Nie wytrzymałem. Zacząłem się śmiać jak opętany, kiedy pozostali podbiegli do nas i z niepokojem obserwowali moje dziwne zachowanie.
Zabawne, prawda? Chatt Rogers, koleś z którym gadałem wczoraj dostał dwie kulki i nie żyje. A ja powiedziałem jego matce, że gra w kosza. Żałosne.
- Wyskoczył z tamtąd, a Tamara się wystraszyła i... strzeliła...
- Tamara? - wstrząsał mną szloch. Byłem wystraszony, zmęczony, a wydarzeń było zdecydowanie za dużo jak na jeden dzień. A może... może my nie tkwimy tu dzień, a nieco więcej? Straciliśmy rachubę czasu, zgony pozostałych uczestników odbijały się na naszej psychice. Przynajmniej u siebie zauważyłem pierwsze objawy - zaczynało mi powoli odbijać.
- Która to... Tamara? - uniosłem broń w stronę łkającej dziewczyny - Aż tak cię chłopiec przestraszył? Ale ty musisz być strachliwa... bu! - Tamara cofnęła się nieco, nadal wpatrując się w lufę rewolweru - A może jedną, tylko jedną kuleczką zdołam cię przestraszyć? Chcesz? Wpakuję ci nabój zaraz między oczka, chcesz?
- Conroy! - Newt jednym susem znalazł się obok mnie i walnął z całej siły w twarz. Wróciłem na ziemię. - Pojebało cię?! On nie żyje, chłopie! Nie musisz się mścić! To nie jej wina!
A niby czyja?, naszło mi na język. Nie powiedziałem tego jednak na głos, bo nie chciałem ponownie oberwać w mordę.
- Naprawdę nie chciałam... to był impuls - próbowała się tłumaczyć, ale nie miałem zamiaru jej słuchać. Chciałem żeby się zamknęła.
- Nie powiedzieliśmy wam o nabojach, bo baliśmy się, że skończymy jak on - Baxter wskazał na Chatta, a właściwie jego nieboszczyka.
- W takim razie skąd wiedziałeś, że mamy nienaładowaną broń? - myślałem, że mam go jak na widelcu. Teraz już mi się nie wykręcisz, cholerny kłamco.
- Dokładnie cztery dni temu przenosiliśmy rzeczy spod ściany na stół. Pistolety wydawały się być wyjątkowo cieżkie, dlatego sprawdziliśmy, czy nie pomyliliśmy się co do naboi. Rzeczywiście sie tam znajdowały.
- Przysięgnij - wykrzyczałem. - przysięgnij na Boga, żonę, córkę, psa... na kogo chcesz. Chcę mieć potwierdzenie, że znowu nas nie okłamujesz.
- Przysięgam na żonę, syna, kota, prezydenta i samego siebie. Nie kłamię cię.
- Zatrzymam nabój - odparłem, kiedy facet wyciągnął rękę po pistolet. Nie mogliśmy ryzykować.
Zabrał broń i odłożył na miejsce, kiedy coś zaczęło okropnie trzeszczeć - niczym metal ocierający o metal. Wszyscy odruchowo rozejrzeli się po pokoju, lecz nic nadzwyczajnego nie miało miejsca. Kiedy Sarah podeszła do drzwi szybu, wychyliła głowę i za coś pociągnęła. W ręce trzymała grubą stalową linę.
- Rom, pociągnijmy za to, może...
- O, nie, zapomnij - przerwał. Mówił tak niewyraźnie, że ledwo go zrozumieliśmy. - Założę się, że jak to zrobimy, to coś nam roztrzaska głowy. Ja się na to nie piszę.
- Ciota - odparł Newt i podszedł do dziewczyny. Jednym gwałtownym ruchem pociągnęli linę, a ona zaczęła się osuwać na dno szybu. Pisk ponownie przeszedł pomieszczenie, kiedy w ostatniej chwili Newt z Sarą odskoczyli do tyłu. Coś ewidentnie jechało w dół szybu.
Winda zatrzymała się ukazując metalowe wnętrze. W środku na panelu widniały przyciski oznaczone cyframi - numerami pięter. Nikt z nas nie miał zamiaru wejść jako pierwszy, dlatego Sarah zabrała głos:
- Słuchajcie, jeśli nie spróbujemy skorzystać z windy, to może przepaść ostatnia szansa na ucieczkę.
- To czemu, cwaniaro, sama tam nie wejdziesz jako pierwsza?
- Zagrajmy w ,,papier, kamień, nożyce".
Nagle przed szereg wystąpiła Lyra i udała się do windy. Kiedy tylko miała przekroczyć próg i udać się w nieznane, dołączyłem do niej. Nie mogłem zostawić jej samej.
- O, nie, nie, moi drodzy - Wysoki wyrwał mi spluwę z ręki i przystawił do skroni dziewczyny. - Jeśli tam ma być wyjście, to wy na pewno nie wyjdziecie pierwsi.
- Przecież to bez znaczenia - wszyscy się tam zmieścimy.
- Słuchaj, no. Ty nie spędziłaś tutaj pieprzonych ośmiu dni, albo i więcej, jak zauważył twój chłoptaś. Czułem się jak chomik w klatce - jedno pomieszczenie, cztery ściany. Czaisz?!
Z tym chłoptasiem to mnie trochę zdziwił - myślałem, że wątek ze stratą rachuby czasu utknął jedynie w moich myślach. Najwidoczniej zgłupiałem do tego stopnia, że zaczynałem głośno myśleć.
- W takim razie jedźcie pierwsi - podniosłem ręce do góry w geście poddania się. - Kiedy winda wróci, dołączymy do was.
- Ty jedziesz ze mną.
- Słucham?
- Ja tu jestem od zadawania pytań, rozumiesz? Pojedziemy na zwiady, jeśli wrócimy żywi, zabiorę was ze sobą - wskazał na swoich ludzi.
Nie zdążyłem się nawet odwrócić i spojrzeć na pozostałych, kiedy facet pchnął mnie do windy.
Ruszyła w górę.Krótko, mało, tak, możecie mnie zabić. Jednak strasznie nakręciłam się na kolejną powieść, więc... już niedługo będziecie mogli przeczytać pierwszy rozdział!
CZYTASZ
OutRoom
Horror,,- Podnieś słuchawkę, teraz. Ach, mam cię. Często nie słuchasz samego siebie? Zbyt często skupiasz się na czymś, nad czym nie powinieneś? Nie chciałeś odebrać połączenia, ale coś Cię do tego namówiło. Co to było? Nie masz czasu, żeby się zastanawia...