Prolog.

222 22 6
                                    

Głębsza dyskusja w piątkowym barze, pełnym skłutych idiotów zawsze kończyła się dla mnie tak samo. Tylko wtedy byłem z nimi wszystkimi na równi, bo sam alkoholu odmówić sobie nie potrafiłem. Kurwa. Po krótkiej wymianie poglądów z pewnym zagorzałym nacjonalistą, stwierdził, że chyba dawno nikt nie obił mi ryja. Obił, dokładnie tydzień temu, w tym samym miejscu, ale kto by o tym pamiętał?

Szarpnął mnie, mało się nie wywróciłem. Kilku zalanych facetów stanęło wokół nas i kibicowało temu frajerowi. Świat przewracał mi się na wszystkie strony, w zadymionym barze widziałem tylko rozmazane sylwetki. Uderzył mnie pierwszy i od tamtej chwili tylko czułem na sobie jego łapy i zaciskałem mocno pięści. Zarzynał mnie jak szmatę, a ja w związku ze swoim stanem nie mogłem momentami złapać oddechu. Moje długie włosy wpadały mi do oczu i wiedziałem, że prowokacja to był najgorszy pomysł świata.

Wśród plątaniny ciężkich, męskich głosów, usłyszałem jeden wyjątkowo lekki i starający się załagodzić sytuację. Odgarnąłem włosy z oczu i spojrzałem na chłopaka, który klarował coś tym idiotom. Salwa obelg i szyderczego śmiechu trafiła w jego stronę. Wpatrywałem się w tą nietypową sytuację, dopóki nie poczułem czyjejś gorącej, spoconej dłoni na karku. Oplotła mnie mocno, a po krótkiej dedukcji zrozumiałem, że to tylko ochroniarz.

-Ej no, kurwa, zabieraj te obrzydliwe ręce, bo Ci się zrzygam na buty!- siłą zaciągnął mnie na sam tył lokalu, wypieprzył przez drzwi i rzucił urocze „spierdalaj". Wspaniała, piątkowa noc.

Rozejrzałem się i w osobie, którą tak samo wywalili, rozpoznałem tego chłopaka. Nerwowo poprawił czarne włosy. Chciałem zacząć rozmowę, ale wyprzedził mnie.

-Kurwa. Chciałem tylko pomóc, a mnie wyrzucili. Z a j e b i ś c i e
-wyraźnie, z przesadną nutą ironii przeliterował to słow. Ukradkiem zauważyłem, że na jego zębach błyszczy się aparat ortodontyczny.

-No i chuj, przecież to żadna nowość w takim miejscu.- wzruszam ramionami i zatapiam ręce w kieszeni, szukam papierosów.- Nie wiesz?

-Zazwyczaj nie bywam w takich miejscach.

-Chyba, że tak. Tutaj jest sam wykaz debili, ale lubię to miejsce. Inspiruje mnie. To może jeszcze szybki papieros, póki się nigdzie nie wybierasz?- wysuwam paczkę z kieszeni i wyciągam w jego stronę.

-A chętnie, chętnie.- jeden papieros ląduje między jego palcami wraz z zapalniczką. Przyglądam się jej i stwierdzam, że podpieprzyłem ją komuś z baru.- Inspiruje do czego?

-Jeśli zostaniesz ze mną trochę dłużej to się przekonasz. Ludzie to bydło i idioci, ale nawet w tych pijakach znajdziesz coś godnego.- odpalam fajkę i trzymając ją mocno między zębami, staram się ściągnąć kurtkę bez dotknięcia jej papierosem. Pełno na niej śladów od przypaleń, już wystarczy. Skupiam się na tym, ale wyrywa mnie jego głos.

-O, masz super zespół na koszulce.- stwierdza z entuzjazmem. Spojrzałem na jego koszulkę. The Rolling Stones. Czy to, kurwa, żart?

-No w przeciwieństwie do ciebie.- rzuciłem szyderczy uśmiech i chyba musiałem pokruszyć mu tym humor, bo pędem ubrał na siebie sweter. Cisza odbijała się przez kilka minut od śmietników i tylnej ściany baru, aż w końcu postanowiłem się przedstawić, choć nie widziałem w tym potrzeby.

-A tak w ogóle to Anastazy jestem, cześć.

-Narcyz.- wyciągnął dłoń w moją stronę i posłał mi głupi uśmiech. Ściskam ją i marszczę brwi.

-Żartujesz sobie? Normalni ludzie tak nie nazywają swoich dzieci.- zaśmiałem się i poprawiłem delikatnie kolczyk w nosie.

-Czy ktokolwiek powiedział, że mam tak na imię?- pyta beznamiętnie.

-No nie, fakt. W takim razie jak się nazywasz?- dopytuję.

-W zasadzie nikt do mnie nie mówi po imieniu. Zostańmy przy Narcyzie.

-Jak tam, kurwa, chcesz.- wypuszczam z między warg gęsty, szary dym.

Pewnie nie bez przyczyn ktoś tak pięknie go ochrzcił, aż bałem się zapytać czemu akurat tak? Wątpiłem, że kiedykolwiek mógłbym się z nim dogadać.

* * *

Opowiadanie perspektywy Narcyza przeczytać można u Leśniaka! (Lesniewskaxx)

Zapalniczki i wino//Artysta.Where stories live. Discover now