Rozdział 24

4.9K 208 0
                                    

Carter: 

To już tydzień bez niej. Już nie daje radę. Spakowałem sobie ubrania i broń. Muszę ją znaleźć. Muszę jej pomóc. Nawet nie wiem czy żyje. Kurwa nic nie wiem! Nagle do pokoju wpada Toby.  Stanął jak wryty. 

- Co ty robisz! -warknął na mnie. Widać, że na niego również działa ta niewiedza. 

- Muszę ją odnaleźc. Muszę jej pomóc. - mówiłem jak w jakiś transie równocześnie gorączkowo rozglądając się po pokoju. Nagle poczułem silne szarpnięcie za ramie. Stanąłem twarzą w twarz z przyjacielem mojej stokrotki. 

- Wiesz gdzie jej szukać? Wiesz kogo prosić o pomoc? Czy ty cokolwiek wiesz? Nie! Daj jej czas. Znam Derek'a i tak szybko jej nie da akcji. Musi ją zranić najbardziej jak może, a wie, że rozłąka z tobą zaboli ją najbardziej. Pewnie dopiero teraz jej ją da. - mówił spokojnie cały czas patrząc na moją twarz. Usiadłem bezradny na łóżku i schowałem twarz w dłonie. To tak bardzo boli. Ta bezsilność. Ta niewiedza. 

- Spokojnie ona da sobie radę. W razie czego odezwie się i poprosi o pomoc.- powiedział. Już nie był tego taki pewny ja tydzień temu.

- Co jeśli ona już nie żyje? - wyszeptałem.

- Nie możesz tak myśleć. Musisz wierzyć. -odparł i wyszedł zabierając mi całą broń. 

Aria:

To już dzisiaj. Dzisiaj muszę wykonać zadanie. To dzisiaj muszę po raz ostatni zabić. Jak się okazało przez całe życie byłam okłamywana. Teraz pewnie zastanawiacie się co było w tej teczce? To ja wam powiem. Tam było całe moje życie. Człowiek, który przez dziewiętnaście lat mojego życia był dla mnie ojcem i oparciem tak na prawdę był obcym człowiekiem. Jestem adoptowana. Biologiczni rodzice mnie zostawili. Oddali. Nie chcieli mnie. Jednak z tego co się dowiedziałam to po trzech latach od mojej adopcji kobieta, która mnie oddała ponownie zaszła w ciążę.  Tylko tej swojej "nowej" córeczki już nie oddała. Pokochała ją. Dlaczego mnie nie mogła pokochać? Dlaczego mnie nie chciała odnaleźć? Mniejsza z tym. Derek powiedział mi całą prawdę. Moje zadanie polega na zabiciu mojej siostry. Mimo, że jej nie znam nie mogę zrobić jej krzywdy to moja siostra. Dopiero potem dowiedziałam się co ona zrobiła. Trey była zamieszana w różne przekręty. Była związana z gangiem i to ona podczas jednej z moich początkowych akcji chciała mnie zabić. To ona mnie postrzeliła i jak się okazało zabiła mojego najlepszego przyjaciela. 

Marzec  2005 roku. Jest wieczór, a ja zamiast pokornie siedzieć w domu szykuje się na jedną z akcji. Jestem tam z Andrew. Jak zwykle śmiejemy się ze wszystkiego. Ubrałam właśnie czarny top aby nie było mnie widać w nocy. Nagle poczułam na swoich biodrach czyjeś dłonie i zostałam podniesiona i okręcona wokół własnej osi. Już wiedziałam, że osobą, która mnie zaatakowała to Andrew. Tylko on tak robił. Nie nic z tych rzeczy. Nic nas nie łączy poza przyjaźnią. Drew jest gejem, ale dla mnie jest nie tylko przyjacielem, ale i bratem. Gdy mam gorszy dzień to on jest ze mną.

- To co słoneczko, dzisiaj wspólna akcja- powiedział uśmiechając się do mnie i dając mi buziaka w polik. 

- No, a co myślałeś? Że wiecznie będę zamknięta w wierzy?- odparłam śmiejąc się z niego. 

- Dlaczego by nie? Mógłbym Cię z niej uwolnić.- gdy tylko to powiedział zaczęłam się śmiać. 

- Dobra papużki zbierajcie się i lecicie z koksem. - przerwał nam Derek. Czasem widzę w jego oczach zazdrość, ale on dobrze wie jakiej orientacji jest Drew i chyba tylko to go powstrzymuje od odsunięcia mnie od niego. Czasem się go boje, ale dobrze mnie traktuje. Kocham go. 

Idziemy już jakieś trzydzieści minut. Jesteśmy prawie na miejscu. Dzisiaj mamy zrobić rekonesans. Po chwili słyszę jakiś szelest. 

- Psst. Drew chyba coś słyszałam. - powiedziałam szeptem tak aby tylko chłopak mnie usłyszał.

- Zdaje Ci się. To pewnie tylko wiatr. Dobra idziemy dalej. Po chwili słyszę ten sam szelest drugi i trzeci raz. nagle przed nami wychodzi dwóch rosłych chłopaków. Chcemy się wycofać, ale za nami stoi jakaś dziewczyna, która mierzy w nas z broni.  Stanęłam przed chłopakiem. Miałam złe przeczucia. Nagle ona się odezwała. Była dziwnie podobna do mnie, ale przecież ja jej nie znam. 

- No no kogo my ty mamy. Chyba jakiś intruzów.- powiedziała uśmiechając się perfidnie. 

- Co z nimi robimy szefowo?- odezwał się jeden z goryli.

- Jego zabijemy, a jej użyjemy jako sowy pocztowej. Masz przekazać swojemu chłoptasiowi, że nie z nami te numery. Nas się nie da zniszczyć. - i wtedy padł strzał . Odwróciłam się i zobaczyłam najgorszy widok jaki mógł być. Drew leżał w kałuży swojej krwi. Jego koszulka lepiła się do ciała. Nie wiedziałam co mam robić. Drew próbował coś powiedzieć, ale się krztusił.

- Ciii... Spokojnie wszystko będzie dobrze. jeszcze będziesz się z tego śmiał czym będziesz mnie denerwować, ale w końcu sama zacznę się śmiać. Nie zostawisz mnie. Znajdziesz kogoś kogo pokochasz i będziesz szczęśliwy- powiedziałam płaczliwie.

- Ko-kocham C-ci-cię Ri. O-odejdź z ga-gangu.- i umarł. Umarł na moich oczach. Widziałam jak jego oczy powoli traciły blask i światełko życia. Czułam jak jego klatka przestaje się unosić. Czułam jak jego ciało stawało się bardziej rozluźnione. Po chwili go nie było. Odszedł. Zostawił mnie. 

To własnie tamte wspomnienia. Tamta chwila przesądziła o tym czy wykonam to zadanie. Byłam już prawie gotowa. Musiałam wziąć tylko jeszcze broń. Zastanawiałam się nad rodzajem. W końcu zdecydowałam, że wezmę noże, pistolet Walther P.99 i Glocka 17. Mam nadzieje, że to starczy. Wzięłam również amunicje na zapas. 

Jestem w drodze. Mam nadzieje,że szybko się z tym uporam. Z tego co wiem to mam jechać do domu w którym powinnam się wychować.  Tak dobrze widzicie. Mam zabić ją  w domu jednak ja zrobię to po swojemu.  Podeszłam do drzwi i zadzwoniłam. Otworzyłam mi ONA.
- Cześć.
- Ty to?
- Kimś kogo powinnaś pamiętać.  Musimy pogadać.
- Ja nic nie musze. Co najwyżej mogę, a teraz żegnam.  -No nic chciałam po dobroci. Szarpnęłam ją za rękę i wyciągnęłam z domu. Szybkim krokiem zaciągnęłam ją do samochodu. Po trzydziestu minutach jazdy wyciągnęłam ją. Uderzyłam ją pod kolana tak, że straciła równowagę i upadła.  Wyciągnęłam za paska Glocka i wierzyłam do dziewczyny.  Nie spodziewałam się ze ona tez będzie miała broń.  Jednak ja mam przewagę. Lekko się rozkojarzyłam przez co Trey zdążyła rzucić w moją stronę nóż.  Nie zdążyłam zrobić uniku jednak strzeliłam dwa razy. Miałam nadzieję., że trafiłam. Ostry ból przeszł całe moje ciało.  Upadłam na kolana. Nóż wbił się zaraz pod żebrami. Musiałam zrobić jeszcze dwie rzeczy. Wyciągnęłam telefon i zrobiłam zdjęcia martwego ciała Trey i wysłałam do Dereka. Chciał dowódu na to, że wykonałam zadanie. Wiedziałam, że głupotą byłoby to gdybym wsiadła do samochodu. Wybrałam numer do jedynej osoby, którą w tym momencie chciałam usłyszeć.  Po chwili odebrał. 
- Aria? Aria to ty?

🙈🙉🙊🙈🙉🙊🙈🙉🙊
Spodziewaliscie się tego. Haha juz niedługo koniec :(

To czego chce to tyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz