Rozdział 41

139 8 8
                                    

2039 rok, Malfoy Manor - Draco ma lat siedem.

Ten garnitur jest niewygodny, ciężko mi się oddycha. Akurat przychodzi mama. Wygląda bardzo ładnie, ma długą, czerwoną sukienkę i wysokie buty. Ciekawe jak się na nich nie wywraca. Ukucnęła przede mną, poprawiając moją muszkę. Jeszcze raz poprawiła moje idealnie wygładzone włosy.
- Ślicznie wyglądasz, Dracusiu - powiedziała, całując mój policzek.
- Ty też mamuś - odpowiedziałem - myślisz że państwo Zabini mnie polubią?
- Na pewno - zapewniła mnie - oni też mają synka. Pamiętasz może Blaise'a? - pokręciłem głową - on też ma siedem lat, na pewno będziecie się razem świetnie bawić - wtedy do pokoju wszedł tatuś. On miał na sobie smoking ( chyba tak się na to mówi) i muszkę. Przynajmniej nie tylko jak wyglądam jak pajac.
- Narcyzo - rzekł do mamy - czy ty i Draco jesteście gotowi do wyjścia?
- Tak.
- Doskonale - tata spojrzał na mnie - liczę na to że nie będę musiał się za ciebie wstydzić - pogroził mi palcem - jesteś już dużym chłopcem Draconie.
- Ale tato - westchnąłem - nie chcę iść na ten bal. Wolę się pobawić u siebie w pokoju - tata nagle złapał mnie za ucho, to zabolało.
- Mnie nie interesuje czy ci się chce, czy nie, idziesz z nami do państwa Zabini czy ci się to podoba czy też nie. I koniec dyskusji smarku - w końcu puścił moje, czerwone ucho. Bardzo piekło, ale nie płakałem, musiałem pokazać mamusi jaki jestem dzielny - a ty - powiedział do mamy - nie wychylasz się, jasne? - matula pokiwała głową. Chyba się bała że tata też ją pociągnie za ucho - w takim razie, jeśli wszystko mamy ustalone, idziemy - nie lubiłem nigdy wychodzić z tatą, bo wtedy często ciągnął mnie za ucho, albo dawał mi klapsy. To dziwne, bo mama zawsze mi mówi że jestem grzecznym chłopczykiem, a mimo to, ciągle dostaję kary. Ostatnio tata zabrał mi komputer, bo nie pamiętałem kiedy zaczęła się trzecia wojna światowa. Mama powiedziała wtedy, że to nic złego że nie wiem, ona też dostała karę, ale nie wiem jaką. Dom Blaise'a jest bardzo ładny, mają duży ogródek, i dwa, duże pieski. Miły jest ten chłopiec, ma dużo zabawek i gier, wszystko mi pokazał. Najfajniejsza była jego kolejka elektryczna, sam chciałbym taką mieć.
- A umiesz grać w futbol? - zapytał, gdy rozstawaliśmy elektryczny pociąg na tory - pokręciłem głową. Blaise był na prawdę zdziwiony.
- No co ty? - otworzył szeroko usta - och, to jest najwspanialsza gra na świecie! No wiesz, masz piłkę, i musisz przerzucić ją przez bramkę. Tyle że wszyscy twoi przeciwnicy mogą cię przewrócić, no i wiesz, czasem to boli.
- Super, nauczysz mnie grać?
- Pewnie, mam nawet piłkę, wujek Jeff kupił mi ją na urodziny - powiedział, pokazując mi podłużną piłkę, w kolorze pomarańczowym - zobacz, jest czadowa - chwalił się - jak będę duży, to będę grał w drużynie!
- I co będziesz tam robił? - zaciekawiłem się, oglądając jego piłkę.
- Będę napastnikiem! - ekscytował się - wiesz, będę biegł z piłką, wymijając rywali, no i będę zdobywał punkty - wujek Jeff mówi, że się nadaję, bo jestem wysoki, jak na swój wiek; czy jakoś tak.
- A ja? - zainteresowałem się, słuchając jego opowieści z wypiekami na twarzy - kim ja mógłbym być? - czarnoskóry chłopiec zamyślił się na chwilę.
- Umiesz szybko biegać?
- Chyba tak - wzruszyłem ramionami, choć nie byłem pewien.
- Hmm, nie jesteś duży, więc mógłbyś być obrońcą - odparł - nie byłem mały. Co prawda, Blaise był ode mnie wyższy o głowę ( albo nawet więcej!), mimo że mamy po tyle samo lat.
- A co robi obrońca? - zapytałem.
- Pilnuje żeby nikt przerzucił piłki przez bramkę twojej drużyny - wyjaśnił - to jest ważne, bo jakbyś pozwolił żeby inni zdobyli bramkę, to moglibyśmy przegrać - westchnął.
- Jak chcesz, to możemy pójść na podwórko, pokażę ci jak grać - zaproponował.
- O, tak! - zawołałem, szczęśliwy. Blaise wziął swoją swoją ukochaną piłkę oraz dwa, małe kaski, po czym popędziliśmy na zewnątrz. Kolega wytłumaczył mi wszystkie zasady, po kolei. Co prawda, nie rozumiałem wszystkiego, ale Blaise cierpliwie odpowiadał na moje pytania. Zrzuciłem z siebie marynarkę, tarzając się po trawie, brudząc swoją białą koszulę. Wspaniale się bawiłem, i obroniłem dużo bramek, a Blaise mnie pochwalił. Tego dnia, zyskałem swojego pierwszego przyjaciela, a gdy tata mnie zobaczył, moje włosy pełne błota, porwaną koszulę i nogi wypchane trawą, po powrocie do domu, dostałem największe lanie w życiu. I sam nie wiem dlaczego.

RozporządzenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz