Rozdział 3.

541 29 19
                                    


Szybko podbiegłam do siostry i z pomocą wujka, zaniosłam ją na kanapę. Trochę nam zajęło ocucenie Rose, która cały czas mamrotała coś o jakiś jednorożcach, ujeżdżanych przez przystojne wampiry. I właśnie dzięki niej coś do mnie dotarło. Nie myśląc za dużo, podbiegłam do Kola i go popchnęłam.
- Co powiedziałeś o naszej mamie?! - Zaczęłam nim potrząsać tak mocno, że aż wuja Elijah podniósł się znad Rose.
- Izzy, spokojnie. On potrafi być niebezpieczny - powiedział cicho.
- Jaki tam odrazu niebezpieczny, Elijah, brachu - powiedział z nieudawaną szczerością. Przynajmniej tak mi się wydawało.
- Zaraz, zaraz, co?! - znów krzyknęłam, czując ze niedługo stracę głos. - Jaki bracie?!
Owszem, słyszałam już wcześniej, jak tak siebie nazywali oraz jak mama mówiła o jakimś Kolu, jednak dopiero teraz zdałam sobie z tego sprawę.
Wujek czując, że wszystko się zaczyna komplikować westchnął i najwyraźniej uznał, że pora wyjawić nam prawdę.

- Izzy, usiądź. - Dołączyłam do Rose, która jeszcze nie czuła się najlepiej. - Muszę wam coś powiedzieć. Coś o przeszłości waszej mamy.Wasza mama, ja i nasze rodzeństwo...- Przerwał, ponieważ chrząknęłam wymownie, na co Kol parsknął śmiechem. - Słucham, Izzy?
- To ilu was tam w końcu było, co?-spytałam z sarkazmem i podciągnęłam kolana pod brodę. Uśmiechnęłam się, widząc, że Rose robi to samo. Znowu coś mi zaświtało, że mama już coś o tym wspominała, jednak wolałam usłyszeć oficjalną wersję.
Wujek przełknął ślinę i kontynuował:
- No więc było nas siedmiu. Najstarsza, siostra Freya... - To imię kogoś mi przypominało, wydawało mi się, że już je gdzieś usłyszałam, jednak nie potrafiłam sobie przypomnieć gdzie. - Pózniej był Finn, mój starszy brat. Po nim byłem ja. Potem był Niklaus, następnie Kol. Pózniej wasza matka. A po niej Henrik.
***
Rosemary:

Siedziałam przy Izzy zdezorientowana. Wiedziałam, że matka miała dużo rodzeństwa, ale wiadomość prawidłowej liczby, zbiła mnie z tropu. Sześć dzieci wokół ciebie? Mnie Izzy już wystarczająco wkurzała, a co to dopiero sześć Isabell.. Sama myśl o tym sprawiała, że przeszedł mnie dreszcz i także to sprawiło, że wróciłam do żywych. Wujek nadal zbierał się po powiedzeniu prawdy, a w przeciwieństwie do niego, Kol wyglądał, jakby to wszystko go śmieszyło. Miałam ochotę go mocno uderzyć, choć zrezygnowałam z tego tak szybko jak na to wpadłam.Był wampirem i z tego, co kiedyś czytałam, mógł mi oddać z dwa razy większą siłą. Wujek odkaszlnął.

- Kontynuując. Urodziliśmy się w czasach Wikingów, w osadzie zwanej Mystic Falls. Wokół nas mieszkały na pozór zwyczajne rodziny, ale większość z nich miała miały sekret. Gen wilkołaka, który uaktywnia się, gdy zabije się człowieka. Później, podczas każdej pełni, osoba z genem, przechodzi przemianę. - Czyli kolejny potwór z dziecinnych bajek, istnieje na prawdę. Nie chciało mi się w to wszystko wierzyć, ale kątem oka widziałam, że Isabelle jest tym wszystkim zafascynowana i słuchała wuja z pełnym skupieniem. - Gdy naszego brata Henrika ugryzł jeden z wilkołaków, nasza matka się załamała. Postanowiła uczynić nieśmiertelnymi i niezniszczalnymi, aby nigdy już nas nie straciła. Swoją drogą, to wtedy nas jeszcze kochała - dodał cicho.

Isabelle przerwała mu, zadając pytanie, które mnie również nurtowało.
- Jak to kochała? Uczyniła was najpotężniejszymi istotami, bo nimi jesteście, prawda? - Wuja skinął głową. - Potrafiła zrobić dla tak wiele, żeby was nie stracić, a później przestała was kochać? Przecież to nie ma sensu.

- To długa historia, Isabelle. Być może, kiedyś ją wam opowiem. Jest jeszcze jeden szczegół - nasza matka była wiedźmą, czarownicą.

- Taką jak te w WINX? - spytała siostra. Spojrzałam na nią spod łba. Czy ona naprawdę była taka głupia? Zobaczyłam jak Kol, wybuchł śmiechem.

Kiedy zapada zmrokOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz