- Więc... o co właściwie chodzi z tą siecią i Razielem? – zapytał zbolałym głosem John, próbując przekrzyczeć głuchy warkot Sherlocka.
Gdyby każdy, kto znał jedynego na świecie detektywa doradczego, miał powiedzieć o nim coś miłego, to z pewnością powiedziałby, że jest inteligentny (jakżeby inaczej), przystojny (bez względu na gusta miał w sobie tak zwane „to coś") i dysponuje nieziemskim głosem. Tak, głos Sherlocka był iście nieziemski; głęboki, wibrujący, zmysłowy. Słuchając go doktor często zastanawiał się, czy niektóre rzeczy nie stawały się bardziej logiczne tylko dlatego, że to on o nich mówił. Swoją dedukcję głosił niczym inkantację, którą zaklinał rzeczywistość, dzięki czemu to, co banalne i nudne, przestawało istnieć, a to, co niezwykłe stawało się wykładnią oczywistości.
Nie trudno więc domyślić się, co działo się z Johnem Hamishem Watsonem, gdy tak siedział w stanowczo zbyt ciasnej kabinie samochodu, na tej „randce" i słyszał nad swoim uchem nierównomierny, pełen zwierzęcej agresji warkot. A wszystko dlatego, że Flewelling nie pojawił się dokładnie w momencie, który przewidział dla niego detektyw.
Sherlock odetchnął głęboko i spojrzał z irytacją na przyjaciela. John przez chwilę miał wrażenie, że brunet zamierza rekreacyjnie powyzywać go od idiotów, ale był w błędzie. Po kilku chwilach detektyw ochłonął nieco i, wdzięczny za tę próbę rozładowania napięcia, odpowiedział:
- Nie spodziewałem się, że się tak rozrośnie, albo raczej, że zacznie żyć swoim własnym życiem – wyznał niechętnie. – Sam z resztą słyszałeś: Raziel nazwał się ich generałem. Sieć przestała być moim narzędziem; teraz to ukryta społeczność, która rządzi się własnymi prawami, a le, jak powinieneś się już domyślić, niewiele wspólnego mają z tymi ogólnie przyjętymi. Bez względu jednak na to, to właśnie im zawdzięczam, że zabójcom nasłanym przez Moriarty'ego nie udało się mnie wyśledzić.
- Czyli był przygotowany na to, że przeżyjesz?
- Nie, John – zaprzeczył ponurym głosem Holmes. – Był przygotowany na to, że okażę się nudnym tchórzem, który będzie chciał ocalić własną skórę bardziej niż życie przyjaciół. Coś jest nie tak. Nie ma go stanowczo zbyt długo. Raziel twierdził, że Flewelling pójdzie tylko odwiedzić chorą ciotkę i... cholera! Jej nos! Dlaczego nie zwróciłem uwagi na jej nos? Z takim nosem nie mogła mówić prawdy! John, dzwoń do Helsing, ja spróbuję skontaktować się z Lestradem.
Doktor nie zadawał pytań; wiedział doskonale, że to bez sensu.
- Ma wyłączony telefon – powiedział, gdy po raz kolejny odezwała się do niego automatyczna sekretarka.
W tym momencie komórka Sherlocka rozdzwoniła się czymś co bez wątpienia było „Cwałem Walkirii" Wagnera.
- Odbierz – polecił lakonicznie detektyw, rzucając przyjacielowi telefon. Przeklinając pod nosem odpalił samochód i ruszył z piskiem opon. Na wyświetlaczu widniało równie wymowne „GL".
- To ja – usłyszał John, zanim nawet zdołał się odezwać. – Przepraszam, spuściłem ich z oczu tylko na chwilę, ale to musiało jej wystarczyć, żeby ogłuszyć Lestrade'a i uciec.
- Raziel? – zdziwił się Watson. – Gdzie teraz jesteście? Dlaczego nie zadzwoniłeś wcześniej?
- Zabrałem waszego inspektora do Barts – prychnął wyraźnie urażony chłopiec. – Z tego, co pamiętam miałem zaangażować moich ludzi schwytanie złodzieja, a nie w niańczenie wiktoriańskiej heroiny. Poza tym, zgłaszanie się do Sherlocka z pustymi rękami jest zwyczajnie niegrzeczne. Powiedz mu, że mają się spotkać w Tate. Mało oryginalne, czyż nie?
Rozłączył się. Doktor wymamrotał pod nosem niezdatną do zacytowania wiązankę przekleństw, którą przerwał mu MMS. Numer był oznaczony jako prywatny, ale na to ledwie zwrócił uwagę, gdy otwierał wiadomość.
- Cholerna dziwka! – krzyknął tym razem już bez żadnych oporów. Patrzył właśnie na zdjęcie swoje i Sherlocka, zrobione około godziny temu i nie pozostawiające większych wątpliwości, co do kierunku, jaki obrał ich związek. Matko, on naprawdę tak wyglądał, jak patrzył na detektywa? Wpatrzony jak ciele w malowane wrota – z zachwytem, nabożną czcią i kompletnym brakiem zrozumienia... Nic dziwnego, że wszyscy uważali go za geja. Ale Sherlock wcale nie był lepszy z tym swoim uśmieszkiem i analitycznym spojrzeniem, zupełnie jakby go rozbierał... No to pięknie; teraz na pewno wezmą ich na języki.
- Są w Tate, prawda? – zapytał brunet, choć w jego ustach brzmiało to raczej jak stwierdzenie oczywistości. Zapewne pomyślał, że John wściekł się na Scarlet.
- Tak twierdzi Raziel – przytaknął mu doktor. – Czy on zawsze się tak zachowuje?
Holmes zerknął na niego kątem oka i uśmiechnął się krzywo, co w zupełności wystarczyło blondynowi za odpowiedź. Nagle poczuł straszną niechęć do Sieci Bezdomnych (która, nota bene, nie składała się już z samych bezdomnych), wiedział jednak, że gdyby zwierzył się z tego przyjacielowi, zostałby wyśmiany. Odnotował to jednak w pamięci z dziwnym przeczuciem, że miał już z tym gdzieś do czynienia.
CZYTASZ
Diabelski Tryl
FanfictionPRF, kolejne zlecenie dla genialnego detektywa. W tle stare obrazy, wampiry, nietoperze, krew i inne przyjemne rzeczy. Pragnę uprzedzić, że występuje tu kilka aluzji do innych serii (głównie anime, mang i książek), które nie zasługują jednak na mian...