W momencie w którym musiałem się nad czymś zastanowić, zawsze starałem się nie robić tego zbyt długo. Jeśli długo się nad czymś zastanawiamy, to to nasze zastanawianie się z czasem zaczyna sprytnie przerzucać się na inny, zupełnie inny tor. Myślimy o wszystkim, tylko nie o tym o czym powninniśmy i w związku z tym możemy naprawdę wiele stracić. Poza tym jeśli długo się nad czymś zastanawiamy to to coś staje się zdarte, przeżute i wyplute pozostając po sobie jedynie kwaśny, lepki posmak na podniebieniu. Dlatego w tamtym momencie się nie zastanawiałem. Powiedziałem, że to jest po prostu nierealne i niemożliwe. Nie ma czegoś takiego i nie ważne jak bardzo byśmy chcieli nie wyczarujemy tego od tak. Potrzebne są zgody i dojście do porozumień, a drogi do nich są z reguły najcięższe.- Nie, nie możesz ze mną zamieszkać. - próbuje brzmieć na przekonanego swoich słów, ale przecież kłamię. Ostatnio coraz cześciej mi się to zdarza. Nie wygląda na ustatyskakcjonowaną moją odpowiedzią. - Zach w życiu się na to nie zgodzi.
I kolejna chwila ktora wymusiła na mnie Sage. Moment w którym na przeszkodzie do mojego szczęścia stoi mój przyjaciel. Posuwam się do coraz gorszych w stosunku niego czynów, z czystego snobizmu i samolubstwa. Dla własnej korzyści, bo to przecież mi ma być wygodnie i cudownie, inni niech po prostu się jebią i przestaną żerować na ludziach pozornie szczęśliwych. Właśnie. Człowiek pozornie szczęśliwy. Chciałbym, cholernie chciałbym być za takiego postrzeganym. Chciałbym, żeby mi zazdrościli.
- Musi się zgodzić. - odpowiada podciągając kolana pod brodę. Siedzi w mojej zmiętej, za dużej na nią koszulce guns 'n roses i plecami oparta o ramę łóżka bacznie mi się przygląda. - Chociaż do końca wakacji.
Mimo, że wydawało mi się że próbowała trochę za szybko wkraść się do mojego życia, chciałem się na to zgodzić. Chociaż do końca wakacji. Chciałem co wieczór zanosić ją przysypiającą już do łóżka, potem zakładać moje koszulki, sięgające jej do połowy ud i uśmiechać się sam do siebie widząc jak cudownie w nich wyglada. Chciałem codziennie budzić się pare minut przed nią i móc chociaż przez te pare chwil patrzeć jak śpi. Ale bałem się. Bałem się jakie to może nieść za sobą konsekwencje. Jak bolesne może być dla mnie jej późniejsze odejście. Ale wtedy przypomniałem sobie, jak ktoś kiedyś powiedział że bez ryzyka nie ma zabawy. Że ten ktoś to ryzyko.
Posyłam jej lekko żałosne spojrzenie i zbliżam się lekko całując ją w skroń. Obejmuje ramieniem a wtedy ona opiera głowę o mój tors i wtula się. W takich właśnie chwilach czuje, że ją mam. Że ona naprawdę tutaj jest, mogę jej dotknąć, pocałować, przytulić.
- Nie przekonamy go. - mówię cicho.
- Muszę, Jesse, ja muszę mieć cię na codzień. Naprawdę, może nie wiesz o jakim uczuciu mówię - oj doskonale wiem. - ale muszę. Czuję że jesteś mi potrzebny.
Nigdy. Nigdy od początku naszej znajomosci nie wychwyciłem w jej wypowiedziach tyle szczerości. Muszę, łapię ją lekko za brodę i mocno całuję, próbując nasycić się jej słowami, które wciąż latają w mojej głowie jak nienormalne.
*
- Chyba żartujesz Sage, masz 15 lat to jest chore, czy ty tego nie widzisz? - parsknął Zach. - Dałem ci palec, i pozwoliłem zostać u mnie do końca wakacji a ty od razu bierzesz cała rękę i wyobrażasz sobie nie wiadomo co.
- To nie jest chore. Ty i tak tego nie zrozumiesz bo jesteś po prostu głupi i ślepy wiec musze wytoczyć takie argumenty jak na przykład to, ze mam 15, właściwie juz prawie 16 lat, a po ukończeniu 15 mogę umawiać się z kim tylko chce. Nawet mogę się pieprzyć z kim chce i tobie nic do tego.
Na ostatnie jej słowa Zach lekko zbladł, ja zakrztusiłem się dymem który właśnie przelatywał przez moje gardło, a pare przechodniów spojrzało na Sage z wyraźnym zszokowaniem na twarzy. Dobry wynik.
- Jesse, ja nie mam siły, mógłbyś jej przemówić do tego pustego łba?
Po mimo dość poważnej sytuacji jestem bardzo rozbawiony sposobem prowadzenia przez nich konwersacji, bo w końcu wygląda to jak normalna rozmowa dwójki rodzeństwa.
- Przykro mi Zach, ale byłaby to czysta hipokryzja. - odpowiadam butem wsmarowujac w zimny beton tlący sie jeszcze niedopałek.
Zach przetarł twarz dłońmi i westchnął cieżko.
- Jesse, kurwa ogarnij się w końcu, to jest moja siostra a nie jakaś tam panienka z klubu. Kurwa, cieżko mi to mówić ale nie ufam ci jeśli chodzi o takie rzeczy. Sam wiesz jaki jesteś...
- No właśnie, patrz jaki jestem a pomimo to dalej jestem czysty w stosunku do niej. To chyba o czymś świadczy prawda? - warknąłem.
Może trochę za bardzo na niego naskoczyłem ale zdenerwowało mnie to co powiedział. Kurwa, zmieniłem się, a raczej to ona mnie zmieniła i chyba widać to z kilometra, bo nie pachnę seksem od jakichś 3 tygodni a każdy z moich znajomych uznałby to za zatrważający jak na mnie wynik.
- Zach, obiecuje ze zacznę brać leki jeśli tylko się zgodzisz. - wtrąca się Sage.
Na chwile zapada niezręczna cisza i słychać tylko szum powiewających palm. Przyjemny. Uwielbiam go.
- Przykro mi, ale ci nie wierze. - mówi smutno Zach.
- Będę jej pilnował. - palnąłem, zupełnie tego nie przemyśliwując. Trudno.
No i się zgodził. Nie wiem jakim cudem i czym Sage go wcześniej odurzyła ale zgodził się a ja dopiero wtedy zdałem sobie sprawę w co się wpakowałem. W chorą psychicznie, białowłosą dziewczynę, w dodatku prawie 10 lat ode mnie młodszą, za którą dałbym się zabić. Czuje się jakbym wygrał na loterii.
Następne 4 dni mijały nam w miarę spokojnie. Sprzedałem kolejny samochód zalegający w moim garażu, i miałem wrażenie ze wszystko zaczyna się uspokajać. Było cudownie, codziennie budziłem i kładłem się przy niej i mogłem prawie cały dzień spędzać w jej towarzystwie. Wszystko było wspaniale, do czasu w którym wyrzucając śmieci, miedzy odpadami nie zauważyłem paru białych pigułek. Wtedy poczułem, że zawiodłem. Byłem zły, przede wszystkim na siebie ale tym razem rownież i na nią. Czułem się z tym zle, bo bardzo obawiałem się czekającej mnie z nią rozmowy.
Cały spięty przysiadłem na stole w kuchni, próbując w głowie ułożyć sobie jak powinienem zacząć z nią rozmawiać, kiedy usłyszałem ciche wołanie z góry.
- Jesse, możesz tu na chwile przyjść? Chyba... Chyba musisz mi pomoc. - niczego nie świadomy wstaje z miejsca i udaje się za źrodłem głosu do góry. - Jesse! - łazienka. Jest w łazience.
Z końca korytarza zauważam że drzwi są otwarte na oścież, co lekko mnie zaniepokaja więc przyspieszam kroku. Niepewnie zaglądam do środka i zamieram. Sage siedzi oparta o ścianę, a podłoga, wanna i pare innych rzeczy, a przede wszystkim całe jej przedramię umazane są wciąż wypływająca z jej ręki krwią. Jest jej tyle ze aż robi mi się trochę słabo. Wtedy w drugiej jej dłoni dostrzegam ociekające czerwona cieczą nożyczki do paznokci. Unosi na mnie wzrok i uśmiecha się lekko.
- Czy teraz już wiesz, jak bardzo cię kocham?
CZYTASZ
BLUE IRIS | Jesse Rutherford ✔️
FanficWszystko co robi, co mówi sprawia że mam ochotę na więcej. Cholera, może nawet mnie zabić. Tak, niech to zrobi. Niech mnie zabije, z ogromnym uśmiechem na ustach. Niech wbija we mnie pojedyncze ostrza, aż się wykrwawie patrząc prosto na nią. Niech m...