Rozdział 5

121 16 4
                                    

Dzisiaj poniedziałek... Kto w ogóle wymyślił ten dzień tygodnia ?! Ledwo zwlekłam się z łóżka słysząc dźwięk komórki. W duchu walczyłam ze sobą. Wiele bym dała za to, aby nie musieć jeszcze wstawać. Stojąc przed szafą zorientowałam się, że powoli kończą mi się ubrania. Nic dziwnego, w końcu od roku nie byłam na zakupach. Dobrze, że nie długo będę miała już swoje pieniądze. No właśnie, wieczorem pierwszy raz pójdę do nowej pracy ! Nie ukrywam, zaczynam się denerwować kiedy tylko o tym pomyśle. Usłyszałam dźwięk przychodzącego SMS-a. Jak zdążyłam się domyślić był to facet do którego ostatnio tracę głowę. Mimo to nie chciałam by było to po mnie widać.
Mike: Jak się spało maleńka ? 😊
Ja: Przestań mnie w końcu tak nazywać...
Mike: Nie rozumiem co Ci w tym nie pasuje 😉
Ja: Nie zasługuje na to, by ktokolwiek zwracał się tak do mnie.
Mike: Hm... Nie bądź dla siebie taka surowa. Myślę jednak, że się dogadamy 😚 Jest jeden warunek.
Ja: Co? Jaki ?!
Mike: Dzisiaj wieczorem, film u mnie. Co ty na to ? 😊
Ja: Sory, dzisiaj jestem zajęta...
Mike: To może jutro?
Ja: Jutro też nie. Najbliższy wolny termin mam dopiero w sobotę.
Mike: Nie karz mi tyle na siebie czekać 😖
Ja: Dasz radę 😘
****
Jejku co ja robię, chyba oszalalam na jego punkcie, nie wiem dlaczego się tak zachowuje. Tak bardzo chciałabym iść do niego dzisiaj. Nie wiem jak wytrzymam do soboty. Dobrze, że zobaczę go dzisiaj w szkole. Szczerze to nie mogę się doczekać *.*
Do szkoły dotarłam w przeciągu 20 minut. Byłam pierwsza, ale nie przeszkadzało mi to. Usiadłam pod klasą i zaczęłam przyglądać się ścianom budynku, które w tamtej chwili wydały mi się niezwykle interesujące. To dopiero drugi dzień w szkole, więc nie miałam nic lepszego do roboty. Żadnych zadań domowych, ani nic do przypomnienia przed lekcją. Na razie nasze zajęcia polegały na przedstawianiu kontraktów także luz.
Niedługo potem cała klasa była już pod salą, gotowa do lekcji. Nie było tylko Mika... Tylko albo AŻ.
Zabrzmiał dzwonek. Miałam wielką nadzieję, że jeszcze dzisiaj go zobaczę. Na lekcji byłam kompletnie wyłączona. Irytował mnie nawet głos mojej nauczycielki. Od razu wiedziałam, że jej nie polubię... Wszystkie myśli wirowały wokół nieziemsko pięknego Pana ,,doniczki''. Byłam pewna, że jeśli dzisiaj się nie zjawi, nie skoncentruję się na niczym innym...Paraliżowała mnie również myśl, że mogłabym być dzisiaj u Mika, SAMA wtulona w niego jak w poduszkę a pote.. Jezu o czym ja myślę. On mnie tylko zaprosił na film. TYLKO FILM. I zrobił to pewnie z grzeczności, żeby nie być ze mną na ścieżce wojennej. Tak, czy inaczej cieszę się na to spotkanie jak dziecko.
****
Lekcje szybko dobiegły końca, więc szłam powolnym krokiem do domu. Oglądając przy okazji każde drzewo, które miałam okazję minąć. Postanowiłam iść na pieszo, żeby spalić trochę kalorii. Po drodze, dałam się ponieść myślom i zaczęłam wyobrażać sobie moje spotkanie z kolegą z klasy przez co prawie wpadłam pod samochód. Facet ledwo wyhamował, zatrzymał się centralnie przede mną lekko dotykając mnie pojazdem. Był przerażony, zresztą tak jak ja. Wyszedł z auta i zaczął strasznie krzyczeć.
- Co ty robisz dziewczyno?! Prawie bym Cię przejechał, życie Ci nie miłe czy co!?
-Jaaa... przepraszam- odpowiedziałam cichym głosem.
- Nic Ci nie jest?
- Wszystko okej... Nie zauważyłam Pana. Zamyśliłam się. Naprawdę, bardzo przepraszam.- zaczęłam się tłumaczyć.
- Boże... - powiedział zirytowany mężczyzna, wchodząc do samochodu i trzaskając drzwiami.
Odjechał z piskiem opon, posyłając mi gniewne spojrzenie.
****
Będąc już w domu nie mogłam dojść do siebie. Cały czas miałam to zdarzenie przed oczami. Nie miałam siły, ani ochoty, by szykować się teraz do pracy. W dodatku lało jak z cebra, co odbierało mi resztki chęci do życia. Siadając na łóżku poczułam burczenie w brzuchu, i przypomniałam sobie, że od rana praktycznie nic nie jadłam. Hmm... Może to i dobrze. Postanowiłam zostać tego dnia o samej wodzie. Chociaż nie ukrywam, było mi już trochę niedobrze, a nogi miałam jak z waty. Tylko nie jestem pewna od czego, z głodu, albo z natłoku dzisiejszych zdarzeń.
****
Godzinę później byłam już pod wielkimi drzwiami budynku mojej, nowej pracy. Niepewnie weszłam do środka. Ostatnio nie przyglądałam mu się zbytnio. Ściany były czarne, a na nich widniały plakaty różnych zespołów. Po prawej stronie stał stół, z porozrzucanymi papierami. Na razie tyle widziałam, w dalszej części klubu jeszcze nie byłam. Zjawiłam się chwilę przed czasem, więc czekałam aż ktoś po mnie przyjdzie.
Po jakiś pięciu minutach do biura wszedł roześmiany szef wraz z innym facetem. Nie mogłam uwierzyć własnym oczom. Był to dokładnie ten sam człowiek, który omal nie potrącił mnie dziś na ulicy! Ja to mam kurwa szczęście - fuknęłam do siebie w myślach.
- O, jesteś już! - powiedział pracodawca, głosem pełnym ekscytacji. - Idź do przebieralni, dziewczyny oprowadzą Cię po klubie i powiedzą co robić. Tylko się pośpiesz! - mówił to, udając groźnego, na co lekko się uśmiechnęłam.
- Dobrze. - odpowiedziałam posłusznie i podeszłam do drzwi z dużym napisem ,,GARDEROBA'', które znajdowały się naprzeciwko głównego wejścia. Zlewały się z ciemnymi ścianami, dlatego wcześniej nie przykuły mojej uwagi.
-No to powodzenia Kate-powiedziałam w myślach i pewnie przekroczyłam próg garderoby... 

_________________

Każdy komentarz i gwiazdka bardzo mnie cieszy i motywuje, dlatego nie zapominajcie o tym kochani :)

Edit my lifeOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz