Rozdział 5.

69 5 9
                                    

Zebraliśmy wszystkie rzeczy. Padał mocny deszcz, ale postanowiliśmy nie tracić czasu.
Anna była dla nas dużą pomocą - niosła namioty i konserwy w dużej torbie, znacznie nas odciążając.

- Musimy iść kupić ci jakieś ubrania - stwierdziła Raven, widząc przemoczoną od stóp do głów Ann, która dostała już gęsiej skórki i nieznacznie dygotała. Co się dziwić, skoro była na krótkim rękawku, jeansy sięgały jej ledwie do kostek, a na nogach miała jakieś stare Rebooki.
- Andrew, jakie jest najbliższe miasto, w którym są jakieś sklepy? - spytałam, wygrzebując mapę z plecaka Rav. Wyjęłam z kieszeni czerwony pisak i zaznaczyłam dalszą drogę, jaką przebyliśmy. Mapa na szczęście była zalaminowana, więc nie namokła.
- A gdzie jesteśmy? - spytał, zapinając kurtkę.
- Jakieś... trzydzieści kilometrów od Mayrhofen - powiedziałam, sunąc palcem po powierzchni kartki.
- No to zostało nam jeszcze raz tyle do Innsbrucku.
- Świetnie - bąknęłam pod nosem.
Ann zaczęła szczękać zębami. Andrew chciał oddać jej swoją kurtkę, ale byłam szybsza.
- Dzięki. - Uśmiechnęła się i założyła wierzchnie okrycie.
- Kiedy zrobimy przerwę? - spytała Raven i zatrzymawszy się, oparła się o świerk.
- Możemy teraz. Poza tym deszcz chyba się nasila - powiedział chłopak i spojrzał na niebo. Większa kropla rozbryzgnęła się o jego nos.
Uśmiechnęłam się.
- Tak, to jest chyba dobry pomysł. Patrzcie, tam jest jakaś szczelina. - Raven wskazała na kawałek skały, wystający z góry, przy której się poruszaliśmy.
- Przeczekamy do jutra i rozbijemy namioty? - spytała Anna, kiedy przechodziliśmy przez strumień. Dotychczas szliśmy wraz z jego biegiem, ponieważ kończył się on na wodospadzie, nad którym byliśmy.
- Nie wiem. - Spojrzałam pytająco na Andrew. Wzruszył ramionami. - No możemy...
Odłożyliśmy plecaki przy ścianie skalnego zagłębienia.
Szum potoku się wzmógł, wraz z narastającym deszczem.
- Nie znajdziemy teraz suchego drewna - rzekła Raven, zasiadając koło nadal dygocącej Ann. Blondynki wyglądały, jakby przed chwilą wróciły z pogrzebu - miny miały smętne, wzrok przygaszony, a oczy sprawiały wrażenie, że zaraz wyleją się z nich potoki łez.
Tak na ludzi działa zwykłe wycieńczenie po pięciogodzinnej wędrówce w deszczu. Nawet prosty teren jest w stanie złamać najsilniej trzymające się osoby.
- Może coś się znajdzie... - powiedziałam, ale sama nie znalazłam pocieszenia w moich słowach.
Wcześniej nie dostrzegłam nieobecności Andrew, która nagle wydała mi się wyjątkowo drażniąca.
- Gdzie się podział... - urwałam, kiedy zobaczyłam chłopaka pędzącego z kawałkami ściętego drewna, piętrzącymi się na jego umięśnionych ramionach.
Uniosłam brwi zdumiona, a siostry się zmarszczyły. Po chwili jednak rośmiałyśmy się, widząc równie zdezorientowanego Andrew.
- Skąd ty to masz? - spytała Raven, która szybciej od nas odgoniła śmiech.
- Zabrałem z gospodarstwa nieopodal - odpowiedział, a widząc piorunujący wzrok Rav, szybko się poprawił. - Gospodarza nie było, więc zostawiłem dwa euro na parapecie.
- Niech ci będzie - powiedziała nieufnie i wzięła dwa kawałki drewna od czarnowłosego.
- Będzie problem, żeby to podpalić. Nie mamy rozpałki - rzekłam, podpierając ręce na biodrach.
- Sosna. Będzie strasznie dymiło, ale powinno się zapalić - rzucił Andrew, idąc nad strumień. Wziął kilka większych kamieni, które znalazł przy brzegu. Kiedy wrócił, obróciłam się na pięcie i usiadłam koło Raven i Anny.
- Mam ochotę na rybę - przyznałam, wpatrując się w układającego kamienie chłopaka.
- A masz wędkę? - spytał kąśliwie.
- Nie.
- No więc właśnie.
- Ale mógłbyś spróbować bez sprzętu - włączyła się Rav. Widocznie też zachciało jej się świeżego mięsa.
- Bardzo śmieszne.
- To nie był żart.
Westchnął. Na jego czole widoczne były strugi potu, który dodatkowo był zasilany przez deszcz. Przenikliwe spojrzenie jakie posłał Rav, przyczyniło się do zaróżowienia jej policzków. Od kilku dni przyprawiał jej poliki o taki stan.
- A co z tego będę miał?
- Jedzenie i dobry uczynek na koncie - odparłam, chociaż wiedziałam, że to pytanie było skierowane do blondynki.
- To nie wystarczy. - Uśmiechnął się zalotnie do starszej blondynki i oparł o kamienną ścianę.
- A co by było odpowiednie? - odezwała się w końcu Raven, będąc trochę zakłopotana. Pierwszy raz od początku naszej wyprawy widziałam ją tak zdesperowaną.
Chłopak nachylił się i wyszeptał jej coś do ucha. Na jej twarzy wystąpiły skrajne emocje, występujące zaraz po sobie: zdziwienie, złość, szczęście i jeszcze raz zdziwienie.
- To jak? - spytał już głośno.
Dziewczyna spojrzała się na niego wściekle. Płomienie tańczyły w jej brązowych oczach. Chociaż nie mam pewności, czy odbijały się w nich te z ogniska, czy też były one spowodowane jej humorem.
- Ty podstępna gni... Dobra, zgadzam się.
Z Ann przez cały czas obserwowałyśmy to dziwne przedstawienie. Kiedy chłopak odszedł zadowolony, prezentując nam swój dziarski chód, przysunęłyśmy się do nadal wściekłej dziewczyny.
- Co on od ciebie chciał? - wyprzedziłam pytanie Anny. Dziewczyna spojrzała na mnie z ukosa.
- On... chciał, żebym została jego dziewczyną.

Life is a journey || ZAWIESZONEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz