19.

2.2K 201 96
                                    

- Więc zostawiamy to wszystko za sobą? - szepnął, kiedy smutek wpełzł na jego twarz. - Rodzinę, przyjaciół, uniwersytet, pracę. Dom.

- Tak. - skinął głową, nie mając siły na nic więcej. - Tak, zostawiamy Dom.

*

Wylądowali bezpiecznie, a później jakoś udało im się trafić do mieszkania, które wybrał dla nich Louis. Nie zgubili bagażu, co Harry przyjął z niekłamaną wdzięcznością, ponieważ sądził, że nie zniósłby czekania na niego i słuchania, jak Louis pruje sobie nerwy, podczas gdy dowiaduje się, że ich ubrania i wszystko to, co zabrali ze sobą z Londynu przepadło bez wieści. To mógłby być jeden z najgorszych rozpoczęć nowego życia. Ale nie był.

- Ładnie. - skwitował, kiedy szybkim spojrzeniem przeskanował całe mieszkanie. Nie było ogromne, nie stać ich było w zasadzie na takie. W zasadzie to mieszkanie, a raczej kawalerka były jedynymi, na które było ich stać, a które znajdowało się w pobliżu uczelni Harry'ego. - Ładnie. - powtórzył, jakby chciał przekonać nie Louisa, który spoglądał na niego sceptycznie, a raczej samego siebie.

Miejsce położenia ich nowego domu było wygodne, ponieważ Harry musiałby dojeżdżać komunikacją miejską mniej niż dziesięć minut, a pieszo droga zajęłaby mu mniej niż pół godziny. Nowa praca Louisa, na razie tymczasowa, miała zabierać mu dodatkowe dwadzieścia minut autobusem i dwa razy tyle pieszo, więc też nie było najgorzej. W pobliżu znajdowały się także sklepy samoobsługowe z podstawowymi produktami, ale do miasta musieliby dojeżdżać. W każdym razie hałas tutaj był na znośnym poziomie, a jezdnia tak mało ruchliwa, że nie trzeba było używać pasów by przejść na drugą stronę.

Ich mieszkanie miało tylko dwa pomieszczenia: pokój główny, kuchnia oraz łazienka, której nie liczyli nawet jako pokój, ponieważ była okropnie mała i nieco brudna. W jednym rogu ktoś postawił miniaturowy prysznic z kotarą, którą Harry zaklasyfikował jako połowę pożółkłego prześcieradła. Obok prysznicu ktoś wcisnął toaletę, a kiedy się na niej siedziało, kolanami dotykało się przeciwnej ściany. Miejsca na umywalkę nie było. Z kuchnią było lepiej i sprzęt był widocznie nowszy, może kilkuletni. Umieszczono tam mały stół, a raczej stolik dwu lub trzyosobowy, obok którego rzędem stały swa drewniane krzesła. Słychać było rzężenie lodówki, ale poza tym wszystko było w porządku. Nawet pozostawiono do ich dyspozycji ekspres do kawy.

Główny pokój, w którym mieli funkcjonować na co dzień był największy. Rzecz jasna nie było telewizora, co Harry'ego nie zdziwiło. Najwięcej miejsca natomiast zabierało jednoosobowe łóżko z zużytym materacem i (ku zgrozie Harry'ego) posiadające ramy. Harry nienawidził ram, zwykle uderzał o nie rękoma i nogami podczas snu. Wyposażenie ich sypialni było minimalistyczne i nic tutaj nie stwarzało nawet pozoru szczęścia, ale Harry wiedział, że w tym łóżku, na niewygodnym materacu będzie spał z Louisem i codziennie rano będzie czuł zapach kawy, którą parzy dla niego Louis przed pójściem do pracy. W tym korytarzu Louis będzie całował go na pożegnanie i puszczał do niego oczko, kiedy znów zobaczą się wieczorem. Pozwoli Louisowi ułożyć się wygodnie na jego kolanach, chociaż będzie okropnie zmęczony po całodniowych zajęciach, a później zasną razem i taką miłością będzie otoczony każdy następny dzień.

- No cóż - zaczął swoje wyjaśnianie jego chłopak, drapiąc się niezręcznie w tył głowy. - Inaczej wyglądało to na zdjęciach. Chciałem lepszego mieszkania, większego i czystego. Zadzwonię do najemcy i powiem mu, że...

Harry mu przerwał.

- Jest w porządku, Louis. - powiedział, na co starszy chłopak westchnął cicho.

- Harry, ja wiem, że to nie są warunki, w których powinieneś żyć i naprawdę chciałbym udostępnić ci takie, w których mógłbyś czytać, pisać eseje i zapraszać nowych znajomych na imprezy. Wstyd mi, bo nie mogę tego zrobić, bo nie zarabiam dużo i nie wspieram cię tak, jak powinienem, mimo że jestem starszy i to jest mój pieprzony obowiązek i... - zaczynał się plątać, spazmatycznie nabierając do płuc kolejne wdechy, a Harry po prostu przyciągnął go do siebie i pozwolił wesprzeć ciężką głowę na jego piersi, uspokajając go i będąc cierpliwym.

- Kupimy nowy materac. - proponuje bezradnie. - I telewizor, chociaż mały. I nową kotarę do łazienki. Trochę posprzątam jutro, kiedy będziesz w pracy i będzie o niebo lepiej. Zobaczysz, Louis.

Kiwa głową, chociaż nie wygląda na przekonanego. - Zrobimy remont. - proponuje po chwili milczenia. - Popracuję trochę, zarobię pieniądze i wywrócimy wszystko do góry nogami. Zobaczysz, to będzie nasz Dom.

Jego oczy świecą tak jasno, że Harry nie ma serca mówić mu, że na Dom będą musieli trochę poczekać.

*

Nazajutrz, kiedy Louis znika za drzwiami, Harry zabiera się za gruntowne sprzątanie. Środki dezynfekujące i inne kupuje w sklepie samoobsługowym, nic nie mówiąc do sprzedawczyni. Nie potrafi porozumieć się po szwedzku, więc wychodzi na gbura, kiedy nawet nie dziękuje za zakupy. Ale stara się nie przejmować; myśli o Louisie w pracy i o tym, jak bardzo musi się denerwować, kiedy nowi koledzy próbują się z nim porozumieć. Potrafi tylko angielski, w szkole uczył się francuskiego, jednak nie włada nim biegle, potrafi zaledwie się przedstawić. Nigdy nie chciał kontynuować nauki tego języka ze względu na poziom trudności, a Harry nie zamierzał go zmuszać.

Kiedy zaczyna sprzątać, mieszkanie spowija płacz dziecka, przeraźliwy i głośny dzwonek, który Louis ustawił mu ostatnio. Dzwoni jego mama, martwi się, a on uspokaja ją.

- Czy mieszkanie wam odpowiada? Moglibyśmy z ojcem pomóc wam na starcie. - proponuje, a Harry już nie upomina jej, że nazywa swojego drugiego męża jego ojcem. Zawsze próbowała ocieplić relacje między nimi.

Odmawia przyjęcia pieniędzy, twierdząc że jest nawet lepiej, niż się spodziewali, chociaż jest to czyste kłamstwo. Oczywiście, nie jest najgorzej, jednak mieszkanie budzi w nich wstręt i nawet kiedy Harry otworzył wszystkie okna, nadal było tu okropnie ciemno.

Wraca do przerwanego zajęcia i szoruje, myje i czyści aż do południa. Wtedy też postanawia zrobić sobie przerwę, będąc już bliskim końca. Została mu jeszcze tylko kuchnia i nie spodziewa się znaleźć tam rewelacji w postaci zużytej gumki, tak jak w łazience. Jest zadowolony, ponieważ wygląda ona teraz zupełnie inaczej, niż wczoraj i wyobraża sobie już minę Louisa, kiedy spostrzeże, że jednak nie jest tak okropnie. Jeśli dokupią parę rzeczy, mieszkanie będzie sprawiało wrażenie zamieszkanego i czystego, co zadowala go jeszcze bardziej.

W kuchni gotuje obiad, a raczej zalewa gotową torebkę zupy i makaronu wrzątkiem. Kupił jedną także dla Louisa. Wie, że tamten nie zje na mieście, bo nie będzie chciał wydawać pieniędzy na niepotrzebnie drogie jedzenie. Może będzie nawet bał się coś zamówić, w końcu nie zna języka.

Je wszystko i odstawia do zlewu, a później myje. Nie mają tutaj dużo naczyń, zaledwie kilka białych talerzy, parę szarych kubków, sztućce, kilka garnków i jedną patelnię. Zabiera się za doprowadzanie kuchni do porządku i wtedy wraca Louis, nieco zgaszony przez pierwszy dzień pracy. Całuje go na powitanie, chociaż ma ochotę paść na podłogę i skulić się z wyczerpania. Zamiast tego wślizguje się na stół, który chybocze się pod nim, a później obserwuje Harry'ego.

- Jak pierwszy dzień? - pyta, a Louis uśmiecha się mimowolnie, ponieważ Harry jest tak cudowny. Martwi się o niego i przejmuje jego pierwszym dniem, nic nie ważnym dla innych, a kiedy Louis wraca do domu zastaje czyste mieszkanie i gorącą miskę zupy, którą wcina szybko, jakby miała zaraz zniknąć.

Nie odpowiada mu, więc Harry odwraca się i kładzie ręce na jego udach, ślizgając nimi po jego ciele i podnosząc Tomlinsona, który owija nogi na jego biodrach, a dłonie wokół jego szyi. - Bardzo źle?

Louis kiwa głową, a Harry uśmiecha się szeroko, dołeczki wpijają się w jego policzki. Przytula Louisa, a ten mruczy cicho zadowolony ze swojego szczęścia.

- Harry? - wymawia jego imię pytająco, a Styles unosi głowę. - Może to był błąd? Może powinniśmy byli zostać w Londynie?

Harry tylko kręci głową. - Nie, Louis. - mówi. - Żyjemy swoim życiem, tworzymy własną historię. Jeśli to będzie błąd, dowiemy się o tym później. Wielkie podróże zawsze zaczynają się jakimiś katastrofami. Ale nie jesteśmy samotni.

- Nie jesteśmy. - powtórzył sennie. - Harry, cieszę się, że cię znalazłem, wtedy w pracy.

- Wtedy, kiedy spotkaliśmy się po raz pierwszy od twojego wyjazdu? - zapytał orientacyjnie, a Louis potwierdził.

- Chciałbym, żebyś był ze mną do końca. - szepnął, a Harry'emu stanęło serce.

# #
Hej ludzie, naprawdę potrzebuję waszych komentarzy, szczególnie w tych ostatnich rozdziałach.

Hi! (Larry Stylinson)Where stories live. Discover now