Jestem słaba.
Oddaje mu się dobrowolnie.
Może robić ze mną co chce.
Objął mnie mocno wokół talii i nie miał zamiaru wypuszczać. Mocno przyssał się do mojej szyi, robiąc malinkę. Zasysał moją skórę, ssał i lizał, a ja cichutko pod nosem pojękiwałam.
To było przyjemne.
- Odejdź... - Wydyszałam, choć w głębi duszy pragnęłam więcej.
- To twoja kara. - Odkleił się ode mnie i spojrzał w oczy. - Powiesz mu, kto to ci zrobił, czy to będzie większą tajemnicą? - Uniósł jedną brew w górę.
- Z przyjemnością mu powiem. - Rzuciłam cwaniacko i odepchnęłam go od siebie. - Dzięki za ten zaszczyt. - Wskazałam na malinki.
- Mogę ci je robić gdzie tylko zechcesz. - Powiedział cwaniacko.
Poszłam prosto do swojego pokoju, a Alan wyszedł z domu. Była już prawie szesnasta, dlatego odłożyłam wszystkie rzeczy i zeszłam na dół coś zjeść. Zabrałam się za zrobienie jajecznic z bekonem i już po dziesięciu minutach zajadałam się w jadalni. Po skończeniu odłożyłam wszystko na miejsce i że miałam dużo czasu to postanowiłam przejść się po domu.
Nigdy nie miałam okazji pozwiedzać domu, dlatego teraz z niej skorzystałam. Udałam się wzdłuż korytarza, który był zaraz obok schodów i poszłam przed siebie. Po mojej lewej stronie były drzwi, które otworzyłam i okazał się to jakiś pokój gościnny. Na przeciwko tych drzwi były kolejne i jak się okazało - była to toaleta dla gości.
Idąc dalej korytarzem po prawej stronie były rozsuwane drzwi. Trochę ciężko było je otworzyć, ale jak już to zrobiłam, zobaczyłam siłownię. Nie duża, nie mała siłownia, ale dziesięć osób, by na pewno pomieściła. Zaraz obok siłowni były kolejne drzwi. Otworzyłam i ukazał się wielki pokój wyglądający jak biuro. Weszłam i zaniemówiłam.
Wielkie, czekoladowe biurko na środku pokoju, a za nim czarny, skórzany fotel. Po bokach znajdowały się karmelowego koloru regały z notesami, książkami i innymi papierami. Czerwone firanki z wielkiego okna zwisały aż do podłogi, na której znajdował się czekoladowy dywan. Nie zabrakło także kwiatków w kącie w szklanych doniczkach.
Wiedząc, że to może być biuro Toma opuściłam je szybko. Skręciłam w głąb korytarza i natrafiłam naglę na szklane, rozsuwane drzwi, a za nim wielki basen! Od razu tam weszłam, oglądając mieniącą się wodę. Wielki basen, a obok niego leżaki z kolorowymi ręcznikami i stołkiem, na którym widniały kieliszki dla gości. Zaraz za basenem były kolejne drzwi, ale tym razem do wyjścia na podwórko. Kamienna ścieżka prowadziła do wejścia domu, a zarazem do dalszej części ogrodu.
- Kurwa! - Wydarłam się i podskoczyłam, słysząc szczekanie.
Odwróciłam się w stronę szczekania i zobaczyłam psa przy ogromnej, beżowej budzie z czerwonym dachem, przypiętego do łańcucha. Był rasy rottweiler! Nie wydawał się na groźnego, bo gdy podchodziłam bliżej machał swoją kuleczką, bo ogonka to nie miał.
- Co jest piesku? - Nachyliłam się i zaczęłam go głaskach i pieścić.
Miał obróżkę na szyi, dlatego od razu zobaczyłam jak ma na imię.
- Chop (czyt. Czop) - Powiedziałam sama do siebie, czytając jego nazwę. - Ty słodziaku ty! - Zaczęłam go pieścić.
Pies nie wyglądał na wygłodzonego. Miał w misce karmę i wodę, więc Alan musi się nim codziennie zajmować. Tylko czemu ja o nim nie wiedziałam? Jeszcze się z nim trochę pobawiłam i w końcu wróciłam do domu, bo dochodziła już osiemnasta. Powędrowałam do pokoju i od razu zabrałam się za makijaż.
CZYTASZ
Mój mały chłopczyk
RomantikCo, jak dwoje nastolatków o buntowniczym i łamiącym wszelkie prawa zachowaniu - zamieszkają razem? Chciałabym ZAZNACZYĆ, że w tym opowiadaniu znajdują się liczne błędy, jak i w pozostałej serii Mój mały chłopczyk - Kochamy siebie. Pisała to zbuntow...