Pamiętne wakacje cz.1

21 1 0
                                    

-Mamo mamo proszę no mamo mamuniuniusiu proszę no weź pozwól mi proszę. 

-Nie wiem skarbie jeszcze się nad tym nie zastanawiałam.

-Mamo-zmieniłam ton z błagalnego na rzeczowy-rozmawiałyśmy już o tym dwa razy a ty mi mówisz,że się jeszcze nie zastanowiłaś-temat wałkowałyśmy już dwa dni jak tylko doszły mnie słuchy że u nas w mojej małej wiosce na krańcu świata ktoś otwiera stadnine koni od razu wiedziałam,jak chce zarobić parę groszy w te wakacje.Nie rozumiem,gimnazjum skończyłam z wynikiem więcej niż dobrym(daaa czerwony pasek)do technikum dostałam się bez większego problemu więc w czym problem? 

-Słońce,wiem, że to byłoby dla ciebie wymarzone zajęcie ale chciałabym spędzić z tobą jak najwięcej czasu zanim wyjedziesz do szkoły,a tak zostaną nam tylko wieczory.

-Ale wyobraź sobie jaka będę szczęśliwa w te wieczory.

-Raczej padnięta.Słonko stadnina to nie tylko głaskanie konia po pysku tam trzeba ciężko pracować,trzeba te konie myć, szczotkować, poić, karmić i co najważniejsze- uwaga-czyścić boksy no wiesz z gówienka.To jest, no wiesz,ciężka praca a ty jesteś anty-ciężka praca. 

-Nieprawda przecież bardzo dużo ci pomagam.Ze wszystkim sobie elegancko poradze i wydołam choćby nie wiem co.No proszę pozwól mi spróbować-.Zarzuciłam mamie ręce na szyje i spojrzałam na nią swoim wzrokiem szczeniaczka po którym mamie zawsze miękło serce. 

-No dobra,skoro chcesz dzisiaj się tam przejedziemy,ale nie obiecuj sobie zbyt wiele przecież nie wiemy,czy wogule potrzebują pracownika.

-No wiem,ale bardzo chcę spróbować.

-No to spróbujemy.-Mama podniosła  ręce w geście rezygnacji-ale po południu bo mam dzisiaj masę roboty.

Dzień ciągnął się niemiłosiernie na niczym nie mogłam się skupić nosiło mnie po całym domu w końcu postanowiłam coś zrobić z nadmiarem energii i poszłam pomóc mamuśce żeby było szybciej .Tak jak myślałam kolejne bele kiszonki.Mama prowadziła małe gospodarstwo,kiedyś to była farma mleczna ale odkąd zostałyśmy tylko we dwie pracy było za dużo żeby mogła poradzić sobie z tym sama a ja byłam zbyt mała żeby jej pomóc więc przekwalifikowała się na bydło mięsne, praca nadal była ciężka ale  było jej znacznie mniej. Właśnie podjeżdżała w moją stronę wielkim CASE-m który ciągnął belarko-owijarkę za nią co jakiś czas spadały białe błyszczące bele. 

-Co tam młoda?

-Pomyślałam,że jak pomogę to będzie szybciej ale widzę że kończysz.

-Taa, ty to wiesz kiedy się  zjawić żeby się nie napracować. Ale nic straconego,ja zaraz faktycznie zjeżdżam a ty w tym czasie nalej bykom wody i nakarm cielęta w chlewni dobra?

-Ok.Ale potem jedziemy?

-Jedziemy,tylko trochę się ogarnij,w końcu jedziesz starać się o pracę.

-No ale to tylko zwykłe gospodarstwo podobne do naszego tylko zamiast krów są koni,nie jakiś Urząd Miasta.

-Tuśka pamiętaj,że jak cię widzą tak cię piszą i,że pierwsze wrażenie jest bardzo ważne a pracodawca to pracodawca każdy chce żeby traktować go poważnie.

-Tak jest mamusiu jak zwykle masz racje-miałam nadzieję,że sarkazm był wyczuwalny.                                                                                                                                                                                                                                                                                                              .,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.,.                                                                                   No dobra i co ja mam na siebie włożyć?Stałam przed lustrem zagryzając wargi stanęło na tym,że wciągnęłam dżinsy(bo lubię)flanelową koszulę bo pasuje do stadniny i trampki bo z racji tego,że jestem dosyć wysoka moje buty są w większości na niskim obcasie.Włosy związałam wysoko w kucyka a potem zaplotłam z nich warkocz,ręce mnie trochę zabolały bo włosy mam dosyć  długie.Całość prezentowała się dosyć dobrze.Zielono-czarna krata koszuli podkreślała moje oliwkowe oczy które odznaczały się na tle ognisto rudych włosów.Moim zdaniem byłam gotowa ale co ja tam wiem,ciekawe co starsza powie.Właśnie skończyła prysznic i  schodziła po schodach,miała na sobie zwiewną sukienkę na cienkie ramiączka,białą w czerwone maki,pięknie kontrastowała z jej opaloną skórą(plus pracy na słońcu),długie kruczo-czarne włosy jeszcze wilgotne spadały jej na ramiona zakręcając się miejscami w niesforne loczki.Pomimo czterdziestki na karku nie miała jeszcze ani jednego siwego włoska,nie była też gruba ale niebyła też chuda była...kobieca,taka w sam raz- jak na swój wiek. 

-I jak Tuśka,gotowa?

-No nie mogę się już doczekać,co tak długo?

-No to jazda,raz kozie śmierć,wiosła w dłoń i na koń...czy jakoś tak...nie pukaj się w czoło tylko siadaj do samochodu.

No własnie nasze ''auto''kolejny powód naszych dyskusji,bo nasze ''auto''to stary zżarty przez rdzę Voldzwagen golf który pomimo moich modłów, próźb i gróźb za chole...ę nie chciał się popsuć.Moja mama twierdziła i próbowała mnie w tym przekonaniu utwierdzić,że to najlepsze auto na świecie.Więc jechałyśmy tym trupem  mama dumnie prężąc się za kierownicą,ja osunąwszy się na siedzenie udawałam,że mnie tam niema.Zamyślona tym co mnie czeka patrzyłam za okno.Wjechałyśmy w leśna drogę więc mogłam się wyprostować,las był stary, sosnowy niektóre drzewa były tak grube,że trzy osoby nie dałyby rady żeby ich objąć między nimi rosły piękne rozłożyste dęby i pomimo że miały po jakieś 200 lat to przy sosnach wyglądały jak karły,podszyt stanowiły gęste rozległe jagodziniaki w których o tej porze roku nieodzownie sterczały wypięte tyłki zbieraczy tych pysznych fioletowych owoców.I ten cały wiekowy majestat zamienił się w jednej chwili na młode maleńkie sadzonki -niezaprzeczalny znak ingerencji człowieka-na świeżym zrębie rosły młode sosenki,modrzewie i brzozy  wszystko skąpane jasną soczystą zielenią.Widziałam jak w oddali las się przerzedza to znaczyło że dojeżdżamy do celu,bo o ile ja mieszkałam na końcu świata to ci ludzie tutaj mieszkali już poza nim.W samym środku lasu na kilku hektarach ziemi stały trzy gospodarstwa.kiedyś wszystkie były zamieszkałe później jedna rodzina wymarła druga zbankrutowała a jej majątek przejął komornik a dłużników eksmitował został tylko jakiś niewydarzony letnik który mieszkał tam tylko w okresie letnim a pomimo to wszyscy okoliczni mieszkańcy mieli go dosyć.Właśnie w tym zadłużonym gospodarstwie które wcześniej spłacono i wykupiono została otwarta stadnina.Szczęka mi opadła bo na miejscu starej spróchniałej chaty stał całkiem okazały domeczek.Drewniany ze świerkowego balika z trzema kukawkami,werandą i gankiem,przykryty zieloną dachówką-pięknie komponował się na tle lasu.Nieopodal domu bielała nowowybudowana stajnia ,stodoła pozostała stara zmieniono tylko dach.Cały obszar wokół gospodarstwa ogrodzony był płotem z drążków sosnowych pomalowanych na biało.Całość podzielona była na kilka odrębnych wybiegów na których pasło się jakieś 20 koni.Zachwycały urodą,sprężystością biegu i gracją z jaką się poruszały.Najbliżej domu chodziły klacze  ze źrebiętami- małe słodziaki z pofalowanymi  grzywami i ogonkami  dreptały powoli i trochę niezdarnie za swymi  matkami  niektóre właśnie zaspokajały apetyt ssąc mleko ze smakiem-tylko jeden maleńki źrebaczek stał jakby trochę na uboczu.

Wjechałyśmy na podwórko ,wjazd po obu stronach był obsadzony tujami ,pod oknami domu rosły malwy i słoneczniki-całkiem sielski widoczek-pomyślałam,na podwórku kręciło się kilku mężczyzn z ubioru wnioskowałam,że to robotnicy budowlani,jedni kończyli dom inni kręcili się obok stajni,tylko dwóch miało kalosze co świadczyło o tym ,że pracowało w stajni.Mama zaparkowała obok wielkiego dżipa-taki samochód to ja rozumiem-pomyślałam z rozrzewnieniem 

-Za dużo pali-mama jakby czytała w moich myślach-mówiąc to zgasiła silnik.

-Gotowa by podbić świat?Ostatnia szansa żeby się rozmyślić.

-Gotowa i zdania nie zmienię.

-No dobra,dokonałaś wyboru zaraz się dowiemy czy będzie z tego chleb.

Wysiadła z auta chwilę się rozejrzała potem komuś pomachała i poszła w jego kierunku,ja podążyłam za nią.

-No witaj stary przyjacielu,kopę lat cię nie widziałam.Niech cię uściskam.

Mamuśka radośnie zarzuciła mu ręce na szyje i uściskała czule,później mała wymiana buziaków co świadczyło,że mężczyzna  najwyraźniej był jej dobrym  znajomym,stał tyłem więc trudno mi było stwierdzić ile ma lat ale był dobrze zbudowany i miał całkiem zgrabny tyłeczek.Miał na sobie flanelową koszulę tylko że w czerwona kratę dżinsowe spodnie i- o nieba cóż za dziwny zbieg okoliczności który świadczył,że najwyraźniej mam dobre wyczucie sytuacji- w trampki, tylko,że jego ubranie było od początku do końca wytworem firmowym a moje zwykłej sieciówki. Niezręcznie było tak stać z tyłu  wiec przeszłam z drugiej strony i szczęka mi opadła chyba do kolan.Nie mogłam uwierzyć własnym  oczom bo moja mama przed chwilą tuliła Piotra Traśko tego przystojniaka z wiadomości...

Tu ola M. moja nauczycielka od polskiego (będę ją cenić do śmierci)mawiała,że jeśli nie wiesz  jak poprawnie napisać obcojęzyczny wyraz to lepiej napisać go tak jak się słyszy niż silić się na oryginalność i napisać go źle więc nie miejcie mi za złe pewnych uproszczeń.pozdrawiam.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 21, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

WyboryOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz