Rozdział 6

72 11 8
                                    

Po całym moim pokoju rozległo się pukanie do drzwi. Skuliłem się jeszcze bardziej na łóżku i szczelniej okryłem kołdrą. Usłyszałem dźwięk otwieranych drzwi.

- Kochanie - powiedziała moja zmartwiona rodzicielka. - Od poniedziałku nie wyszedłeś z tego pokoju. Nie możesz siedzieć tu wiecznie.

Chciałem jej powiedzieć, żeby zostawiła mnie samego, ale jednak w ostatniej chwili zrezygnowałem.

- Zostawiam ci na biurku śniadanie, a wieczorem na poważnie porozmawiamy. Nie możesz siedzieć tutaj cały czas.

I wyszła zostawiając mnie samego ze swoimi myślami. Tak szczerze to ja sam nie wiem dlaczego przestałem wychodzić z pokoju i zamknąłem się w sobie. Bo nawet nic złego się nie stało. Chyba. Sam nic nie rozumiem. Może szczera rozmowa z mamą pomoże. Zawsze pomagała. Moja mama znajdzie chyba rozwiązanie na wszystkie problemy.

Po kolejnej minionej godzinie postanowiłem wziąć się w garść i wstać z łóżka. W pokoju panował pół mrok. Podszedłem do okna by odsunąć zasłony. W moje oczy uderzyły promienie słońca. Oczy nieprzyzwyczajone do jasności szybko się zamknęły. Lekko uchyliłem powieki i odszedłem od źródła światła. Zjadałem wcześniej pozostawione mi śniadanie i poszedłem się umyć, czego nie robiłem od dobrych kilku dni. Krople wody delikatnie spływały po moim ciele, a para wodna otaczała mnie ze wszystkich stron powodując małe ściskanie w płucach. Po skończonej kąpieli wysuszyłem się. Po ubraniu dżinsów i pierwszej lepszej koszulki usiadłem przed biurkiem. Otworzyłem laptopa, po czym włączyłem go by od razu zająć się przeglądaniem wiadomości. Gdy przeczytałem to co było ciekawe, sięgnąłem do szafki po mój szkicownik. Zacząłem go przeglądać i było można zauważyć różnicę między tym jak rysuję teraz a kiedyś. Zauważyłem, że najwięcej szkicowałem Matt'a. Nic dziwnego skoro ma takie idealne ciało. Dużo by zyskał zostając modelem.

Nabrałem ochoty coś naszkicować, ale w głowie miałem kompletną pustkę. A może by tak... Nie! Jeszcze tego brakowało, żebym chciał go rysować! Ale z jednej strony... Nie, nie mogę rezygnować z czegoś tylko dlatego, że go nie lubię. Przypomniałem sobie go, gdy mieliśmy razem w-f. Po skończonym meczu jak opierał piłkę o biodro, a krople potu spływają po jego czole. Jasne, radosne oczy i pełne usta wygięte w szerokim uśmiechu. To jest to!

Po czterech godzinach ciężkiej pracy skończyłem! Wyszło nawet lepiej niż się spodziewałem, a to ucieszyło mnie jeszcze bardziej. Mój żołądek dał mi znać, że już pora na obiad.

Poszedłem do kuchni i zjadłem coś szybkiego, czyli sałatkę warzywną. Wypiłem kubek zielonej herbaty i usiadłem w salonie na kanapie. Z kieszeni spodni wyciągnąłem telefon. Spojrzałem na zegarek. Już dochodziła szesnasta. Muszę przyznać, że dzisiaj to zbyt produktywny nie byłem. Przejrzałem sobie na spokojnie facebooka. Pusty kubek zaniosłem do zmywarki. Stałem w kuchni jeszcze chwilę zastanawiając się co by dzisiaj zrobić. Moje myślenie przerwał dzwonek do drzwi. Myślałem, że to Matt, ale on by wszedł bez pukania. Po otworzeniu drzwi momentalnie odechciało mi się żyć.

- Czego znowu chcesz? - zapytałem niechętnie.

- Chciałem sprawdzić, czy moja księżniczka jeszcze żyje - odpowiedział radośnie.

- Mówiłem ci, żebyś mnie tak nie nazywał. - Zamknąłem drzwi i odwróciłem się, a one otworzyły się ponownie. - Nie wpraszaj się ludziom do domu! To niegrzeczne!

- Dla mojej księżniczki odsuwam swoje maniery. - Zdjął buty. - Przepraszam za najście!

- Przymknij się - powiedziałem kierując się na górne piętro. - Nikogo tu nie ma poza nami.

- Twoi rodzice w pracy?

- Tak - rzuciłem krótko.

- Nie masz rodzeństwo? - zapytał wyraźnie zaciekawiony.

Nasze NieboOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz