I

467 32 3
                                    


Życie Josha, sens Josha, jego szczęście zaczęły i skończyły się wraz z pukaniem do drzwi. Dwoje dorosłych, mąż i żona, Josh wywnioskował. Ona była dużo niższa od niego i zaciskała jego dłoń w swojej.


Josh przyglądał się ze szczytu schodów jak jego matka z nimi rozmawia. Starał się podsłuchać, o czym mówią. Udało mu się wyłapać coś jak "syn", "zaginiony" i "niezrównoważony". Tyle wystarczyło, by połączyć ze sobą elementy układanki. Stwierdził, że i tak nie ma nic lepszego do roboty, więc postanowił poszukać "zaginionego chłopca". Cicho wyszedł tylnymi drzwiami.


Powietrze było chłodne i wkrótce ramiona Josha pokrywała gęsia skórka. Przez chwilę stał spokojnie, przyglądając się podwórku. Otaczała je zalesiona działka, drzewa rozciągały się na około milę. Już wiele razy się po niej włóczył. Była to swego rodzaju ucieczka. Kiedy był w lesie, był jak w bańce, z dala od prawdziwego świata. Prawdziwy świat był okrutny. Prawdziwy świat nie rozumiał innych. Prawdziwy świat był gorący, a Josh wolał zimo.


Zanim się zorientował, szedł już przez zarośla. Szybko znalazł małą polanę między drzewami. Przez parę chwil rozglądał się w poszukiwaniu chłopca, lecz szybko stwierdził, że nie ma to większego sensu. Usiadł na ziemi z cichym westchnieniem. W lesie panowała cisza, poza sporadycznym szelestem liści i ćwierkaniem ptaków.


Było cicho, ale Josh lubił ciszę.


Siedział tam przez chwilę z zamkniętymi oczami, słuchając szumu wiatru. Wszystko było normalne, dopóki nie usłyszał w oddali głośnego pisku. Odwrócił się. Dźwięk obijał mu się po głowie i z każdą chwilą brzmiał bardziej jak szloch.


Wstał i zaczął iść w kierunku płaczu. Zatrzymał się, gdy usłyszał cichy wdech, a przed oczami mrugnęła mu... twarz?


Przyspieszając, przebiegł przez kępę drzew. Serce biło mu głośno, gdy rozglądał się wokół, szukając tej samej twarzy.


Zbladł, gdy jego oczy spotkały się z innymi, równie ciemnymi jak jego. Były szeroko otwarte i pełne... strachu? Josh przygryzł dolną wargę, by pozostać cicho.


Ten przerażony chłopiec to było dużo więcej niż twarz znikająca wśród drzew. Jego oczy zdawały się być nieskończone*. Błyszczały od łez, a jego twarz miała pewną gładkość, której Josh nie potrafił wytłumaczyć. Miał delikatniejszą urodę od Josha, jednak nadal wyglądali, jakby byli w tym samym wieku.


Ale jego prawie idealna twarz była maską z czerwonymi policzkami i śladami łez. Chłopak popatrzył przez chwilę na Josha, po czym głośno westchnął i usiadł.


"Myślałem, że to moi rodzice." powiedział, smarkając głośno i wycierając nos.


Puls Josha przyśpieszył. Stał w ciszy i patrzył na płaczącego chłopca, a jego gardło było zaciśnięte.


"Jestem Tyler." Chciał przerwać napiętą ciszę. Jego głos drżał po długim płaczu.









__________________________________

*w oryginale jest "his eyes seemed miles deep" i nie bardzo wiedziałam, jak to lepiej przetłumaczyć.

Pierwszy rozdział za nami! Będą one dużo krótsze niż w oryginale, ale postaram się dodawać jak najczęściej. Piszcie, co myślicie :D

Do następnego x



✔silent in the trees | tłumaczenie PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz