Ludzie, pośpieszcie się! Do szybu, albo zasypie nas żywcem! No, już, żwawiej! - polecenia niczym wyuczona na pamięć rymowanka odbijały się echem od ścian tuneli, kiedy ludzie jak stado spłoszonych owiec rzucili się do ucieczki. Przeszywający huk rozniósł się po tunelu, a ziemia sklepiona w sufit zaczęła osypywać się na głowy. Kiedy spuszczono kolejną bombę na powierzchni, ludzie w większym ataku paniki wpadali na siebie, a przewróconych deptali jak insekty.
Mój za duży mundur zdążył się już ukurzyć, a przerażeni ludzie strącili wszystkie odznaki z ramienia, kiedy przepychali się do wyjścia.
- Piątka, kieruj się do siódmego szybu i do wind pakuj tylko dzieciaki do osiemnastki. Przyjęłaś? - usłyszałam głos pułkownika. - Piątka, do diabła, odpowiadaj!
- Tak, przyjęłam!
- Ci, którzy zostają w tyle nie mają szans! Przekaż Jedynce, żeby nie ratować starców!
Tak. Tak powiedział człowiek posiadający jeden z najwyższych stopni wojskowych, oraz którego pracą była ochrona życia ludzkiego. W teorii sam powinien tu zdechnąć, gdyż on również był dawno po siedemdziesiątce.
Nie mogłam jednak podważyć jego decyzji, dlatego odkrzyknęłam ,,tak" i w największej komorze prowadzącej do dwudziestu szybów razem z pozostałymi żołnierzami zatorowałam dalszą trasę przerażonym ludziom.
- Ben, Jeżyk mówi, że masz nie ratować tych, co zostają w tyle - szepnęłam mu na ucho w tym samym momencie, kiedy pułkownik uciszał tłum, by móc przemówić.
- Niby czemu? Przecież jest wystarczająco dużo wind, by wywieźć ich wszystkich.
Wstrząsnęłam ramionami w geście bezradności i odwróciłam od niego wzrok. On jedynie ujął moją dłoń przecierając delikatnie kciukiem po jej zewnętrznej stronie, co pozwoliło mi nieco wyluzować i nabrać odwagi.
- Uwaga, proszę mnie słuchać! Nie możemy tracić czasu, ale musimy przybrać pewną dyscyplinę: Dzielicie się na grupy - kobiety, mężczyźni i dzieci - po pięćdziesiąt osób w każdej! Mężczyźni zbiegają po schodach, pozostali za żołnierzami do wind!
Pokierował wojskowych którą grupę i windę obierają za cel, po czym dał znak na rozpoczęcie operacji.
- Dzieciaki za mną! - uniosłam rękę i ruszyłam w stronę szybu numer siedem, uprzednio spoglądając raz jeszcze na Bena zbiegającego wraz z mężczyznami po schodach. Musiał wykonać co najmniej trzydzieści dystansów w górę i w dół, by sprowadzić wszystkie grupy do bezpiecznego miejsca, ale wiedziałam, że da sobie radę. W końcu nie raz dostawał pochwały, że jest niezmordowany i stworzony do ciężkiej pracy.
Ciche szmery rozmów dzieci i nastolatków towarzyszyły mi w biegu, kiedy wreszcie dotarliśmy do windy:
- Jak wspomniał pułkownik - dobieracie się tak, by jak najwięcej weszło do windy! Na dole czeka żołnierz, który zaprowadzi do budynku centrali, zrozumiano?
Wszyscy w przerażeniu potrząsnęli głowami, kiedy żółte pudło z metalu z trzaskiem zatrzymało się i otworzyło drzwi.
- Do środka! - krzyknęłam i pierwsza tura weszła do środka. Widząc przerażenie w ich oczach odparłam:
- Spokojnie, sytuację mamy opanowaną. Nie siejcie zamętu, a wszystko będzie dobrze, zrozumiano?
Z marszu pokiwali głowami, więc zamknęłam drzwi i pociągnęłam za wajchę, która z trzaskiem umożliwiła zjazd dźwigu.
Ten, kto projektował windy był jednym z największych geniuszy, którzy mieszkali w tym podziemnym społeczeństwie; dźwig odwiózł ludzi na dwudzieste trzecie piętro w dół i wrócił w mniej niż minutę. Druga tura żywiej władowała się do środka, kiedy eksplodowała kolejna bomba odbierając elektryczność.
- Spokojnie! - krzyknęłam, kiedy wybuch paniki zagęścił napiętą atmosferę. - Jeszcze dwie tury i będziecie bezpieczni!
Nic nie widząc, kierowałam się zmysłem słuchu, kiedy winda z ciemnym wnętrzem zatrzymała się na pietrze. Dzieciaki rozpoznając zagrożenie wskoczyły do środka, lecz obciążenie było zbyt duże, by jechała na tyle szybko. Ziemia sypała nam się na głowy, co oznaczało, że nie mamy wiele czasu. W myślach słyszałam besztający mnie ton Jeżyka, kiedy wrzasnęłam:
- Ci, co zostali - biegiem po schodach! - podważenie decyzji pułkownika równało się z wyrzuceniem z wojska, ale tu nie chodziło o samo polecenie, a uratowanie życia około setki dzieciaków. Pociągnęłam za wajchę i ładunek w windzie zjechał nieco wolniej niż zwykle, ale dzięki tempu, jakie narzuciłam, z pozostałymi znalazłam się na dole w tym samym momencie, co dźwig.
Żołnierz odprowadził grupę, kiedy zdyszany Ben biegł w moją stronę z przerażeniem wymalowanym na twarzy:
- Ktoś ewakuował salę chorych?
- Jeżyk nie wydał takiego polecenia!
- Cholera, tam jest ponad sto ludzi!
Bez zastanowienia rzuciłam się w stronę windy, a chłopak powstrzymał mnie:
- Nigdzie nie idziesz! Biegnij do pułkownika i poproś o wyrażenie zgody na przeprowadzenie operacji!
- Żartujesz? Wolisz bronić odznaki i reputacji w oczach tego buca niż uratować tylu ludzi?
Popatrzył na mnie po czym rozluźnił uścisk na moim ramieniu:
- Dobra, pójdę tylko po latarki, a ty tu czekaj, rozumiesz?
Ruszył biegiem w stronę centrali, a ja skakałam z nogi na nogę ze zniecierpliwienia.
Zastanawiałam się, czy w ogóle jest sens wykonywania tej operacji, skoro najprawdopodobniej większość pięter zostały zasypane.
Moje przemyślenia wyrwał dziecięcy śmiech, dobiegający gdzieś ze schodów i roznoszący się echem po całym korytarzu.
CZYTASZ
Blair Caspar - Historia Nieznana
Science FictionRok 13 Nowej Ery. Ludzie w nadziei na lepsze życie przeczekują wojny w podziemnych społecznościach. Wśród nich znajdują się tacy, którzy posiadają dar zwany ,,uwspomnieniem" polegający na wtargnięciu do mózgu innego człowieka, by móc przejąć jego my...