Rozdział 1

964 50 4
                                    


Była 7.00 a ja dopiero wstałam. Matko! Jak ja się wyrobię na 8.00 na rozpoczęcie, jak nie znam nawet drogi do szkoły?!  Postarałam się szybko zebrać tak, żebym na 7.40 była gotowa. Była 7.30. 

- Mari, śniadanie już gotowe. Schodź szybciutko, bo się spóźnisz.

- Tak mamo, już idę. - powiedziałam w pośpiechu 

Schodząc na dół zakładałam jeszcze koszulę. Mama z troską spojrzała na mnie, jakby się o mnie martwiła. W jej oczach ujrzałam łzę. 

- Mamo, wszystko w porządku? - spytałam zapijając jeszcze guziki

- Tak wszystko dobrze. Po prostu jestem z ciebie bardzo dumna. Zmieniasz szkoły jak skarpetki, a za każdym razem dajesz sobie radę.

Przytuliła mnie i wskazała na stół na którym już czekało śniadanie. Przygotowała  mi croissanta z dżemem malinowym. Uwielbiałam dżem malinowy, a z racji że rodzice mają piekarnie, praktycznie codziennie jadłam jakieś drożdżówki, rogaliki itp.

W pośpiechu zjadłam i tak jak planowałam, o 7.40 byłam już w pełni gotowa. 

- Pa mamo! - rzuciłam szybko i praktycznie wybiegłam z domu

Dobra. Teraz Mari pełen ogar. Wczoraj przecież przejeżdżałam koło szkoły, więc mniej więcej powinnam coś skojarzyć. Wyszłam z małej uliczki na której mieszkałam do głównej ulicy. Był straszny ruch i aż cieżko się było skupić, kiedy co sekundę przejeżdżał samochód. Hałas był niemiłosierny, ale musiałam dać radę. Zaraz znalazłam się przy wielkim skrzyżowaniu. Totalnie się pogubiłam. Zdecydowam skręcić w lewo. Po chwili, jak już znalazłam się po drugiej stronie ulicy zauważyłam upragnioną szkołę. Byłam niezmiernie szczęśliwa, że tak szybko mi poszło. No właśnie. Szybko. Spokrzalam na zegarek. Była 7.55 a szkołę mimo że było widać to jednak był do niej jeszcze spory kawałek. Ile sił w nogach zaczęłam biec. W niektórych momentach, gdzie płyty chodnikowe były uszkodzone o mało się nie zabiłam.

Już byłam pod szkołą. Niestety pojawił się następny problem. Nie wiedziałam, do której sali mam iść. Chodziłam po szkole szukając jakieś rozpiski. Była już 8.05, więc na bycie punktualnie nie miałam już szans. Znalazłam rozpiskę. Sala nr 14. Szybko ruszyłam w poszukiwaniu tej sali. Była na 1 piętrze. Nagle nie uwierzyłam własnym oczom. Dopiero wchodziliśmy do sali! Boże, dziękuje ci! Weszłam razem z innymi. Już chciałam sobie znaleźć jakieś miejsce, gdy poczułam czyjąś rękę na ramieniu. Wzdrygnęłam się, ale okazało się, że to moja wychowawczyni. Poprosiła mnie na środek klasy, żebym coś o sobie opowiedziała. O nie. Tylko nie to. Nie będę nic mowić przy całej klasie! Ale jej błagalny wzrok mnie przekonał. Kiedy już wszyscy usiedli, stanęłam na środku obok pani. 

- Uwaga! Proszę o ciszę. Chciałabym wam przedstwić naszą nową  uczennicę. Marinette proszę przedstaw się klasie.

- No więc jestem Marinette. Mam 17 lat, tak jak wy. Przyjechałam z małego miasteczka spod Paryża.

Kiedy się przedstawiałam zauważyłam, że przygląda mi się uważnie pewien blondyn. Był nieziemsko przystojny. Nie mogłam od niego oderwać wzroku. Dopiero nauczycielka przywróciła mnie do pionu.

- Coś jeszcze Marinette?

- A.. Ym... Nie, to wszystko. Dziękuję. - powiedziałam, po czym poszłam szukać miejsca, gdzie mogłabym usiąść. 

Wolne były 2 miejsca: koło tego przystojnego blondyna i obok pewnej małej blondynki. 

Pomyślałam, raz kozie śmierć. Udałam się w kierunku blondyna. Nagle usłyszałam głos pani.

I hate you, I love you   || Miraculum Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz