Obudziłam się o świcie. Zaskoczyło mnie to, bo nawet do szkoły nie wstawałam tak wcześnie, zazwyczaj w weekendy spałam do południa. A co było najdziwniejsze? To, że nie znajdowałam się swoim mieszkaniu, ale na podłodze, w jakiejś chatce. Przez otwarte okno, wiatr wwiewał do pomieszczenia zapach sosen, ziół i kwiatów. Wywnioskowałam po tym, że znajduję się w lesie. Tylko jak? Pamiętałam przecież, jak kładłam się do łóżka po ostrej kłótni z mamą. Pożarłyśmy się chyba o mój stosunek do obowiązków domowych i rodziny. Bądźmy szczerzy, nie jestem typem domownika. Gdy wracałam ze szkoły, to albo zamykałam się w pokoju, albo od razu wychodziłam na miasto. Nie integrowałam się mocno z bliskimi. Mama, która pracuje w domu, widywała mnie najczęściej. Alex, mój brat, spotykał mnie rano i wieczorem, podczas tych nielicznych wspólnych kolacji. A ojciec? Nie znałam go. Nigdy. Podobno wyjechał jak byłam mała. Nienawidziłam go, podobnie jak domowników. Denerwowali mnie. Po kilku minutach razem, nie mieliśmy o czym rozmawiać, a atmosfera była napięta. Co więcej, w ogóle nie jestem podobna do mojej rodziny. Moje czarne proste włosy, zielono-morskie oczy w niczym nie przypominają blond loków i niebieskich oczu mamy i brata. Jednak czułam się trochę samotna w tym nieznanym miejscu. Dużo bym dała, za kogoś do towarzystwa ( to brzmi źle, ale wiecie o co mi chodzi). Nie bardzo wiedziałam co robić, więc wstałam, aby rozejrzeć się po okolicy. By otworzyć drzwi, musiałam nieźle się wysilić. Okazało się, że z zewnątrz były całe porośnięte bluszczem. Wyglądało to tak, jakby nikt nie wchodził do tego domku od, conajmniej, kilku lat. Było to dziwne, żeby nie powiedzieć niepokojące. Opuściwszy budynek rozejrzałam się po okolicy. Mimo niepokoju, musiałam przystanąć, aby popodziwiać. Na małej polanie porośniętej wrzosami oraz hiacyntami stała drewniana chatka, z której wyszłam. Wokół rosły najwyższe sosny jakie kiedykolwiek widziałam. Gęsto rosnące na gałęziach igły prawie nieprzepuszczały światła. Tam gdzie padały promienie słoneczne, można było dostrzec unoszące się pyłki kwiatów. Na ziemi rosły liczne mchy i paprocie, a w nich pająki utkały mnóstwo pajęczyn. Nie wiedziałam dokładnie gdzie iść. W głowie kręciło mi się od tych wszystkich zapachów. Przez chwilę wydawało mi się, że między konarami drzew zobaczyłam jakąś postać. To było tylko złudzenie. Chyba. Mimo to, uznałam to za dobry punkt zaczepienia. Nie miałam nic do stracenia. Po kilkuset metrach ujrzałam polną ścieżkę. Ruszyłam nią, a po około kwadransie dotarłam do małej altanki. Jej białe filary były porośnięte winoroślą, a szary dach pokryty był mchem. Mimo wszystko sprawiała wrażenie zadbanej. Pędy winogron były poobcinane, a trawa wokół równo skoszona. W pobliżu unosił się przyjemny zapach soku malinowego. Zaintrygowana wstąpiłam po schodach do budowli. Wnętrze zadziwiło mnie jeszcze bardziej. Pod sufitem rozwieszone były na sznureczkach małe wróżki, ale bez skrzydeł. Mimo niewielkich rozmiarów, mogłam dostrzec wiele szczegółów. Wszystkie miały na sobie sukienki, które sprawiały wrażenie zwiewnych. Jedne były koloru ciemno niebieskiego i fioletowego, inne szarego, a jeszcze kolejne ziemisto brązowego bądź zielone, jak świeżo skoszona trawa. Właścicielki tych ostatnich miały elfie rysy, a ich skóra była koloru ich ubrań, ale o wiele jaśniejsza. Karnacja pozostałych wyglądała podobnie. Pod tymi nadzwyczajnymi dekoracjami znajdowała się mała miska na podwyższeniu. Błyszcząca w niej woda mieniła się tysiacami kolorów, a jej idealnie gładka tafla tworzyła zwierciadło, w którym mogłam się przejrzeć. Spojrzałam na swoją twarz. Nie pasowała do tego miejsca. Była taka ponura, a to miejsce narzucało uśmiech. Ono zachwycało, zwracało uwagę, stało z otwartymi ramionami mówiąc ,, chodź tutaj, porozmawiajmy na spokojnie". Było cudowne.
,, Zupełnie jak moja rodzina"-pomyślałam.
W tym samym momencie za mną rozległ się szmer. Błyskawicznie odwróciłam się i stanęłam twarzą w twarz z młodą dziewczyną. Miała ona zielone oczy i pełne usta. Na jej policzkach lśniło kilka piegów. Rude włosy miała związane bandaną. Nosiła pomarańczową koszulkę, pomazane markerami jeansy i czarne trampki.
-Kim jesteś?-spytałam.
-Mogłabym spytać o to samo-odpowiedziała nieznajoma.-Ale dobrze, ja zacznę. Nazywam się Rachel.
-Amber.
-Co tu robisz Amber?
Opowiedziałam jej o swoim przebudzeniu, jak wędrowałam po lesie. To mogło wydawać się dziwne, ale ta dziewczyna wzbudzała moje zaufanie. Spytałam się ją nawet o ten dziwny cień, ale Rachel nie wiedziała. Wyglądała, jakby znała odpowiedź na moje, więc zaczęłam się zastanawiać , co przede mną ukrywa.
Po skończeniu wyjaśnień, Rachel przejęła pałeczkę.
-Interesujące. Dawno nie widziałam, żeby ktoś zgubił się w Lesie. Wydaje mi się, że nie jesteś tu przez przypadek. To jest święte miejsce wszystkiego rodzaju driad, najad i tym podobnych.
-Święte miejsce czego?
-Och, znasz trochę mitologii greckiej? Te stworzenia o których mówiłam to nimfy, duchy przyrody. Tak najprościej mówiąc. Wydaję mi się, że więcej wiedzieć nie musisz. Na razie. U góry wiszą podobizny niektórych z nich.
Spojrzałam na sufit. Dopiero teraz zauważyłam, że te postacie zrobione są z niebywale cienkiego szkła, przez co ich sukienki błyszczały, tworząc na ścianach różnorodne konstelacje załamującego się światła.
-No dobrze, a co z tym źródełkiem?-spytałam rudowłosą dziewczynę.
-I tutaj mamy problem. Jest to woda pragnień. Pijąc ją dowiadujesz się, jak osiągnąć pełnię szczęścia, tj spełnić marzenia, dobrze żyć i tak dalej. To miejsce nie zawsze tu jest. Tylko osobom, które są godne napicia się tej wody altanka się ukazuje. Wiedza o swoich pragnieniach może być naprawdę niebezpieczna. Szczególnie , gdy wiesz jak je zaspokoić.
-Ale dlaczego to miejsce jest poświęcone duchom przyrody?
-Ponieważ ludzie szczęśliwi żyją w równowadze, tak samo jak natura. A nimfy są, tak jakby, symbolem natury. A teraz, napij się.
-Co?!
Zaczęła mnie boleć głowa. Nimfy, zaczarowane źródełka, równowaga, o co w tym wszystkim chodzi? Nigdy nie wierzyłam w duchy ani w magię, ale teraz nie wiedzieć czemu, rozumiałam wszystko co mówi Rachel. Dziwnym sposobem ufałam jej i zdawałam sobie sprawę, że wszystko, o czym wspominała, jest prawdziwe i ma sens. To trochę mnie przerażało. Jednak perspektywa picia tej wody sprawiła, że poczułam lekkie zawroty głowy.
-Dlaczego ja?! Tu musi chodzić o ciebie!
-Nie-pokręciła głową Rachel.-Przychodziłam w to miejsce tysiąc razy i nigdy nie widziałam tej altanki. Czytałam o niej, to prawda, i jestem pewna, że tu chodzi o ciebie. To ty masz to zrobić. Spokojnie, będę przy tobie, jakbyś miała zemdleć czy coś. Możesz mi ufać.
Westchnęłam. Nie miałam nic wyjścia. Czułam, że Rachel łatwo nie odpuści. ,,Raz się żyje". Podeszłam do źródełka. Na malutkiej półeczce obok mnie , pojawiła się miseczka. Wzięłam ja w ręce i nalałam do niej wody. Powoli zbliżyłam naczynie do ust i ostrożnie wypiłam płyn. Miał dziwną konsystencję, coś jak białko jajka .zrobiło mi się niedobrze i cofnęłam się do tyłu, upuszczając miskę. Rachel złapała moje bezwładne ciało kilka centymetrów nad posadzką. W tym samym momencie ogarnęła mnie fala ciepła i zemdlałam. Ostatnie co myślałam przed odlotem było to, że umieram oraz, że nigdy nie zobaczę mojej rodziny.
Otworzyłam oczy. Siedziałam w zaciemnionej sali kinowej , ale to nie była rzeczywistość. Ja śniłam, ale będąc we śnie byłam w pełni świadoma co dzieje się wokoło. Wykorzystując tę chwilę spokoju, przeanalizowałam to, co wydarzyło się przed chwilą, o tym jak napiłam się magicznego płynu, o tym co myślałam, zanim straciłam przytomność. Pomyślałam o rodzinie. O mamie, która zapewne zamartwiała się o swoją córkę oraz o Alexie, który szuka swojej siostry wraz z kolegami. Jakie to dziwne. Przecież nienawidzę swojej rodziny. Wszystkich bym potopiła w źródełku. A jednak pomyślałam o nich. Pogrążona w rozmyślaniach dopiero po chwili zauważyłam, że rozpoczął się film. Pierwsza była scena, gdzie moja mama trzyma bukiet żółtych róż. Płakała, ale na jej twarzy gościł uśmiech. Po chwili na ekranie pojawił się Alex, z czerwoną bluzą w rękach. To była moja bluza, a on zawsze chciał ją ode mnie pożyczyć, ale byłam wredna i mimo że w niej nie chodziłam, nie chciałam mu jej oddać. To znaczy, to jest męski ciuch, ale zawsze lubiłam ubrania dla facetów. Są o niebo wygodniejsze niż te damskie. Po tych filmikach pojawiło się białe tło, a na nich szare zarysy postaci, ale to już mnie nie interesowało. Myślałam o swoich bliskich. Czy to możliwe, że magia źródełka zadziałała? Może. Nie wiedziałam, co o tym sądzić. Nie miałam jednak wiele czasu na przemyślenia,bo do mojej świadomości dochodziły niewyraźne krzyki osób z zewnątrz.
-Amber, halo! Ziemia do Amber! Rachel do Amber, odbiór, odbiór!
-Spokojnie, już jestem!-podniosłam się szybko, czym okropnie wystraszyłam moją koleżankę.
-Uff, nareszcie. Trochę odleciałaś. Wszystko OK?
Chwilę zastanawiałam się nad odpowiedzią, po czym z spytałam:
-Jest tu w pobliżu jakaś kwiaciarnia?