Rozdział 20

758 62 5
                                    

Czuję...

Uciekałem, uciekałem, uciekałem. Nie mam pojęcia przed czym ale uciekałem. Serce biło mi jak oszalałe a duch niemal chciał wyjść z mojego ciała. Rozum krzyczał "zwolnij" a ja nie umiałem posłuchać...

Wiem....

Upadłem a mój najgorszy koszmar pochylił się nade mną. Szyderczy śmiech, który rozległ się w moich uszach utwierdził mnie w przekonaniu, że to już koniec. Zatraciłem się.... Płynąłem...

Rozumiem...

-Nico! Nico!- krzyk Jasona rozlegał się w moich uszach.

-Leo- podniosłem się szybko lecz od razu pożałowałem bo zakręciło mi się w głowie.

-Nico, co Leo?- z tonu głosu (z tego co pamiętam) blondyna wywnioskowałem, że był zszokowany moim nagłym "ożywieniem". Chciałbym zobaczyć jego minę ale wciąż pozostawałem ślepym Nico di Angelo, synem najbardziej ponurego boga podziemi Hadesa.

-On żyje- powiedziałem nadwyraz głośno.

-O czym Ty mówisz?- usłyszałem głos Percy'ego. Czyli on też tu jest. Znów dopadły mnie myśli o czasie spędzonym z Leonem. Znów chciałem to przeżyć tylko, że z Percym Jacksonem, moim przeciwieństwem.

-Jest na wyspie Kalypso- powiedziałem stanowczo.

-Jak to?- Percy zaśmiał się. Zabolało mnie to.

-On tam jest, ona umarła. Ale on tam jest i żyje- szedłem w zaparte.

-Tak, tak- gdy chłopak to powiedział miałem ochotę się na niego rzucić. Kpił ze mnie. Kpił jak jeszcze nikt nigdy. Nawet Leo. Nie zrobiłem tego tylko dlatego, że nie wiedziałem gdzie stoi. Zacisnąłem pięści.

-Wszystko ok?- zapytał spokojnie syn Jupitera i ktoś położył dłoń na moim ramieniu. Jason. Jason. Jason. To był Jason.

-Tak, a wy jak?- usiadłem na ziemi, na której przed chwilą leżałem. Muszę być bardzo brudny bo chyba jeszcze nikt nie miał aż tyle randek z ziemią co ja dzisiejszego dnia. Dokładnie nikt. Chyba, że ktoś kto ma tyle pecha co ja. O ile ktoś taki istnieje. Nie okłamujmy się, raczej nie.

-Dobrze, Jason ma rozwaloną rękę ale poza tym dobrze- uspokoił się Percy i westchnął. Syn pana niebios westchnął i zsunął dłoń z mojego ramienia.

-Nico, musimy iść- westchnął blondas i objął mnie w pasie.- Przepraszam ale muszę.

Zaczął powoli mnie prowadzić a raczej prowadziłby gdybym nie dostał czymś w kark. Nagle zabrakło mi powietrza. Po raz kolejny upadłbym gdyby Jason mnie nie trzymał.

..........................

I kolejny rozdział xD trochę bez sensu ale, zmierxam do bardzo ważnego momentu więc wybaczcie mi zniecierpliwienie :33 milej nocy

Przestanę KochaćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz