2 miesiące później
Jak ten czas szybko leci. Ostatnie dwa miesiące minęły tak szybko, że nawet nie zauważyłam, że to już wiosna i mamy kwiecień. Swoją drogą bardzo przyjemny. Ani zimny, ani gorący. Ale zgaduję, że to nie pogoda was interesuje.
Śmiało mogę przyznać, że w ostatnim czasie wydarzyło się wiele dobrego. Szczerze zaczęłam wierzyć, że moje życie w końcu nabiera kolorów i w końcu wszystko jest tak jak być powinno. Nie oznacza to jednak, że uporałam się już ze śmiercią bliskich. Dalej jest to bardzo trudne, ale z pomocą Briana powoli zaczynam sobie z tym radzić. Oczywiście dalej nie powiedziałam mu co tak na prawdę jest powodem moich problemów. Ku mojej uciesze chłopak mimo upływającego czasu wcale na mnie nie naciska. Jest dla mnie wielkim oparciem. Gdyby nie on, jestem pewna, że koniec końców problemy przytłoczyłyby mnie tak bardzo, że doszłoby do jakiejś tragedii. Powoli staram się odzyskać pewność siebie. Wydaję mi się, że Vesper nieźle przestraszyła się Briana, bo poza nienawistnymi spojrzeniami i ukradkowymi wyzwiskami nie raczy mnie już niczym innym. Chociaż tyle dobrego.
Oprócz tego, nieważne jak dziwnie to zabrzmi, naprawdę zaprzyjaźniłam się z Carlą. No może to trochę za dużo powiedziane. Bardziej chodzi mi o to, że dziewczynka jest dla mnie jak młodsza siostra. Ta pozytywna energia, którą w sobie ma, poczucie humoru i dystans do siebie i świata, napawa mnie swego rodzaju nową chęcią do życia.
Co jak co, ale Brian i Carla stali się dla mnie taką jakby nową nadzieją. Nadzieję na lepsze i kolorowe jutro. I mimo, że dalej jestem skryta i zamknięta w sobie to dzięki nim czuję się naprawdę szczęśliwa. Mam wrażenie, że wraz z końcem zimy, skruszyły się we mnie lodowe bariery, które blokowały mnie przed światem, a które powstały po stracie bliskich.
No właśnie. Kiedy nie ma barier niektóre procesy i wydarzenia są nieuniknione. Są to na przykład zauroczenie, przywiązanie... zakochanie. Kiedy człowiek wyzbywa się blokad, sam nawet nie wie kiedy się przywiązuje do drugiego człowieka. A tego boję się najbardziej. Przywiązania. Boję się, że jeśli zacznie mi zależeć bardziej niż powinno to znowu wszystko się posypie, a wszystkie plagi jak na raz zwalą mi się na głowę, rozbijając moje nie do końca posklejane serce. Takie mam właśnie wrażenie, że moje serce jest sklejone taśmą i nie przetrzyma ciosu, którego mogę doświadczyć w przyszłości.
Tak strasznie się boję i doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że się powtarzam, ale mam to gdzieś. No cholera boję się! Boję się, że mogę się zakochać w Brianie, a kiedy wszystko pozornie będzie się układać stracę i jego. A jestem bardziej nuż pewna, że tego już bym nie przeżyła. Nie przeżyłabym straty kolejnej bliskiej mi osoby.
Pewnie pomyślicie, że histeryzuję. Padną słowa w stylu 'dziewczyno ogarnij się', 'nie dramatyzuj', życie toczy się dalej'. Prawda jednak jest taka, że nikt kto nie stracił bliskiej osoby nie powinien wypowiadać się w ten sposób. Trzeba samemu znaleźć się w takiej sytuacji, żeby to zrozumieć. Nie ma innej możliwości.
Mimo tych wszystkich obaw, strachu, lęku staram się myśleć pozytywnie, jakkolwiek paradoksalnie by to nie brzmiało. Póki co mam Briana, Carlę i w pewnym sensie też ciocię.
Ktoś mi kiedyś powiedział, że pesymistyczne myśli urzeczywistniają tragiczne wydarzenia. Jeśliby iść dalej tym tropem, to może kiedy będę myśleć pozytywnie to wszystko będzie tak jak być powinno?
Siedziałam właśnie na ławce pod drzewem przed szkołą. Trwała przerwa na lunch, którą póki co spędzałam samotnie. Cieszyłam się kwietniowym słońcem jedząc frytki ze szkolnej stołówki, gdy ktoś perfidnie zasłonił mi ognistą kulę, rzucając na mnie cień. Podniosłam głowę i uśmiechnęłam się lekko widząc Briana. Dzisiaj się jeszcze nie widzieliśmy bo do szkoły przyszliśmy osobno, a póki co lekcji nie mieliśmy razem.
- Cześć. - przywitałam się, gdy usiadł po mojej prawej.
- No witam. Jak mija ci dzień maluchu? - zapytał wesoło.
- Nijak wielkoludzie. - prychnęłam, a on parsknął śmiechem. Wiedział, że wkurza mnie tym jak mnie nazywa, zwłaszcza, że wcale nie byłam niska.
- Dobra, dobra nie obrażaj się Mari. - objął mnie ramieniem. Mari? Skąd on wytrzasnął to zdrobnienie? - Co robisz dzisiaj po szkole?
- A jak ci się zdaję? - odbiłam pytanie.
- Dobra. Nie było pytania. W takim razie po lekcjach zabieram cię w takie jedno miejsce. - zmrużyłam na niego oczy.
- A konkretniej?
- Zobaczysz na miejscu. Nie martw się. Spodoba ci się.
- Zobaczymy. - westchnęłam i oparłam się głową o jego ramię. - Chcesz moje frytki? Ja już nie mogę. - mruknęłam.
- Daj to chudzino. Ile ty w ogóle jesz?
- Mało. - burknęłam.
- To akurat widać. - parsknął. - Chociaż muszę przyznać, że i tak wyglądasz lepiej niż jaki się poznaliśmy. - zaśmiałam się.
Brian ma rację. Kiedy pierwszy raz byłam u niego w domu, gdy opatrywał mi rękę sama stwierdziłam, że wyglądam jak wieszak. Aktualnie z dumą mogłam przyznać, że się poprawiłam. Przytyłam i patrząc w lustro nie czułam odrazy swoją figurą. Byłam zadowolona bo nareszcie wyglądałam jak dziewczyna. Dalej bym chuda z tą różnicą, że wcześniej wyglądałam brzydko, a teraz bym już bardziej kobieca i atrakcyjna. Nie zmienia to faktu, że dalej nie lubię się stroić. Figura figurą, ale w dalszym ciągu nie zamierzam marnować życia na zbędne przejmowanie się modowymi trendami.
Po skończonych zajęciach razem z Brianem pojechaliśmy najpierw do mnie, bo jak stwierdził potrzebuję sportowych ubrań. Wzięłam więc bordowy, usztywniany stanik sportowy, szarą bokserkę i czarne leginsy. Następnie pojechaliśmy do domy chłopaka. Mieliśmy wstąpić jedynie po rzeczy dla chłopaka, ale gdy zobaczyła nas Celia, mama chłopaka, kategorycznie zabroniła nam opuszczenia domu bez zjedzonego obiadu. Bardzo polubiłam tę kobietę. Była to bardzo sympatyczna blondynka z oczami takimi jak u jej dzieci. Jedynie Drew, tata Briana, miał w tej rodzinie błękitne oczy. Był przystojnym i bardzo miłym mężczyzną. Państwo Dirksen byli na prawdę uroczym, jeśli tak to mogę ująć małżeństwem.
Kiedy Celia zadecydowała, że już na sto dziesięć procent nie będziemy później głodni, opuściliśmy dom szatyna i skierowaliśmy się do jego auta.
Jechaliśmy jakieś pół godziny ze względu na niewielki korek, którego nie sposób było ominąć. Chłopak zaparkował pod dużym budynkiem, którym okazała się być... siłownia? Okeeeej. To wyjaśnia zapotrzebowanie na sportowe ciuchy.
W budynku po dokonaniu przez chłopaka opłat, oczywiście nie obyło się bez sprzeczki, że przecież mogłam sama za siebie zapłacić, ale chłopak jako, że z natury jest bardzo uparty, nie dał sobie nic wytłumaczyć.
Rozeszliśmy się do osobnych szatni, a gdy już spotkaliśmy się ponownie przebrani w sportowe ciuchy chłopak chwycił mnie za rękę i poprowadził korytarzem. Po chwili otworzył przede mną duże drzwi, a ja stanęłam jak wryta nie zwracając uwagi na to, że chłopak się oddalił. Stałam tam jak głupia wpatrując się w ring bokserski i zawieszony po środku worek treningowy.
Ocknęłam się, czując dotyk na lewym ramieniu. Obróciłam się gwałtownie i dostrzegłam chłopaka z bandażami i rękawicami w rękach. Cofnęłam się krok w tył.
- Ty chyba żartujesz...

CZYTASZ
Żyję Cicho Krwawiąc
Teen FictionMarion to z pozoru zwyczajna osiemnastolatka. No właśnie, z pozoru. Kiedy kilka miesięcy temu jej rodzice i młodszy braciszek zginęli w wypadku, jej życie legło w gruzach, niby malutki motyl w ceglanych ruinach. Czy uda się jej wypełnić pustkę i otw...