chapter ten

405 37 2
                                    

Spojrzałam kobiecie głęboko w oczy. Widziałam, że jest jej przykro, że gdyby mogła, uścisnęłaby mnie.

- Twoi rodzice dzwonili, panienko. - odetchnęła głęboko. - Przyjadą po ciebie w przeciągu dwóch godzin. - kontynuowała. W tej chwili położyła dłoń na moim ramieniu i lekko uścisnęła. - Znam twoich rodziców, wiem, że nie zdołam ich przekonać, byś tutaj została. - dokończyła, a ja w przypływie szoku nie odpowiedziałam jej.

- Ale co się stało? - zapytałam i usiłowałam zrobić krok w kierunku romanistki. Niestety, zapomniałam o mojej kontuzji, więc skończyło się to upadkiem na trawę. - Skręciłam kostkę, proszę pani. - wytłumaczyłam kobiecie i zgięłam się z bólu. Nauczycielka podniosła mnie i pomogła mi doczłapać się do pokoju nauczycieli. Zasmuciła się i poinformowała mnie, że tym bardziej rodzice będą wściekli. Nie rozumiałam tylko, za co. W końcu nie sprawiałam dużych problemów. Kiedy Ankle zaprowadziła mnie do domku, usadziła mnie na dużej kanapie i spoczęła tuż obok mnie. Domek nauczycieli był ładniejszy i większy niż nasz. Przede wszystkim miał tapety naścienne z kwiecistym wzorem, który naprawdę przyciągał wzrok.

- Wystarczył telefon pana Pardona na temat twojej ucieczki do lasu. - zmarszczyła brwi i delikatnie wypuściła powietrze z ust. - Ufam ci, dziewczynko. Naprawdę. Nie mam dzieci, ale ciebie znam od małego. - uśmiechnęła się do mnie. - Pokłóciłam się z twoim wychowawcą. Nie zna twoich rodziców, nie rozumie. - przygryzła wargę i przymknęła oczy. Nie była złym człowiekiem. Była dobrą osobą. Surowym nauczycielem. Ale była mi bliższa niż moja rodzona matka. Miałam ochotę się rozpłakać. Ugryzłam się w język. Do oczu napływały mi łzy. Nie znam moich rodziców. Oni mnie także. Ani trochę. Chciałabym kiedyś pójść na imprezę urodzinową do przyjaciół. Wrócić z niej, opowiedzieć mamie wszystko bez obaw, że przewróci tylko oczami. Chciałabym, żeby mnie wysłuchała i cieszyła się, że dobrze się bawiłam. Chcę trochę rodzicielskiej miłości. Czy to tak wiele?

- Moi rodzice nie pozwolą mi być po prostu szczęśliwą, proszę pani. - wydarzenia przeskakiwały mi przed oczami. Chciałam wrócić do domu. Do kochającej rodziny, której nie miałam. - Im ciężej im ze mną, tym bardziej będą chcieli mnie uciszyć. - po moich policzkach spłynęło kilka pojedynczych łez.

- Nie płacz, Blair. - powiedziała czule. Po chwili lekko mnie przytuliła. - Będzie dobrze, panienko. Szkoda łez, porozmawiaj z rodzicami. - poleciła mi.

Oczywiście, porozmawiam. "Mamo, tato - pozwólcie mi być nastolatką jak każda inna. Pozwólcie mi popełniać błędy, kochajcie mnie." - nigdy im tego nie powiem, i będę tego żałować do swojej śmierci. W głębi serca wiedziałam, że mnie kochali, ale ja nie czułam się kochana.

- Nie porozmawiam z nimi. - szepnęłam przez łzy. - Nigdy. - dodałam i zamknęłam oczy. - Kiedy przyjdzie do mnie higienistka, założy mi bandaż? - zapytałam cicho.

- Powinna zaraz się pojawić. Teoretycznie powinna spędzać tutaj cały dzień. - usłyszałam. Szkoda mi było nauczycielki. Wchodziłam jej na głowę. Ale wiedziałam, że muszę się jej zwierzyć. Ze wszystkiego. Jak matce. Zdaję sobie sprawę, że to może wydawać się głupie. Ale chciałabym opowiedzieć komuś o wszystkich moich obawach, zmartwieniach. I usłyszeć, że dam radę, bo jestem silna. Wmawiam to sobie sama, codziennie.

- Także pani ufam. - spojrzałam kobiecie w oczy. Moje zęby drżały. Zamierzałam się jej zwierzyć, jednak tylko odrobinę. - Na tym obozie pierwszy raz w życiu się całowałam. Poczułam prawdziwe szczęście. Byłam szczęśliwa. - otarłam łzy z policzka. Nieświadomie się uśmiechnęłam. Kątem oka ujrzałam także delikatny uśmiech na twarzy romanistki. - Przepraszam, że panią tym wszystkim zadręczam. Po prostu się boję tego, co powie mi ojciec albo mama. - wytłumaczyłam się, odsunęłam ostrożnie od kobiety, która przesłała mi tylko porozumiewawcze spojrzenie.

Po chwili pojawiła się higienistka. Przemyła mi kostkę i piętę wacikiem po czym zwinnie owinęła bandażem. Powiedziała, że to tylko zwichnięcie, i że ból minie za kilka dni. Odetchnęłam z ulgą, Przynajmniej jedną rzecz miałam z głowy. Siedziałam w pokoju nauczycieli jakiś czas, po czym romanistka pomogła mi wrócić do siebie. Kiedy wreszcie byłam w swoim domku, poprosiłam o zawołanie do mnie Virginii. Pani Ankle obiecała jej poszukać. Czytałam książkę przez następne dwadzieścia minut, kiedy do pokoju wpadła wściekła Victoria. Była zdziwiona na mój widok, natychmiast podbiegła do łóżka, chwyciła mnie za rękę i zapytała, co się stało. Opowiedziałam jej wszystko dokładnie tak, jak było. Pocałowała mnie delikatnie w czoło.

- Gość nazywa się Hedrick. - poinformowała mnie. - Wydawał się spoko. Wiesz co, dałabym mu popalić za nazwanie cię... - przerwała i pocałowała mnie czule. W usta. Bez pohamowania. Wkrótce siedziała na mnie okrakiem. Całowałyśmy się tak jak nad jeziorkiem. Victoria rozchyliła wargi, na co odpowiedziałam jej ognistym pocałunkiem. Jej dłonie obejmowały moje policzki. Byłyśmy pokryte rumieńcami, ale nie obchodziło nas to.

- Vici... - odezwałam się cichusieńko w przerwie między czułościami. - Moi rodzice zabierają mnie do domu. - wyznałam jej. Nie dowierzała, wmawiała mi, że mam słabe poczucie humoru. Kiedy zorientowała się, że nie zmyślam, odsunęła się ode mnie, zeszła z moich kolan i usiadła obok.

- Przeniosą cię? - zapytała półżartem półserio. - Za głupi wypad do lasu? Zwichniętą kostkę? Blair, nie. - spojrzała na mnie. - Myślałam, że to będzie trwać dłużej! - była zdruzgotana. - Chciałam robić wszystko powoli. Wyznać ci miłość, być razem tak na poważnie. - mówiła, a moje serce biło coraz mocniej. Znowu siedziała na mnie okrakiem. - Teraz także nie mam wątpliwości. - odezwała się i pocałowała mnie szybko. - Blair Thomas, kocham cię. - przyłożyła swój nos do mojego i uśmiechnęła się. - Dzięki tobie wiem, że nie gustuję w facetach. - dodała, a ja przytaknęłam i odwzajemniłam jej uśmiech, zmierzając do pocałowania jej.

- Are you fucking kidding me? - kiedy usłyszałam głos Julii, która ni stąd ni zowąd pojawiła się w pokoju, zamarłam. - Cholera, myślałam że się przyjaźnicie! - dziewczyna była naprawdę zaskoczona. Victoria zeskoczyła z łóżka i wstała na równe nogi.

- Julia, nie. - odezwała się Vici, której jednak przerwałam.

- Tak. Jesteśmy razem. - odparłam szczerze. Victoria spojrzała na mnie z lekkim zdumieniem. Po chwili jednak jej uśmiech wrócił. Julia nie była właściwie zszokowana, bardziej szczęśliwa. Naprawdę szczęśliwa.

- I ja z Maxem. - pochwaliła się Julia, nie robiąc niepotrzebnej szopki. Od zawsze wiedziałam, że jest okay. - W sumie to przyłapałam go jak mówił kumplowi, że mu się podobam. I tak po prostu weszłam do środka i zaczęłam z nim rozmawiać. Tak szczerze. - dodała dziewczyna.

- Naprawdę super! - powiedziałam, po czym Julia postanowiła wrócić do wcześniejszego tematu.

- Zawsze chciałam mieć kumpele lesbijki. Czemu się ukrywacie? Perrie, Gina nic nie wiedzą? - wypytywała z zaciętą ciekawością.

- W sumie to się żegnamy. - Victoria odetchnęła głęboko. - Tylko proszę, nie teraz. Powiem ci później wszystko. Nikt nic nie wie, ale proszę, niech tak zostanie. - mówiła. - Musimy już iść, Julia. Blair ma mały problem. - nagle obniżyła ton.

- Raju, Blair, skręciłaś kostkę? - Julia zauważyła bandaż, jednak Vici pociągnęła ją za rękaw i wyszły z pokoju zostawiając mnie samą. Za jakieś dziesięć minut mogli się tu pojawić rodzice. Panikowałam. Gdyby nie kostka, zwiałabym. Pocieszający jest fakt, że rodzice wiedzą TYLKO o wycieczce do lasu. Chwila. Czy byliby na mnie źli z powodu spaceru? Leżałam zestresowana. Wątpię że o to chodzi. Pomyślałam... Nie. Bez przesady. Nie mogli.

Princess of my heartOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz