-Co tu się dzieje?!- wrzasnęłam na całą salę w której się znajdowałam. Oczy wszystkich skierowały się ku moim.
-Nie wrzeszcz, zaraz wyjdziesz- powiedziała mama wyraźnie zaskoczona moim krzykiem i próbująca mnie uspokoić.
-Nie wyjdzie, dopóki tego nie podpiszesz- powiedział Robin z głupawym uśmiechem.
-Nic nie podpisze, a ty masz puścić moją córkę!
-A pamiętasz co mi obiecałaś parę lat temu?
-Cicho bądź- mama syknęła przez zęby.
-Nie, czemu? Czemu twoja córka ma się o tym nie dowiedzieć?
-Bo też coś obiecałeś.
-Cóż, wiele rzeczy obiecuje. Otóż twoja matka...
-Cicho bądź!- krzyczała jednocześnie błagając.
-Powiedz.- Chciałam mieć wszystkie karty przed sobą.
-Twoja matka obstawiła cię w pokerze. Podpisała, że gdy przegra to ciebie odda mi. Cóż przegrała, ale zawsze odwlekała... Teraz mam cię przed sobą. Albo ja ciebie będę mieć albo nikt.
-Byłam taka głu...- zaczęła.
-Nie! Nie wytłumaczysz się z tego. Nigdy! Jak mogłaś obstawić mnie w jakiejś cholernej grze? Dlatego tak mnie tak zawsze pilnowałaś, tak? Daruj sobie. Nie chciałaś mnie? Było powiedzieć. Odeszła bym szybciej niż byś mrugnęła.- zacisnęłam tak mocno usta, żeby nie płakać, lecz jest to trudniejsze niż sądziłam. Jestem wściekła na nią. To nawet nie jest moja matka.
-Weź mnie! Proszę bardzo. Nie chcę już z nią być. To nawet nie jest moja matka.
-Nie, nie bierz jej nigdzie. Puść ją i zrób wszystko według umowy.
-To twoja ostateczna decyzja Gabriello?
-Tak- odpowiedziała płacząc. Patrzyłam na wszystko nie wiedząc o co chodzi do póki Robin nie wyjął pistoletu i skierowała w stronę mojej mamy.
-Nie! Nie rób...Nie...Nie rób tego- krzyczałam płacząc. Próbowałam się wydostać spod lin, którymi byłam przywiązana, ale ani drgnęły.
-Zawsze cię kochałam- powiedziała mama, po czym usłyszałam strzał.
-Zawsze będę przy tobie- dodała konając.Moja mama konała przede mną a ja nie mogłam nic zrobić. Płakałam i krzyczałam. Usłyszałam zbliżające się syreny policyjne i karetki.
Nagle zrobiło mi się czarno przed oczami. Poczułam lekki spokój.
Zemdlałam.Obudziłam się w szpitalu.
Przy moim boku siedział...Max?
Czy mi się to śni?
-Max?
-Tak? Jestem tu.
-Dlaczego?- rozmowa toczyła się bardzo spokojnie.
-Nie wiem- odpowiedział i westchnął.
Pocierał swoim kciukiem o moją rękę. Czułam się taka spokojna przy nim. Bezpieczna. Nie chciałam żeby odchodził. Nawet jeśli to wszystko było takie pokręcone. Uwielbiałam jego obecność, nawet wtedy gdy się kłóciliśmy.-Wiesz kiedy mogę wrócić do domu?- spytałam się w końcu.
-Raczej nigdy już tam nie wrócisz.
-Słucham?
-Twoja babcia powiedziała, że poradzisz sobie, bo jesteś już prawie dorosła. I wspomniała coś o tym, że oddała dom Robinowi.- No tak, przecież nie dość, że potrzebował życia mojej mamy to jeszcze dom.
-Ciekawe gdzie się zatrzymam- powiedziałam bardziej do siebie, ale Max, też to usłyszał.
-Może u Connora znajdziesz miejsce?
-Daj już spokój chociaż w szpitalu.
-Czemu z nim tam poszłaś? Mówiłem ci żebyś trzymała się od niego z daleka.
-Nie będziesz mi mówić co mam robić, to moje życie a nie twoje.
-Zobaczysz, pożałujesz tego.
-A ty co tam robiłeś z tą blondynką?
-Pokazywałem obrazy.
-Connor też mi tylko pokazywał obrazy, to nie moja wina, że ty co innego sobie wyobrażałeś.
-Ta blondynka to co innego. To moja kuzynka. Poza tym nie muszę ci się tłumaczyć.
-Znasz jakiś tani motel?
-Jak bardzo chcesz możesz przyjść do mnie... Ale to tylko dla tego, że mam słabość do ludzi w szpitalu.
-Dziękuję. Na początku myślałam, że jesteś kolejnym "bad boyem" i męską dziwką.
-A ja myślałem, że jesteś zakonnicą. Widać oboje się myliliśmy.Siedzieliśmy parę minut w ciszy do póki wszedł doktor.
-Całe szczęście nie jest z Panią bardzo źle. Wystarczy, że będzie Pani brała przypisane leki i będzie wszystko dobrze. Możemy już dziś Panią wypisać.
-Po Proszę.Dostałam wypis i wyszliśmy.
Wsiadłam do czarnego Audi Maxa i pojechaliśmy.
CZYTASZ
(Nie)Idealna
Romance"Wszyscy się na mnie patrzą z wielkim zaskoczeniem w oczach. W sumie nie dziwię się. Przed chwilą powiedziałam o każdej tu obecnej dziewczynie, że nie ma szacunku. Jest jednak jeden chłopak, który się śmieje. To Max."