Wiedzieli, że coś jest nie tak, gdy tylko wjechali na podwórze małego dworku. Cały parking zastawiony był policyjnymi radiowozami. Słońce chyliło się już ku zachodowi, a jego krwistoczerwone promienie odbijały się we wszystkich oknach, przez co miało się przez chwilę wrażenie, iż posiadłość stoi w płomieniach.
Ledwie zaparkowali samochód, Sherlock wyskoczył z niego i pomknął przez podwórze, klnąc siarczyście pod nosem. John nie musiał być geniuszem żeby wiedzieć iż jakąś niezwykle ważną część planu detektywa właśnie szlag trafił, dlatego pobiegł za nim, asekuracyjnie chwytając broń.
- Co to ma, do cholery, znaczyć? – wrzasnął Holmes z impetem wpadając do salonu.
- Możesz wracać do domu, świrze – odwarknęła mu Donovan zaraz po tym, jak Watson dołączył do przyjaciela. – Ta sprawa jest już rozwiązana.
W pomieszczeniu tłoczyło się około piętnastu policjantów, prawie wszyscy stali w rogu i próbowali przytrzymać przy ziemi jakąś czarną, zawiniętą w postrzępione skóry postać. Na obitej czerwonym jedwabiem sofie siedział Lestrade i obejmował troskliwie ramieniem Scarlet, szlochającą z twarzą ukrytą w dłoniach.
- Och, czyżby? – zakpił brunet. – Więc może mnie oświecisz?
- Ależ proszę bardzo – zgodził się chętnie Anderson wypinając dumnie pierś, zapewne święcie przekonany, że tym razem odniósł miażdżące zwycięstwo nad jedynym na świecie detektywem doradczym. – Panna Helsing, bojąc się rozwiązania jej oddziału, zleciła kilka morderstw, które miały przypominać napaści wampira. Umowa podpisana z mordercą schowana była w obrazach i znalazła ją Julia Gordon, dlatego Helsing najpierw upozorowała kradzież, ale potem zmieniła zdanie i kazała ją zabić.
- A zdanie zmieniła, ponieważ...? – zapytał zachęcająco Holmes z uśmiechem tak perfidnie pogardliwym, że nawet John miał ochotę go spoliczkować.
- O tym powie na przesłuchaniu.
- Andersen, kretynie, nie masz żadnych dowodów! – zawołał brunet, tracąc wreszcie cierpliwość.
- Żadnych dowodów poza lodówkami pełnymi ludzkiej krwi i psychopatą schowanym w piwnicy! – odgryzł się detektyw i machnął ręką w stronę czarnego kłębu, o którym trudno było nawet powiedzieć, że to człowiek. – Jeśli chcesz, to sam go przesłuchaj, jesteście do siebie całkiem podobni.
Na wzmiankę o piwnicy Sherlock wyraźnie spoważniał. Cóż, lepszy psychopata niż wampir, ale wciąż...
- Czy ktoś mógłby wreszcie uświadomić tą bandę idiotów, że ja wcale nie zamierzam uciec? – zapytała sterta futer głębokim męskim głosem, który bynajmniej nie potwierdzał teorii Andersona. Speszeni policjanci spojrzeli na Lestrade'a, a gdy ten skinął na nich głową, puścili rzekomego psychopatę.
John nie był specjalnie zaskoczony wyglądem mężczyzny. Jego ubranie było idealnie czarne, wyraźnie zainspirowane stylem wiktoriańskim, przez co wyglądał jak wyciągnięty z tego samego obrazu co Scarlet, z tą drobną różnicą, iż on był dużo bardziej zaniedbany; na ramiona zarzucony miał długi płaszcz ozdobiony strzępkami futer, jakby myśliwskimi trofeami, skołtunione czarne włosy sięgały mu za ramię, twarz pokrywał kilkudniowy zarost, a pod przekrwionymi oczami widniały sińce. Doskonale wręcz pasował na wampira, problem stanowiło jednak jego zachowanie. Gdy tylko stanął na nogi, spojrzeniem powędrował do blondynki, a jego twarz wykrzywił grymas będący czymś pomiędzy współczuciem a irytacją. Podszedł do niej na tyle szybko, że nikt nie zdążył nawet zareagować, i zaczął ją delikatnie głaskać po włosach.
- Mamy się do ciebie zwracać per „Dracula"? – zakpił Anderson.
Mężczyzna obdarzył go pełnym pogardy spojrzeniem i odparł z godnością, której mogłaby mu pozazdrościć sama królowa:
- Nie przypominam sobie, bym kiedykolwiek pozwolił zwracać się do mnie szczurom, które swe zwycięstwo budują na łzach niewinnej niewiasty. – Pozwolił, by jego słowa przebrzmiały w powietrzu, po czym uśmiechnął się okrutnie, prezentując swoje nienaturalnie długie kły i dodał: - Ale jeśli bardzo tego chcesz, możesz nazwać mnie swoim koszmarem.
Doktor zerknął na swojego przyjaciela. Nie było z nim dobrze – był jeszcze bledszy niż zwykle, oddychał ciężko i nierównomiernie, a usta drżały mu tak, jakby miał wysoką gorączkę lub jakby chciało mu się płakać. Chociaż... To był Sherlock, więc równie dobrze mógł właśnie z całych sił starać się nie parsknąć śmiechem. Zatem albo naprawdę utwierdzał się do tej pory w przekonaniu, że w piwnicy nikogo nie ma, albo bardzo chciał właśnie tak wyglądać. Nerwowo zaczął szukać dłonią ręki Johna, a gdy już ją znalazł, zacisnął na niej mocno palce w niemym błaganiu o pomoc. Dlaczego on musiał taki być? Dlaczego zachowuje się jak mały przestraszony chłopiec, skoro zaraz znowu zacznie to swoje mądrzenie... „Niech cię cholera weźmie, Sherlock!", pomyślał i niepewnie przerwał ciszę, która zapadła w pokoju:
- Ale... nie jest pan wampirem, prawda?
Brunet przeniósł powoli swoje spojrzenie na Watsona i przez kilka boleśnie długich chwil mierzył wzrokiem i jego i Holmesa. Doktor ponownie zaklął w duchu; jego oczy nie były przekrwione, tylko pozbawione pigmentu, jak u albinosa. Sherlock też to, oczywiście, zauważył, bo jeszcze mocniej wbił paznokcie w dłoń blondyna.
- Słyszał pan kiedyś o tym, że kłamstwo powtórzone milion razy staje się prawdą? – zapytał w końcu zamiast odpowiedzi, a pełen boleści uśmiech zagrał na jego wargach i rozjaśnił nieco jego chmurne oblicze. – Jak miałbym panu udowodnić, że nie jestem wampirem?
- W Japonii mówi się, że słowo powtórzone milion razy gubi swoje znaczenie – odparł zaskakująco swobodnie Sherlock. Widocznie ta pozornie nic nie znacząca wymiana zdań była jedynie przykrywką dla niemego porozumienia między nimi. Tak, to musiało być to, bo detektyw w jednej chwili się rozluźnił, zupełnie jakby odzyskał grunt pod stopami. – Czy mógłby mi pan zatem powiedzieć, czym jest „wampir"?
W tym momencie panna Helsing zerwała się na równe nogi. Lestrade również wstał, przekonany zapewne, że dziewczyna zamierza w rozpaczy zrobić coś głupiego, szybko jednak zorientował się, że po raz kolejny dał się jej oszukać. Na twarzy blondynki nie było najmniejszego śladu po łzach, wręcz przeciwnie – promieniowała wręcz pewnością siebie i determinacją.
- Lestrade – zaczęła władczo, jakby to ona od samego początku była panią sytuacji. – Czy któryś z tych policjantów miał dyżur, gdy zamordowano Gordon?
- Nie, Dimmock kazał ich przesłuchać...
- Drake – tym razem zwróciła się do zaniedbanego mężczyzny. – Czy którykolwiek z nich jest...
- Zapewniam cię, moja pani, że ludziom tym zupełnie brak celu i moralności, które byłyby źródłem ich determinacji – odparł, obdarzając ją zaskakująco ciepłym uśmiechem. Widząc to uniosła dłoń do jego ust i pozwoliła mu pocałować opuszki swoich palców.
- Muszę was wszystkich rozczarować – powiedziała Scarlet, już nieco łagodniej. – Wiele złych rzeczy można powiedzieć o Drake'u i z pewnością bardzo łatwo można zrobić z niego książkowego krwiopijcę. Jestem jednak w stanie udowodnić, że wczoraj ani na sekundę nie opuścił swojej celi, a krew w lodówkach nie należy do ofiar. Ehm... czy wy... często trzymacie się tak za ręce?
John westchnął głęboko. Doskonale wiedział, że Sherlock zepchnął problem istnienia wampirów na dalszy plan swojej świadomości i nie potrzebował już oparcia w przyjacielu. Nic nie wskazywało jednak na to żeby zamierzał puścić jego dłoń, a nawet więcej; gdy doktor spróbował wyrwać się z jego uścisku, brunet nonszalancko wplótł swoje palce pomiędzy jego i uśmiechnął się bezczelnie.
- A może lepiej żeby go aresztowali? – zapytał. Pomysł ten wyraźnie nie spodobał się Scarlet, bo zmarszczyła gniewnie brwi i już otwierała usta, by powiedzieć, co o tym myśli, Sherlock nie dopuścił jej jednak do słowa. – Jeśli wypuścicie podejrzanych, a zamkniecie Drake'a, któryś z nich na pewno spróbuje go wypuścić, bo przecież do tego się to wszystko sprowadza, prawda?
W salonie ponownie zapadła cisza, po czym wypełnił ją śmiech Drake'a. Zdecydowanie nie był to śmiech przyjemny i John ponownie rozważył teorię jakoby mężczyzna ten był psychopatą.
- Więc według ciebie to takie proste? A co z ich przywódcą?
- To zależy czy masz pożyczyć pięćdziesiąt funtów.
CZYTASZ
Diabelski Tryl
FanfictionPRF, kolejne zlecenie dla genialnego detektywa. W tle stare obrazy, wampiry, nietoperze, krew i inne przyjemne rzeczy. Pragnę uprzedzić, że występuje tu kilka aluzji do innych serii (głównie anime, mang i książek), które nie zasługują jednak na mian...