Rozdział trzydziesty siódmy.

190 20 6
                                    

Nadal czuje roznoszący się wokół zapach lilii. Nadal widzi te piękne gwiazdy i jej ciemne loki, które wyglądały jak macki, a które tak kochał widzieć i czesać. Jej delikatne dłonie i długie palce, które grywały czasem na instrumentach muzycznych. Delikatna, podłużna twarz wyrażająca niewinność niewiasty oraz brązowe oczy. Młoda Słowianka owijała sobie ludzi wokół palca swoją niewinną urodą i tą żałosną wiarą. Słodki głosik mamił ludzi, pozwalając Slendermanowi zabić ich bez ogródek.

A najciekawsze jest to, że dosyć późno się zorientowali, że to wina młodej niewiasty ubranej w białą suknię.

- Slendermanie – powiedziała któregoś dnia, gdy ten w małej chatce czesał jej włosy. Sam przed sobą przyznał, że to go relaksuje. Lubił patrzeć, jak pojedyncze kosmyki uciekają przez jego palce, a pozostałe delikatnie na nich leżą. – A co, jeśli ktoś mnie znajdzie?

Wtedy ich zabijemy – odpowiedział jej, wznawiając czesanie. Niczym się nie przejmował. Z jej urodą, charakterem anioła, pod którym kryje się demon, nikt nie mógłby wziąć tej słodkiej dziewczynki za osobę, która popełniała w ich plemieniu najgorsze zbrodnie.

- A kiedy będę mieć braciszka?

Świetlano, już o tym rozmawialiśmy – pouczył dziewczynkę, pomagając jej wstać ze stołka. – Na razie musimy pracować.

Dziewczynka kiwnęła głową i wyszła na otoczoną słońcem łąkę. Slenderman pamięta, że kochała bawić się na niej, ale to zapewne jak każde dziecko. Przyglądając się jej z lasu, obserwował, jak dorasta, znajduje wybranka i żyje, ukrywając swoje drugie oblicze.

Wraz z upływem lat zmieniała się, podobnie jak świat. Przestawała być niewinnym dzieckiem, kochającą dziewczynką. Stawała się kobietą, gotową usługiwać mężowi.

Tak w każdym razie myśleli jej sąsiedzi i rodzina. Byli przekonani, że ta urocza kobieta, którą się stała, niedługo wyda na świat pierwsze dziecko i stanie się cudowną matką. Tak myśleli...

Aż pewnego dnia nie wymordowała wszystkich z zimną krwią.

Istota bez twarzy pamięta i ten dzień równie doskonale. Jej płynne ruchy, harmonię pomiędzy krokami i uderzeniami sztyletu. Pamięta jej zawziętość i śmiech.

Śmiech psychopaty.

Po nocy, podczas której wybiła wszystkich, wróciła do swojego opiekuna z uśmiechem na ustach i krwią na sukni. Z drapieżnym błyskiem w oku podpaliła to, co zrobiła i odeszła do następnego miejsca, aby i tam zrobić to, co zrobiła w tamtej wiosce.

- Operatorze?

Z zamyśleń wyrywa go głos jednego ze swoich Proxy. Obecnych. Kiwa głową na Hoodiego, który stoi przed pozostałą dwójką, jakby chcąc ich chronić.

O co chodzi? – Interesuje się.

- Jesteśmy gotowi – mówi bez zająknięcia. Twarz, której nie ukrywa maska, wyraża obojętność, jednak oczy mówią same za siebie. Widoczny w nich smutek tylko utwierdza Slendermana w tym, że muszą w razie czego opuścić to miejsce i udać się do jego starego domu.

Świetnie. Liczę teraz, że dopilnujecie, aby inni byli gotowi...

- Operatorze.

Gwałtowne przerwanie swojemu przełożonemu mówi jasno, że coś jest nie tak.

Coś się stało?

- Połowa domowników wyjechała od pięciu godzin do trzydziestu minut temu – wyjaśnia Masky, odwracając wzrok. Jego serce, podobnie jak serca Hoodiego i Toby' ego przyspieszają, bojąc się reakcji Operatora.

Zasady szaleństwa - M|Z(c-pasta)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz