- Wydawałoby się, że ci ludzie nie należą do rozmownych - Justin odezwał się, przerywając narastającą we wnętrzu samochodu ciszę, za co w duchu byłam trochę wdzięczna, a trochę zła. Wdzięczna, ponieważ brak jakiejkolwiek rozmowy między nami był, muszę przyznać - odrobinę przytłaczający, mimo że wcale nie lubię rozmawiać z chłopakiem. Z drugiej strony wkurzyło mnie jego gadanie, bo reasumując właśnie w tym momencie okłamuję go, wsadzając mu kulkę w głowę bez jego świadomości. Dupek myśli, że oni naprawdę chcą rozmawiać. Na moje usta ciśnie się krótkie: jesteś aż tak głupi, żeby tak myśleć?, ale oczywiście powstrzymuję się od wygłoszenia tego na głos, za to przez moją twarz przebiega cień uśmiechu.
Zapytacie, czy mam wyrzuty sumienia?
Trudno powiedzieć, naprawdę. Gdybym nie miała serca, to z pewnością nie miałabym żadnych, ale ku waszemu zdziwieniu - mam serce i nie jest jeszcze skamieniałe do końca. Chociaż, gdy o tym myślę, wiem że zasłużył sobie w stu procentach, bo nie potrafi trzymać języka za zębami. Za dużo w życiu przeszłam, żeby martwić się o jakiegoś bogatego dzieciaka, któremu wydaje się, że może wszystko. Za chwilę będziesz mógł się wykazać, pomyślałam, śmiejąc się w duchu. Wiem, że to jedyny sposób, żeby chronić moich bliskich, a dla nich zrobię wszystko. Nawet zginę.
- Co masz na myśli? - zmarszczyłam brwi, nawet nie patrząc w stronę chłopaka, bo na moich ustach pojawił się głupi uśmieszek. Ale z ciebie beznadziejna kłamczucha, Russo.
- Nie sądziłem, że będą chcieli z nami rozmawiać, myślałem raczej, że rozwiązywanie konfliktów to dla nich zabijanie, czy coś w tym stylu, wiesz - chłopak odezwał się, a ja pożałowałam, że brnęłam w ten temat. Cichy chichot, który wydostał się niekontrolowanie z moich ust, musiałam ukryć pod zgrabnym chrząknięciem.
- Nawet nie zdajesz sobie sprawy jakim szczęściarzem jesteś - rzuciłam, udając niedowierzanie i odwróciłam głowę, aby nie mógł zobaczyć mojego uśmiechu, którego w tej chwili już nie kontrolowałam.
Jestem okropna, robię sobie okrutne żarty z kogoś, kto zaraz zginie z mojej winy. Chyba zginie, w końcu nie mam pewności co oni do cholery chcą mu zrobić, ale pozbawienie blondyna życia byłoby zdecydowanie najłatwiejszym wyjściem.
- Boisz się? - blondynek ponownie się odezwał. Był nadzwyczajnie rozgadany, co mnie szczerze dziwiło. W końcu zabieram go w miejsce, gdzie jeszcze kilka dni temu był w śmiertelnym niebezpieczeństwie, do człowieka, który bez mrugnięcia okiem, bez jakiegokolwiek zrozumienia wydał na niego wyrok śmierci. Były dwa wyjścia, albo Justin postradał zmysły, albo chciał za wszelką cenę zrobić z siebie wielkiego macho, który jest niewyobrażalnie odważny i mężny. No albo denerwował się na tyle, że musiał ciągle gadać, bo cisza panująca we wnętrzu samochodu przytłaczała go i zmuszała do myślenia o tym co go czeka. Tak, ostatnia opcja była najbardziej prawdopodobna.
- Słucham? - zmarszczyłam brwi, dziwiąc się pytaniu, które zadał.
- Spytałem, czy...
- Tak, słyszałam o co spytałeś - wywróciłam oczami - I nie, nie boje się. Czemu miałabym?
- Sama wiele razy powtarzałaś, że ci ludzie są nieobliczalni.
- Jestem jedną z nich - odpowiedziałam z niedowierzaniem. Serio, koleś? - Co prawda zrobiłam coś głupiego, zdradziłam ich, ale wierzę im, w końcu tyle dla nich zrobiłam - obroniłam się, będąc przekonana do tego co mówię w stu procentach.
Co jak co, ale byłam przekonana, że to co mówię jest prawdą. W końcu byłam tam najmłodsza, ale mimo wszystko zawsze byłam na każde skinienie ich brudnego, zasranego palca. Z zimną krwią zabijałam każdego, kogo tylko karzą, nie marudziłam, robili ze mną co tylko chcieli. Byłam ich szmatą na posyłki. Nie zrobią mi krzywdy, nie mogą.
CZYTASZ
She's so badass // j.b
Fiksi PenggemarTessa Russo była dla Justina dziewczyną jedyną w swoim rodzaju. Intrygowała go coraz bardziej za każdym razem, kiedy wyjmowała swoją broń i mierzyła nią w stronę chłopaka, wypowiadając przy tym splot ostrych słów, czasami raniących i przerażających...