Jak zwykle początek... cz.1

7 0 2
                                    

Wszystko się zaczęło od skończenia moich jedenastu urodzin. Moja prawna opiekunka, pani Mc'Night, codziennie dostawała listy. Zawsze, kiedy chciałam się dowiedzieć, co to za listy, ciocia krzyczała do mnie , że to nie jest moja sprawa. Wszystkie listy spalała w piecu. U nas, na przedmieściach Londynu, wszyscy się znali i kiedy do nas zaczęły przylatywać sowy, było to przynajmniej dziwne. Pewnego dnia ciocia po prostu postanowiła, że się wyprowadzimy. Nie wiedziałam, że mówi to na serio i że aż tak daleko, bo wyprowadziliśmy się aż do Polski! Tak dokładniej to do małej wioski o nazwie Wysokowo, znajdującej się niedaleko Gdańska. Wioska była bardzo spokojna; mieszkało tylko dwustu mieszkańców. Od tamtej pory nie dostawałyśmy żadnych nieproszonych listów.
Tak to trwało do momentu, kiedy miałam piętnaście lat. Już od początku dnia w domu była dziwna atmosfera. Ciocia kazała mi po śniadaniu wyjść na dwór, żebym tylko nie siedziała w domu. Nie wiedziałam,o co jej chodzi, dlatego też od razu po śniadaniu wyszłam z domu i poszłam do stadniny znajdującej się niedaleko mojego domu.
Stadnina należała do ojca mojej najlepszej koleżanki, Mai Markiewicz. To ona mi pomogła zapoznać się z innymi ludźmi. To dzięki niej nauczyłam się też jako tako mówić po polsku.
Jak weszłam do stadniny, zobaczyłam ją, jak Koronie- koń arabski, ulubiony koń Mai, czesała warkoczyki z grzywy. Jak mnie zobaczyła, szybko do mnie podbiegła i na powitanie przytuliła.
- Co tak wcześnie przyszłaś?- spytała Maja
- Ciocia kazała mi wyjść z domu- powiedziałam- Pewnie ma już mnie jak na razie dość...
- Nie przejmuj się tą starą ropuchą- machnęła ręką Maja- Nigdy jej nie lubiałam
- Już mi to powtarzasz chyba tysięczny raz- zaśmiałam się. Ona po chwili też się zaśmiała
***
Idziemy razem przez wioskę, żeby kupić w sklepie sobie coś do jedzenia. Jednak w pewnym momencie, jak przechodziłyśmy koło mojego domu, poczułam, że coś jest nie tak; zawsze było przecież słychać coś z domu, ale teraz była cisza. Jednak po chwili pomyślałam, że ciocia może znowu chce się odprężyć.
- Coś jest nie tak?- spytała Majka, jak ciągle patrzałam się w stronę domu.
- Nie...- odpowiedziałam- Choć... Trochę cicho jest; zawsze był jakiś hałas, nie?
- Nie przejmuj się, pewnie twoja ciocia sobie odpoczywa od ciebie- się zaśmiała. Udałam, że jestem na nią obrażona i poszłam sama do przodu. Po chwili tzw. foch mi przeszedł i dalej szłyśmy przez wioskę.

Wracam po mile spędzonym dniu do domu, szczęśliwa cała, bo wreszcie mogłam cały dzień spędzić z Majką. Ale jak weszłam do domu, cała moja radość zamieniła się w szok. Wszystko w mieszkaniu było, jakby przez nie przeszedł huragan. Wszystko było wyjęte z szafek, leżało na ziemi; ktoś coś musiał szukać. Ale nagle zaczęłam się zastanawiać, gdzie jest ciocia. Najpierw wbiegłam do kuchni, ale jej tam nie było. Tak samo w salonie, jej sypialni i mojej sypialni. Następnie zajrzałam do jej pracowni; była inżynierem. I tam ją znalazłam, ale leżała na ziemi cała sztywna i bez życia. Szybko uklękłam przy niej i sprawdziłam puls, ale już nie żyła. Tak naprawdę, nie płakałam, tylko byłam w szoku. Kto mógł w biały dzień ją zabić? I kiedy?
Po chwili dopiero zobaczyłam, że trzymała coś zgniecione z dłoni. Delikatnie to wyjęłam z jej uścisku. Okazało się, że to był jakiś list. Ale zanim zdążyłam go przeczytać, usłyszałam jakieś odgłosy z drugiego końca domu...
-------------------------------------------------------
Wiem, że może na razie się nic takiego nie dzieje, ale "Jak zwykle, początek..." 😉 Zachęcam do komentowania i wyrażania swojej opinii 😀

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 04, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Nina Potter- Nowe ŻycieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz