Level 16

240 17 4
                                    

(Ten rozdział dedykuje Erem0fobia  w podziękowaniu za komentarz pod każdym rozdziałem 💞 JD.)

- Dlatego i tak już nigdy więcej tutaj nie przyjadę bo za rok już mnie nie będzie, rozumiesz?

- Jak to cię nie będzie, o czym ty mówisz? - włączył się Zach.

Nie, to jest nie możliwe, to nie prawda, ona to wszystko wymyśliła. Rozmawiają o czymś, nie słyszę o czym. Nie słyszę w sumię nic, nawet nie wiem zbyt wiele ale jestem zdruzgotany.

- Nie wiesz? W sumie nie wiem czemu mnie to dziwi, zawsze miałeś mnie gdzieś... W każdym razie nie biorę już żadnych leków i wiesz co? Czuję się z tym świetnie. - mówi spokojnie.

Ich słowa odbijają się ode mnie głuchym echem. Za dużo nowych informacji. Mam wrażenie, że Sage czeka na mój ruch, ale to wcalnie nie jest łatwe. Mimo, że siedzę odwrócony do niej tyłem, czuję jak wbija się spojrzeniem w moje plecy. Przygląda mi się, wiem to, bo czuję to elektryzujące napięcie.

- Sage... - Zach wzdycha żałośnie. Wymija mnie i rusza w jej kierunku. Odwracam się, na tyle mogę się zdobyć i obserwuje jego kolejne posunięcia. Zbliża się do niej i chyba chce przytulić, ale ona robi zgrabny unik i wstaje na równe nogi.

- Zostaw mnie. - warczy wyciągając przed siebie ręce, ustawiając je w gotowości do ewentualnego odepchnięcia go. - Po prostu mnie zostaw.

Przypatruję się temu wszystkiego z szeroko otwartymi oczami. Chcę wszystko jak najdokładniej zapisać sobie w głowie. Nic nie może mi umknąć, ani sekunda. Zach i Sage stoją przed sobą świdrując się nawzajem wzrokiem. Nagle zakręciło mi się w głowie. Czuję że robi mi się duszno, dlaczego tutaj jest tak cholernie gorąco? Zaczynam niemal się dusić, muszę wyjść na zewnątrz.

Szybkim krokiem, lekko już się chwiejąc wychodzę przed dom, ignorując dwoje wbitych we mnie spojrzeń. Siadam na schodkach wejściowych i pobieram porządną porcję świeżego powietrza. Korzystając z okazji, wyciągam paczkę papierosów i zapalam jednego, czego szybko żałuję, bo trujący dym tylko spycha cały ten natłok myśli do moich płuc. Nagle słyszę zbliżające się kroki. Po chwili Zach siada obok mnie, przejmując ode mnie fajkę i również się zaciągając.

- Przepraszam... ja... W ogóle się nie spodziewałem. - próbuję się tłumaczyć.

- Nie, nie przepraszaj. Sam nie wiem jakbym się zachował, ale teraz już znasz prawdę...

- Już wiem dlaczego tak zareagowałeś... Po prostu... nie wiem czy dam sobie z tym radę. - odpowiadam zgodnie z prawdą.

To paradoks, boję się tego, nie wiem czy jestem w stanie poradzić sobie z czymś takim, a z drugiej stronię to wszystko mnie tak pociąga. Mam wrażenie, że nie mówią tego byle komu, a to zobowiązuje.

- Dlatego nie chciałem, żebyś... no wiesz... tak się z nią obchodził. Teraz już widzisz, że jest na swój sposób specyficzna. Być może to dla ciebie za dużo?

Zastanawiam się chwilę. Nie chcę znów czegoś palnąć.

- Być może. - mówie w końcu, nie dokońca przekonany do swoich słów.

Zaraz potem słyszę smutne westchnienie zza moich pleców. Odwracam głowę i widzę tylko jak Sage wbiega po schodach na górę. Boże, chyba powinienem w końcu przestać się odzywać. Zrywam się z miejsca chcąc ruszyć za nią, ale Zach łapie mnie za ręke. Patrzę na niego nie zabardzo rozumiejąc o co mu chodzi.

- Nie, zostaw. Postaram się tym zająć, a ty idź do domu, prześpij się i przemyśl to wszystko. Ochłoń, nie wiem, zapal, zjaraj się, nawal, cokolwiek. Ja... chyba zrobię to samo bo to wszystko powoli zaczyna mnie przerastać. - mówi śmiejąc się przy tym cicho.

Cofam się o krok i uśmiecham do niego słabo. Klepię go po ramienieniu i odchodzę. Chciałbym, tak cholernie chciałbym teraz pobiec na górę i ją przytulić. Powąchać jej włosy które zawsze tak pięknie pachną, po prostu być z nią i mieć ją blisko. Ale z drugiej strony jestem przerażony jej zachowaniem, jej chorobą, o której tak naprawdę niewiele wiem. Jednak widzę w jakim stanie jest Zach. Oni potrzebują czasu. Ja też go potrzebuję. Tylko spędzanie go w samotności jest na ogol przerażajace.

*

Wróciłem. Chciałbym powiedzieć, że nawet coś zjadłem i trochę ochłonąłem, ale nie lubię kłamać. Usiadłem na kanapie zaciągając się ostatnim już papierosem. W ostatnim czasie coraz szybciej zaczęły mi się kończyć. Muszę trochę spasować, bo zdecydowanie nie wyjdzie mi to na dobre. Środek nocy, a ja znowu nie śpię, tylko tępo obserwuję zdartą już, kręcącą się w gramofonie płytę. Zawsze tą sama, nie mam nawet czasu ani ochoty żeby ją zmienić. Wpatrywałem się tak w czarny krążek, kiedy usłyszałem złośliwy pisk mojego telefonu. Po ostatnim bliskim spotkaniu z podłogą wymaga wymiany przedniego ekranu, ale kto by się teraz tym przejmował? Wyciągam potłuczone szczątki z kieszeni i jakby przez szklaną pajęczyne patrzę na wyświetlacz.

Od: Nieznany
Nie powinieneś mnie tak po prostu zostawiać. Przecież jestem zdolna do wsztkiego, już zapomniałeś?

Przełykam ciężką ślinę, a moje ręce zaczynają lekko się trząść.

Do: Sage
Miałem nadzieje że znów mnie zaskoczysz.

Wysłałem wiadomość, ani na chwile nie spuszczając potem wzroku z ekranu.

Od: Sage
Wiedziałam, że nie śpisz. Otwórz drzwi.

Momentalnie przenoszę wzrok na drzwi. Serce niemal podskakuje mi do gardła, kiedy za ich mleczną szybą widzę zarys jej cienia. Niepewnie wstaje i ruszam w ich kierunku. Od razu niebieskie tęczówki strzelają we mnie oślepiającym błyskiem. Wchodzi do środka i zamyka za sobą drzwi, a ja niedokońca jeszcze ogarniam co się właśnie dzieje.

- Nie chcę żebyś myślał, że jestem jakaś nienormalna. Oni mówią że jestem psychiczna i muszę się leczyć ale wszystko ze mną w porządku, widzisz? Jestem normalna. - mówi nerwowo. - Słyszałam co mówiłeś, ale ja wiem, że to nie prawda.

- Nie myślę tak, ale musisz brać leki Sage. Musisz mi to obiecać. - mówię próbując brzmieć stanowczo.

- A ty musisz mi obiecać, że dalej będziemy grać, bo tej gry nie można zastopować.

- Wiem. - odpowiadam, uśmiechając się do niej.

Zbliża się i przywiera do moich ust. Odwzajemniam gest, czując coś w rodzaju ulgi. Całuję ją jeszcze chwilę, ale później czuję jak ten z pozoru niewinny pocałunek zaczyna się pogłebiać, z początku nie groźnie, ale kiedy oplata moją szyję rękami, a ja automatycznie przyciągam ja bliżej siebie, czuję że jak teraz tego nie przerwę to może to zajść za daleko. Przestaję ją całować i zamykam w uścisku. Po prostu, przytulam ją i mógłbym tak stać jeszcze do następnego dnia.

- Cholernie cieszę się, że cię poznałam. - szepcze wprost do mojego ucha.

Staram się nie oszaleć i całuję ją krótko.

- Chodźmy spać. - mówię jeszcze, i delikatnie podnoszę ją zaczynając nieść w stronę sypialni.

Ostrożnie kładę ją na łóżku, żeby chwilę potem położyć się obok. Kiedy to robię, ta odrazu przysuwa się, głowę usadawiając na moim torsie. Ja obejmuję ją ramieniem i całuję lekko we włosy.

- Tylko nie wymykaj się już sama w nocy, dobrze? - pytam, czując jak na moją twarz wkrada się lekki uśmiech. Cieszę się, bo wiem że w końcu zasnę.

- W takim razie musisz wymykać się ze mną.

Znów słyszę dźwięk przychodzącej wiadomości.

Od: Zach
Jest u ciebie, prawda?

Znów lekko się uśmiecham, przysłuchując się jej spokojnemu oddechowi.

Do: Zach
Jest. Właśnie zasnęła, nie martw się.

Do: Zach
Tak cholernie ją kocham Zach...

Od: Zach
Śpijcie już.

BLUE IRIS | Jesse Rutherford ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz