Kasper The Satanist (część V)

542 40 11
                                    

''Nie ma to jak darcie się w poduszkę. Oj, lepiej żeby nikt mnie dzisiaj jeszcze bardziej nie wkurzał, bo będę musiała zrobić głęboki dół w ogródku.'' Gdy już stwierdziłam, że czas się ogarnąć, zadzwonił telefon. Pospiesznie go odebrałam mając nadzieję, że nie dzwoni nikt wnerwiający.

-Cześć córuś! - zabrzmiał w telefonie głos mamy. Jak dobrze go czasem usłyszeć. - Co porabiasz? Tęsknisz za nami?

-Czy może zorganizowałaś już dziką imprezę i sprzątasz? - dodał tata.

-Wszystko u mnie w porządku. - po wykrzyczeniu się w poduszkę moje emocje nie kipiały już ze mnie jak woda po ziemniakach. - Kiedy wracacie?

-Za jakieś dwa lub trzy dni. Nie padniesz do tego czasu z głodu?

-Postaram się. - Tata zawsze wie jak poprawić mi nastój.

-Za chwilę idziemy przyjechać się na koniach! - krzyknęła wesoło mama.

I tak rozmawiałam z rodzicami jakieś 5 lub 10 minut.

Wyszłabym sobie na dwór. Do znajomych, ale boję się, że spotkam tego przygłupa. A życia przyjaciół nie zamierzam ryzykować.

Nagle zza okna dobiegły mnie dźwięki rodem z pornosa o gwałceniu krów. Wyjrzałam na zewnątrz, a tam kto? No właśnie -.- Mój ulubiony kolega. Co tym razem robił? Znęcał się nad kotem. W sumie miałam na to wyjebane, ale te dźwięki mnie dobijały. Wzięłam procę (tak, mam procę, jak byłam mała to dziadziuś mi kupił i strzelałam w ptaki, ale jestem zła i niedobra). ''Dobra czym w niego rzucić?'' Jedyne co miałam pod ręką to mój telefon, wolałam jednak z niego nie korzystać. ''Co mamy dalej? Łyżeczka po jogurcie, której nie chciało mi się wynieść do kuchni. Może być.''

Podeszłam do otwartego okna. Wycelowałam, puściłam. I bam, bam headshot! Szybko się schyliłam, by pozostać niezauważona. W sumie odczułam dużą ulgę trafiając go w łeb. To musiało boleć, a ten fakt mnie pociesza.

Pewnie gość tu zaraz przyjdzie, znów wyciągnie nóż, znowu będzie chciał mnie zabić. Ciekawe czy mu tym razem wyjdzie? Może ja też powinnam mu wyjść z jakąś bronią naprzeciw?

Jakiś czas później

''Ha! Wiedziałam, że przyjdzie. Tym razem jestem gotowa. Lol co on ma za kiece na sobie?'' Gdy Kasper znowu zjawił się w moim domu zaszłam go od tyłu i...

-Co ty robisz? - odwrócił się momentalnie, a ja przestraszona wylałam na niego wodę święconą.

''Skoro działa na demony to może na niego też?''

-Że naprawdę? - powiedział z zażenowaniem. Jego twarz i włosy były mokre, ale chyba nie podziałało to, tak jak myślałam. - Jestem satanistą, nie demonem.

-Próbować zawsze warto. - wzruszyłam ramionami. - Co to za kiecka?

-To strój ceremonialny, matole.

-Kieca to kieca, mam kolejne pytanie: czy jednym sposobem żebyś się ode mnie odczepił jest zabicie cię?

-Chcesz się mnie pozbyć, oj bo zrobi mi się przykro. - uśmiechnął się szyderczo.

''Słodki ma ten uśmiech... chyba nie powinnam tak myśleć O.o''.

-Chce żebyś dał mi spokój. - powiedziałam stanowczo z lekką nutą irytacji.

-Uważaj, bo jeszcze zatęsknisz.

-Taa, na pewno.

-Do drzewka jakoś przychodziłaś.

-Teraz mi już nie zależy. Ludzie mieli rację. Nie masz uczuć.

-Aj, zabolało. Ja, nie mam uczuć? Przecież potrafię odczuwać złość, radość, miłość...

-Którą odczuwasz tylko gdy ranisz innych. - przerwałam mu. - To nie to samo.

-Z każdym spotkaniem lubię cię coraz bardziej wiesz? - chłopak zbliżył się na niespieczoną odległość.

-Akurat. - przewróciłam oczyma. ''Chociaż bardzo bym chciała, by to była prawda. Chyba jednak gdzieś tam głęboko w moich flakach wciąż go lubię.''

-Nie spaliłem drzewka. - palnął.

-To nic nie znaczy.

-Nie zabije cię.

-Kłamca. - ''Jak tu wierzyć sataniście?''

-Wiem co do mnie czułaś.

-Co?! - chyba się wtedy zarumieniłam.

-Zainteresowana? - ''Ach ten sadystyczny uśmiech.'' - Wiem, że po naszym pierwszym spotkaniu coś poczułaś. Myślisz, że nie zauważyłem w szkole. Nieźle ci szło maskowanie się, ale ja to widziałem.

-To było dawno, nie prawda i chwilowo! - czułam jak pieką mi się policzki.

Rzeczywiście, po pierwszym spotkaniu ten baran mi się spodobał. No co? Każdemu się zdarza. Też jestem ludziem*, a gość ma ładną mordkę. Nawet jeśli brak w niej oczu.

Niestety bądź stety nie po drodze mi było do niego startować. Dlaczego? Hmm zastanówmy się. Milusia, czternastoletnia dziewczynka z agresywnym, szesnastoletnim dręczycielem ludzi i zwierząt. Ale mamo, on mnie bije tylko po pijaku!

-A może nadal wciąż coś jest na rzeczy. - szydził dalej.

Kasper zbliżył się jeszcze bardziej. ''Zabiję go. Utnę mu łeb i zrobię z niego worek treningowy!''

-Nie zbliżaj się. - ostrzegłam, robiąc krok w tył.

-Bo co? - zabrzmiały demoniczny głos.

Nie miałam co odpowiedzieć, a zaczęłam się go bać jak cholera. Mamo czy mogę zmienić majty?! I wtedy poczułam coś wbijającego się w mój brzuch.

***

Ta dziewczyna jest tak czerwona jakby ktoś mą pomazał czerwoną farbą po ryju. Pobawić się z nią jeszcze, zabić? Mogę zrobić tyle rzeczy... Umieraj malutka.

Wtedy Satanista wbił w brzuch dziewczyny rękę.

Nie złapałem noża? Czyżby jakaś cześć mnie nie chciała jej zabić? Ona to znowu robi... Jestem satanistą, tak nie powinno być, ale skoro już tak jest...

*ludziem - błąd popełniony specjalnie

===============================================================

Z racji z tego, że następny rozdział jest króciutki wstawimy go dziś  koło 15:13.

Czemu akurat na tę godzinę?

Bo lubię liczbę 13

Ja wolę 11

Wiem, ale ten rozdział wleci o 11:00 więc jesteśmy kwita

Ale 11:00 za 5 minut

Mamy czas poczekamy...

Shoty, xreadery i inne bajery (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz