ROZDZIAŁ 1
- To co zwykle! - zawołałam od progu. Położyłam na ladzie 5 dolarów, wzięłam francuskie ciastko z wiśnią i małą latte i wybiegłam ze sklepu. Tradycyjnie oblałam się kawą, ale po tylu poparzeniach, już nie zwróciłam na to uwagi. Wbiegłam przez drzwi budynku i wdrapałam się po schodach na najwyższe piętro zastanawiając się po raz setny, czemu nikt nie postanowił zbudować tam windy.
- Widzę, że skończyłaś trening na dziś - powiedział Eugene podając mi plik dokumentów. - Wydaje ci się, że nie ćwiczysz, a w rzeczywistości codziennie biegasz.
- Powtarzasz to każdego dnia. To już się robi nudne - odpowiedziałam.
- To już od dawna jest nudne - wtrąciła się Nadia.
Eugene wyraźnie nie wiedział co powiedzieć, więc po prostu usiadł przy swoim biurku i zajął się pracą. Mamy w gabinecie pięć stanowisk - jedno jest moje, przy drugim siedzi Eugene, trzecie należy do Nadii, zaś czwarte zajmuje Ava, a piąte nie ma właściciela. Czekam na awans z niecierpliwością, bo wtedy byłabym w gabinecie tylko z jedną osobą, a czasem trudno mi znieść tę trójkę. Właściwie, Ava w ogóle się nie odzywa, ale to także mnie denerwuje. Nie odpowiada na żadne pytania, a wyraz jej twarzy mówi, że jest w swoim własnym świecie. Nie wiem nawet czy mnie słyszy.
- Słuchajcie, wczoraj podsłuchałem rozmowę Lussel'a z Monicą - odezwała się Nadia. - Nie wiem czy to potwierdzone, ale w czwartek podobno ktoś ma zająć piąte biurko.
Lussel, a właściwie Edward Russel to nasz szef. Miał kiedyś jakąś operację na język i od tego czasu nie wymawia "r", więc nie umie się nawet przedstawić. Brzmi to bardziej jak "Edwald Lussel". Dowiedziałam się, że ma "r" na początku nazwiska dopiero po trzech miesiącach pracy w tym miejscu.
- Już kiedyś miał ktoś tu przyjść, nie pamiętasz? - zapytał mnie Eugene.
- Pamiętam. Zrezygnował po jednej rozmowie z Monicą - odpowiedziałam.
- Nie mam pojęcia, czemu jest asystentką Lussel'a. Wredna baba, a wygląda na miłą.
- Mnie ona bardzo aktywnie ignoruje.
- Tak jak twój chłopak.
- Jestem singielką.
- No właśnie.
Eugene puścił do mnie oczko. Znów. Mówiłam mu, żeby dał sobie spokój z podrywaniem mnie już kilka razy. Mniej więcej co tydzień zaprasza mnie na randkę, a ja odmawiam. Przewróciłam oczami i przypomniałam sobie, że jestem w pracy, więc włączyłam komputer.
Po przeczytaniu kilku rozdziałów mojego ulubionego fanfiction naprawdę zabrałam się do roboty. Pracuję w wydawnictwie, a zajmuję się poprawianiem błędów w tekście. Pół roku temu tworzyłam zwiastuny filmów, ale zrezygnowałam, bo cały czas przydzielano mi horrory, po których miałam koszmary i bałam się otworzyć szafę albo zgasić światło. Zdjęłam wtedy wszystkie lustra ze ścian, przez co nie wyglądałam zbyt ciekawie. Wmawiam sobie, że to dlatego, żaden chłopak nawet na mnie nie spojrzał.
Nie mogłam się skupić na sprawdzaniu błędów, więc poszłam na przerwę trochę wcześniej. Wyszłam na zewnątrz i zapaliłam papierosa. Usiadłam na ławce i zjadłam moje francuskie ciastko. Następnie oddałam się mojemu ulubionemu zajęciu - obserwowaniem przyrody. Przyglądałam się wodzie ściekającej po źdźbłach trawy. Błękitno-szara gąsienica wiła się próbując stworzyć kokon, aby przeobrazić się w jeszcze piękniejsze stworzenie niż to, którym była. Mały chłopczyk w seledynowej koszulce wsiadł na swojego psa jak na konia. Rottweiler cierpliwe to znosił, traktował dziecko z niezwykłą czułością, jakby wiedział, że jest bardzo delikatne, nie można mu zrobić krzywdy. Może to instynkt macierzyński? Albo tacierzyński? Nie wiem, jak to się mówi...
Spojrzałam na zegarek i skrzywiłam się. Byłam na przerwie 3 minuty za długo. Wyrzuciłam niedopałek na trawę i zgniotłam niezbyt drogim butem. Nie miałam wysokiej pensji na takim stanowisku. Nigdy mi to jednak nie przeszkadzało i nie zwracałam zbytniej uwagi na to, jak wyglądałam. Nie przejmowałam się ty, co inni o mnie myśleli. Przejmowałam się tym, co sama o sobie myślałam.
ROZDZIAŁ 2
Może się wydawać, że jestem zwykłym człowiekiem, zadowolonym z beztroskiego życia. Same bzdury. W pracy być może na taką wyglądam, w domu staję się kimś innym. Ledwie zamknę drzwi mieszkania za sobą, przebieram się w dresy i bluzkę z napisem "Cry baby". Mam takich siedem.
Dużo płaczę.
Przez ludzi.
Przez wspomnienia.
Przez życie.
Wiele razy spotkałam się w powieściach ze zdaniem: "Staram się wymazać to wspomnienie z pamięci" albo coś w tym stylu. Prawda jest taka, że to niemożliwe. Wolałabym zachorować na Alzheimera w wieku dwudziestu sześciu lat, niż codziennie przeżywać to na nowo.
Już dawno temu wpadłam w rutynę. Po przebraniu i zjedzeniu obiadu, siadam na kanapie owinięta w koc jak burrito i włączam jakiś smutny film. Nie płaczę jednak przez nie. Nie starcza mi na to łez.
CZYTASZ
Znajomość
Teen FictionNiezbyt długa opowieść o... czymś tam. Zaczęłam, zobaczymy co z tego wyniknie.