lustrem i oglądam się dokładnie. Wyglądam jak beczka. Tu już nawet czarne ubranie nie pomagają... Ludzie! Nie widzę swoich stóp ! 

Zrezygnowana zakładam trampki i wychodzę z mieszkania. 

Muszę się sprężyć, bo i tak jestem spóźniona. Wszystko przez to, że zachciało mi się naleśników. 

Naleśników i grzybów w occie. 

Tak, grzybów. 

Przyśpieszam kroku na ile to jest możliwe i idę w umówione miejsce, tzn. do parku. 

Widzę. Jest tam. Widzę jego czuprynę, bo jak jej nie zauważyć? 

Chłopak siedzi na ławce tyłem do mnie. Tradycyjnie przed nosem ma telefon. 

Biorę głęboki oddech i podchodzę do Style'sa. Zakrywam mu oczy. 

- Zgadnij kto! - Zaśmiałam się i przytuliłam go mocno od tyłu.

- Lils !! - Wykrzyczał chłopak zwracając tym samym uwagę kilku przechodniów. 

Harry zerwał się z ławki i odwrócił się przodem do mnie. Wziął zamach, by mnie przytulić i prawdopodobnie unieść do góry, co ma w zwyczaju robić. 

Nie tym razem Styles. 

Lecz gdy tylko zobaczył mój ciążowy brzuszek jego źrenice się rozszerzyły i otworzył usta , prawdopodobnie ze zdziwienia. 

- Chyba musimy pogadać, co? -  Spytał w końcu po długiej przerwie. 

Kiwnęłam głową i usiadłam na ławce. Chłopak spoczął obok mnie. 

- No więc... Nie wiem od czego zacząć. - Wymruczałam. 

- Najlepiej od początku. - Zmarszczył słodko nos. 

O matko. Aż tak daleko muszę wrócić pamięcią?

- No więc, po śmierci Mai bardzo się załamałam, nie miałam nikogo z kim mogłabym porozmawiać. Ciebie nie było, Maya... - Nie dokończyłam. - I wtedy pojawił się on. Zbliżyliśmy się do siebie, potem byliśmy parą. Szczęśliwą z resztą. Potem ten człowiek bardzo mnie zawiódł i wyjechałam tutaj do Los Angeles. Potem okazało się, że jestem w ciąży. Przeszłam piekło na ziemi. Nie chciałam go więcej widzieć, ale potem okazało się, że maluch jest chory i potrzeba pieniędzy na operację. - Widziałam jak Styles mięknie i patrzy na mnie współczująco a już po chwili obejmuje mnie ramieniem. - Musiałam się z nim skontaktować. Uzbieraliśmy pieniądze, przeszliśmy operację i tak oto jestem tutaj. - Powiedziałam nieco radośniej. - Przepraszam, że Ci nie powiedziałam, Harry. Nie chciałam Ci tego mówić przez telefon... 

- Kto? - Zapytał Styles. 

- Co kto? 

- Kto jest ojcem?

Wzdycham i spoglądam na Loczka.

- Luke. - Wywijam dolną wargę przytulając się bardziej do niego.

- Od początku Was do siebie ciągnęło. No cóż, przynajmniej będzie ładny szkrab. - Zaśmiał się i przyłożył dłoń do mojego brzuszka. - Przybij piątkę z wujkiem ! 

Nic. Nie rusza się. Pewnie śpi. Całą noc grasował tam i nie dawał mi spać. 

Spędziłam z Harrym cały dzień. Byliśmy na lodach, w kinie i na zakupach. Dużo się śmialiśmy. 

Wieczorem jednak chłopak musiał już wracać, bo jutro wyjeżdżają już. Szkoda. 

Odprowadził mnie do domu i odjechał. Nie obyło się bez sentymentalnego pożegnania.

****************************

Luke's POV

Czuję się jak śmieć. Nawet gorzej. 

Zdradziłem ją. Zdradziłem Lils. Wprawdzie nie jesteśmy razem ale czuję, jakbym ją zdradził. 

Wszystko za sprawą dziewczyny o imieniu Arzaylea. Tak ? Chyba tak. 

Mianowicie... 

Gdy już byliśmy w hotelu, nadal pijąc drinki z chłopakami postanowiliśmy zrobić sobie małe karaoke. Bo czemu nie? 

Włączyliśmy muzykę i podpięliśmy mikrofony. Fakt, wszyscy byli najebani, więc nie brzmiało to dobrze. Ale zabawa była przednia. 

Nagle usłyszałem, że ktoś dobija się do drzwi. Co do cholery ? 

Podchodzę do drzwi, oczywiście nie obyło się bez obicia małego palucha o szafkę. A jakże by inaczej...

Otwieram je, a tam stoi jakaś dziewczyna w bardzo minimalistycznej wersji piżamy, jeśli można to nazwać piżamą. 

Cóż... Jestem mężczyzną. Moje pragnienia wzięły górę. 

- Czy Wy możecie do cholery ... -  Podniosła głowę i otworzyła szerzej oczy. - O matko ... Ja.. Luke.. - Zaczęła się jąkać. 

- No słucham panią.. - Oparłem się o framugę drzwi, w których za niedługo pojawił się Ash. 

- Kto to? -  Spytał. 

- Ashton. Aston Irwin! - Zaczęła piszczeć ale po chwili udało jej się w miarę opanować. 

- No słucham, co sprowadza do nad tak piękną nimfę? - Tak, powiedziałem nimfę. To wszystko przez alko. Kompromitacja. 

Dziewczyna się zarumieniła. Czyli jednak podziałało?

- Nie , w sumie to już nic. Mogłabym zrobić sobie z Wami zdjęcie? - Zapytała. 

- Jasne, wchodź. Zapraszam. Tam jest nas więcej. 

Dziewczyna weszła i niemal nie padła, gdy zobaczyła Caluma bez koszulki. 

Zaproponowałem jej drinka, na co się zgodziła. 

Już po chwili rozmowa zaczęła się kleić i wszystko się rozkręciło. 

Gdy byłem już narąbany w trzy dupy zadzwoniłem do Lils. W sumie to do końca nie pamiętam po co. 

Ach, no tak. Wyznałem jej miłość a potem poszedłem pieprzyć Arz... 

No i właśnie dlatego mam cholerne wyrzuty sumienia. Fakt, dziewczyna była ładna. Jednak skoro poszła ze mną do łóżka to wyszła na łatwą. A może po prostu pijaną? Sam nie wiem. Dziewczyna jeszcze śpi a my z chłopakami wynosimy się z hotelowego pokoju czym prędzej. Nie chcę się z nią spotkać. Zdecydowanie nie. 

A już myślałem, że wszystko się ułoży z Lils i musiałem odjebać takie coś... 

Ale w sumie nie jesteśmy razem. Powinienem powiedzieć Lily? 

Nie. Zdecydowanie nie, przecież nie wolno jej się denerwować. 

___________________________

No i co ten Luke zrobił ;x




End Up Here & TORN| L.H. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz