Jest 1 września. Nareszcie liceum. Gimnazjum było trudnym okresem w moim życiu. Ludzie zazwyczaj mówią, że przechodzimy wtedy przez okres dojrzewania. Mi samej ciężko stwierdzić kiedy to ja się zmieniłam, ale momentem kulminacyjnym była na pewno śmierć mojej mamy... Nigdy nie zapomnę dnia, w którym zobaczyłam jej zakrwawione ciało...
STOP błagam już nie chcę o tym myśleć, szczególnie w pierwszy dzień szkoły.
Zazwyczaj rozmyślanie jest najdłuższą częścią mojej porannej rutyny. Muszę w końcu zczołgać się z łóżka. Nie mam na nic siły, ale zrobię to, ponieważ wiem, że tego chciałaby moja mama.
Myjąc zęby przetrząsnęłam wszystkie portale społecznościowe, ale nie było tam nic ciekawego. Po porannej toalecie poszłam do kuchni zrobić śniadanie dla mnie i mojego taty. Zostawiłam mu kanapki w lodówce a sama zjadłam suchy chlebek ryżowy. Już od dawna chcę schudnąć... Kiedy patrzę w lustro czuję obrzydzenie. Jednak żadne diety nie pomagają, muszę się chyba bardziej postarać. Zastanawiałam się nad siłownią.. tylko skąd ja wezmę na nią pieniądze?
***
Stoję przed szafą już chyba jakieś pół godziny. Nie jestem typem strojnisi, ale rozpoczęcie liceum to jednak coś. W końcu zdecydowałam się na zwykłą czarną sukienkę, dżinsową kurtkę i wysokie buty. Założyłam łańcuszek po babci, z którym rozstaję się tylko na noc, spięłam włosy w wysoki kok i wyszłam z domu.***
Do mojej nowej szkoły były tylko cztery przystanki. Wsiadłam do autobusu z numerem 7 i ruszyłam w drogę po nowe życie.
Na następnym przystanku wsiadł, no nie powiem, dość przystojny chłopak.. Ubrany był elegancko, ale nie jakoś przesadnie. Wyglądał na miłego. Przypominał mi typowego flirciarza. Jego włosy postawione na żel i te rysy twarzy.. ach można się zako...O Boże chyba za długo mu się przyglądałam. Zauważył mnie.
-Hej mała. – powiedział puszczając mi oczko i zabawnie poruszając brwiami.
W tym momencie otworzyły się drzwi, wyskoczyłam z autobusu. Już miałam spokojnie iść dalej, kiedy zobaczyłam, że ten sam chłopak szybko porusza się w moją stronę. Pędem ruszyłam prawie lądując przy tym na ziemi (kochane szpilki). To musiało tak komicznie wyglądać... Zbłaźniłam się.. Pewnie teraz będzie mnie wyśmiewał razem ze swoimi kumplami. Eh, trudno. Nie zważając na wszystkie argumenty oraz nawołującego mnie chłopaka, biegłam dalej. W oddali słyszałam już tylko:
-EJ NIE UCIEKAJ! PRZECIEŻ NIC CI NIE ZROBIĘ! MAŁA!!!
***
Cała zadyszana wbiegłam do mojego liceum... godzinę przed czasem.
-ŚWIETNIE – znów zaczynam gadać sama do siebie.
Pierwsze co zrobiłam to oczywiście poszukiwanie łazienki. Wyglądałam jak totalna miotła, w dodatku cała spocona. Co mi strzeliło do głowy, żeby uciekać przed jakimś idiotą?! W dodatku pojechałam wcześniejszym autobusem, żeby się przypadkiem nie spóźnić. Dobra nie ważne, idę się ogarnąć.
***
Część oficjalna już za mną, teraz muszę tylko znaleźć swoją klasę... Będę chodzić na Humana do Ia. Wybrałam ją, ponieważ jako jedna z niewielu ma w programie język hiszpański. Próbowałam uczyć się tego języka na własną rękę, ale nie za dobrze mi to szło... Uwielbiam języki, lecz kiedy nie ma się opanowanych podstaw, słabo idzie nauka czegokolwiek z zakresu gramatyki lub słówek. O jest moja klasa! Sala numer 69. Ha .. jaki zbieg okoliczności.. Nie zauważyłam żadnej znajomej twarzy, to bardzo dobrze, o to mi chodziło. Naszym wychowawcą jest pan Segura. Wiem tylko, że pochodzi z Hiszpanii i tego języka będzie mnie uczył. Z zamyślenia wyrwał mnie głośny śmiech. Skądś go znałam... Zwróciłam głowę w stronę, z której dobiegał mnie ów dźwięk. O kurwa... Stałam jak wryta, to ten sam chłopak z autobusu. Kiedy mnie zauważył uśmiechnął się szelmowsko. Stwierdziłam, że go zignoruje, może się ode mnie odczepi. Odwróciłam się i udawałam, że piszę SMS.
- Heja! Co tam u ciebie mała?
Szybkim ruchem zwróciłam głowę w jego stronę. Chyba stał ODROBINĘ za blisko, bo nasze głowy zderzyły się z dość sporą siłą.
-AUUUU! – zawył na cały korytarz – nie tak ostro kwiatuszku! – powiedział ukazując mi swoje bialutkie zęby.
Prychnęłam pod nosem
-Kochanieńki kwiatków to ja ci mogę nasadzić.
Myślałam, że jego koledzy zaraz wybuchną ze śmiechu, ale jego mina pozostała niewzruszona. Wtedy ktoś odezwał się dojrzałym, niskim, ale i rozbawionym głosem.
-Widzę, że panienka ma cięty język. Jak się nazywasz moja droga?
Domyśliłam się, że jest to mój nauczyciel. Trochę speszona odwróciłam się.
-Dzień dobry. Kate, Kate Ross.
-A więc panienko Ross. Zapraszam panią i resztę klasy do sali. Miejsca, które zajmiecie będą obowiązywać przez najbliższy rok, chyba, że ja zarządzę inaczej. –Powiedział pan Segura wpuszczając nas do klasy.
***
Od piętnastu minut wychowawca omawia podstawowe sprawy. Zdążył przeczytać regulamin i go w miarę szybko omówić. Minęło tak mało czasu, ale wydaje mi się,że będę go polubię.
-Dobrze, więc poznajmy się. Każdy z nas według numerów w dzienniku, kiedy usłyszy swoje nazwisko, wstanie i powie coś o sobie.
O matko. Nienawidzę tej części. Nie żebym była jakaś bardzo wstydliwa, ale przy rówieśnikach czuję się nieswojo.
-Zacznijmy od pani Bell.
***
Właściwie wcale nie zwracałam uwagi na moją klasę, nikogo nie słuchałam.Zauważyłam tylko jak wstaje jedyna osoba, z którą dotychczas rozmawiałam mój kumpel „doniczka", ale jego też nie chciało mi się słuchać. Zbyt zajęta byłam oglądaniem widoku zza okna.
-Panna Ross. - Wyrwał mnie z rozmyślań głos nauczyciela. – Słuchamy.
-No więc.. yyy... Mam na imię Kate. Nie mam wielu zainteresowań, ani jakiegoś opracowanego planu na przyszłość, więc właściwie nie mam nic ciekawego do opowiedzenia. – powiedziałam i usiadłam.
Część klasy przyglądała mi się jak ufoludkowi z Marsa, a część wyglądała na rozbawioną całą tą sytuacją.
-Dziękujemy za ten wielce wyczerpujący wykład. – uśmiechnął się nauczyciel. –Kto następny?
***
Wracam już do domu, muszę po drodze kupić jedzenie za ostatnie pieniądze, co jest mi w sumie na rękę, bo może dzięki temu nie spotkam chłopaka z autobusu.Tata swoje wypłaty dostaje dopiero dziesiątego z czego jakaś połowa idzie na alkohol. Nie wiem jak my do tego czasu wyżyjemy. Dobrze, że mam jeszcze pieniądze, które zapisała mi moja mama. Właściwie miały być one wspólne dla mnie i ojca, ale w praktyce muszę sporą sumę podbierać, żeby on wszystkiego nie przepił...
***
Wchodząc do mieszkania mam nadzieję, że ojciec śpi. Ale jak to z marzeniami, przynajmniej moimi, bywa, tata pijany leży przed telewizorem z tanią wódką w ręku.
-No wreszcie wróciłaś! Ugotuj coś na obiad i to migiem nie mam zamiaru czekać.
-Dobrze tato.
Zaniosłam ojcu talerz ziemniaków i jajko sadzone, a sama zjadłam dwa jajka na miękko.
-No chyba sobie żartujesz!! A gdzie jest mięso? Co, ja jestem jakiś koń, że mnie kurwa zielskiem karmisz?
-Przepraszam, tato. Nie ma już pieniędzy na jedzenie.
-Nie pierdol! Przecież zarabiam, powinnaś lepiej budżet rozkładać, a nie jakiś podręczników ci się zachciało! Zejdź mi już z oczu i nie pokazuj się, lepiej złap za ścierę i posprzątaj.Jak podoba się Wam kolejny rozdział? Koniecznie komentujcie, zostawcie tu trochę motywacji :*
CZYTASZ
Edit my life
RomansHistoria pewnej samotnej, zbuntowanej nastolatki, osieroconej przez matkę i katowanej przez ojca. Kate ma 16 lat, jest piękną, zaniedbaną dziewczyną o długich blond włosach i piwnych oczach. Po traumatycznym przeżyciu jakim była śmierć jej matki prz...