~13

37 4 1
                                    

- Wszystko w porządku? - usłyszałam głos nad sobą. Nie wiedziałam co się dzieje, ale po chwili się ocknelam.

- Co? - szepnęłam zdezorientowana.

- Wierciłas się - powiedział John, kładąc się obok mnie. - śniło ci się coś złego?

- Nie wiem, nie pamiętam - opadłam na poduszkę. - nie radzę sobie z tym.

- Z czym?

- Z Lisą. Źle się czuje, kiedy pomiędzy nami panuje taka napięta atmosfera...

- Spokojnie. - Spojrzałam na Johna - wszystko się ułoży. Jeszcze kiedyś będziecie śmiać się z tego wszystkiego.

- Ta.. - prychnęłam.

- Nie myśl o tym - John przysunął się bliżej mnie - nie lubię, kiedy jesteś smutna.

Uśmiechnęłam się przyjaźnie. Lubiłam, kiedy John mnie pocieszal. Był taki uroczy. Skinęłam leciutko głową i poczułam jak John mnie podnosi.

- Co ty robisz? - szarpałam się.

- Zobaczysz - poruszył brwiami i zakryl mi oczy.

Po chwili posadził mnie na krześle i pokazał co było przede mną.

- Woow - Otworzyłam szeroko usta - postarales się. - pokazałam mu kciuk.

- Wiesz, nie tylko cudne śniadania umiem szykować - spojrzał na mnie podniecająco.

- Nie licz na nic, gościu - Uderzyłam go lekko w klatkę.

- To nie wszystko. - usluszalam z jego ust i zobaczyłam, jak idzie do drzwi. Po chwili wrócił do kuchni, ale nie sam.

Gdy zobaczyłam druga osobę, na moja twarz sam wkradł się uśmiech.

- Lisa? - szepnęłam z niedowierzaniem wstałam.
Ona stała ze spuszczona głową.

Ręce wisiały jej wzdłuż ciała. Wpatrywała się w białą podłogę; jej włosy były rozpuszczone i zakrywaly jej twarz. Była dosyć skromnie ubrana: szary kardigan, czarną bluzkę z krótkim rękawem, podarte jeansy i czarne trampki.

- Nie, święty Stanisław - burknęła pod nosem. Ona nadal miała mi to za złe. John szarpnal ją za rękę, żeby nie była wredna, przez co złapała się na bolące miejsce. On puścił ją i skrzyżował ręce na piersi.

- Macie tu i teraz - podrapał się pod nosem - sobie wszystko wyjaśnić. Zostawię was same, ale nie wypuszczę żadnej z was, dopóki się nie pogodzicie. - jego głos był poważny i stanowczy. Pierwszy raz słyszałam jak mówi tak donośnym tonem.

- Ale... - zaczęłam niepewnie.

- Żadnych ale. Powiedziałem. - i zniknął w długim korytarzu.

Westchnęłam. Byłam na niego zła, że nic mi nie powiedział, ale z drugiej strony wdzięczna. Nie stanęłabym przed takim wyzwaniem sama. Lisa stała trzymając się nadal za szarpnięte miejsce.

- No to... - zaczęłam, drapiąc się po szyi - Nie pozostaje nam nic innego.

Nie usłyszałam odzewu. Ale nie rezygnowałam. Chciałam jej znów wszystko wyjaśnić.

- Może usiądziesz? Zdecydowanie lepiej się będzie rozmawiało.

- Nie, postoję. - syknęła.

- Okej, jak chcesz. - mówiłam powoli. Przez chwilę między nami panowała cisza. Dziwnie się czułam. Nie wiedziałam co powiedzieć, jak zacząć. Usiadłam na krześle. Myślałam, że Lisa zrobi to samo, ale ona została w pierwotnej pozycji.

- Więc...

- Ja zacznę - przerwała mi Lisa - Bo ja.. - przełknęła ślinę - ja chciałam cie przeprosić.

Wpatrywałam się w nią, jakby była duchem. Nie mogłam uwierzyć, że ona to mówi.

- Nie chciałam być taka wredna. Po prostu... kiedy zobaczyłam ze rzeczywistoście nie mieszkasz źr mną coś we mnie pękło. Od razu wpadłam na to, że jesteś u Johna. Wiec upiłam się i jakoś samo tak wyszło, że przyszłam do was. Ale pamiętałam wszystko. Jeszcze wtedy zobaczyłam, że dobrze myślałam, i jeszcze Kiedy mówiłam ze chodźcie... nie zaprzeczyłaś... wtedy czułam się jak kretynka. Było mi wstyd...

Ale Ja Cię Kocham Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz