Rozdział 2

8 1 2
                                    

Nadal nie wiem co mogło mi tak zaszkodzić. Przez ten incydent straciłem cztery godziny drogi. Rozejrzałem się po spróchniałej chatce. Przy łóżku leżała jakaś walizka. Próbowałem ją otworzyć na wszystkie sposoby. Zdenerwowany kopnąłem w zamek z całym impetem. Ku mojemu zdziwieniu - otworzył się. Wśród sterty listów znalazłem jedną strzykawkę. Zwróciło mi się za kundla. Dziwiłem się jednak dlaczego ktoś zamknął na klucz walizkę z listami. Chwyciłem przypadkowy do rąk i zacząłem czytać. 

"Przepraszam Bettie, że nie pojawiłem się na tym przyjęciu. Mój kręgosłup odmówił mi posłuszeństwa. Czuję, że coś się zbliża i nie jest to żadna burza. Proszę ukryj się gdzieś, gdziekolwiek. Skontaktuj się ze mną jak tylko znajdziesz się w bezpiecznym miejscu. 


                                                                                                                                      Tatuś  
                                                                                                               15.10.2159 Cambric                                                   "

Starzec nawet nie zdążył wysłać listu. Ciekawe czy jego córka przeżyła. Pewnie nie.  Jednak i tak schowałem ten list do kieszeni. Zdołowany usiadłem na łóżku i spojrzałem na mapę. Muszę iść na północ i później zboczyć na zachód. Czas ruszać. Dziś jest wyjątkowo gorąco, a ja duszę się w ciasnym skafandrze. Przynajmniej Szczęściarz się dobrze bawi, goniąc jakieś przerośnięte muchy. Szliśmy już godzinę, a krajobraz przed nami się nie zmieniał. Zmartwiło mnie to, bo to nie wróży nic dobrego. Na szczęście miałem zapas strzykawek. Gorzej z amunicją, która teraz przydała by mi się bardziej. Jak trafię na jakieś miasto to będę w potrzasku. Z jednej strony mogę tam odnaleźć mnóstwo przydanych rzeczy i strzykawki, ale jeżeli natknę się na gule albo tropozaury to jestem martwy. Zostało mi raptem 10 naboi, z czego muszę liczyć, że w najgorszym przypadku nie trafię 4 razy,  a jeżeli wyjdzie na to, że będę musiał dobić wroga, to zejdą mi kolejne 4 naboje. Czyli zostają mi tylko dwie kule. Czarno to widzę. Będę musiał zaopatrzyć się w jakiś karabinek albo w broń białą, której zawsze unikałem jak ognia. W najgorszym wypadku będę biegać z kataną. Mój ojciec kiedyś taką miał. Kiedy wyjeżdżał w delegację, a mama nie patrzyła często nią wymachiwałem. Raz się skaleczyłem, ale skłamałem mamie, że to przez potłuczone szkło. Wiedziałem, że mi nie uwierzyła, ale nic nie powiedziała. Była wspaniałą kobietą. Raz nawet zrobiła awanturę ojcu, że nie powinien trzymać takich niebezpiecznych przedmiotów skoro mają w domu małe, ciekawskie dziecko. On oczywiście się tym nie przejął, choć i tak dwa dni później schował katanę do piwnicy. Chodził naburmuszony przez kilka dni, ale uśmiech mamy i tak wynagradzał mu wszystko. Poczułem ból w sercu na myśl o domu rodzinnym. Byłem najszczęśliwszym dzieciakiem na ziemi. Rodzice wprawdzie nie rozpieszczali mnie, ale i tak miałem wszystko czego chciałem jeżeli na to zasłużyłem. W taki sposób nauczyli mnie szacunku do pieniędzy. Szkoda, że teraz nie ma to żadnego znaczenia. Teraz wszystkie wartości są bez znaczenia. Teraz nie liczy się kim jesteś; możesz być zbiegłym więźniem, politykiem, filozofem, lekarzem i  tak będziesz traktowany jak wszyscy. W tym świecie trzeba nauczyć się walczyć o własne życie, o największą wartość. Każdy zamienia się w brutalnego egoistę. Tylko czasem okazujemy się ludzcy, wyszeptałem, patrząc na psa. Wszystko się zmieniło. Życie stało się walką o przetrwanie, swego rodzaju agonią, pokutą za grzechy, koszmarem. Muszę nauczyć cieszyć się z każdej drobnostki i dziękować za nią Bogu, bo nie wiem kiedy skończę swoje nędzne życie. Gdybym chciał, już mógłbym to zrobić. Na początku zaraz po katastrofie chciałem się powiesić. W ostatniej chwili ujrzałem staruszkę, która z ogromnym plecakiem na plecach opuszczała miasto. Moje sumienie, ostatnie resztki człowieczeństwa kazały mi jej pomóc. Opuściliśmy miasto razem. Lanna opowiadała mi bardzo dużo o swoim życiu. To dzięki niej dowiedziałem się jak żyć, jak przetrwać w tym nowym świecie. Dała mi mnóstwo nadziei. Nigdy nie zapomnę jej błękitnych oczu, kiedy obydwoje byliśmy na wyczerpaniu przez promieniowanie. Mieliśmy ostatnią strzykawkę. Chciała mi ją oddać, ale nie mogłem się na to zgodzić. W końcu uległem. Ze łzami w oczach żegnałem najbliższą mi wówczas osobę, która pomogła mi przetrwać pierwsze chwile, najgorszy czas w moim życiu. Nigdy nie zapomnę jej słów - "Przetrwaj dla mnie kochanie, wiem, że potrafisz". Po tym zdaniu zamknęła oczy. Nigdy nie płakałem tak bardzo jak wtedy. Spojrzałem na Szczęściarza. Wpatrywał się we mnie swoimi dużymi brązowymi oczyma. Dopiero teraz zauważyłem, że płaczę. Przysiadłem przy drzewie, zdjąłem maskę i otarłem łzy. Słońce za jakieś dwie godziny zacznie zachodzić, a ja nadal nie znalazłem miejsca, w którym spędzę noc. Już spotkałem się z takimi sytuacjami, ale są one wyjątkowo niebezpieczne i lepiej ich unikać, dlatego spróbuję przejść jeszcze kawałek. Według mapy niedaleko powinna być jakaś wioska. Słońce schowało się już do połowy. Dopiero wtedy zauważyłem małe domki. Biegiem rzuciłem się w ich stronę. Przegoniłem chyba nawet Szczęściarza. Wbiegłem do najbliższego i zabarykadowałem drzwi. Nawet nie pomyślałem czy nie ma w środku jakiegoś gula. Osunąłem się na drzwi, ciężko oddychając. Dopiero wtedy usłyszałem jazgot. Spojrzałem na uszy Szczęściarza. Potwór musiał być w najbliższym pokoju po lewej. Załadowałem broń. Nawet nie próbowałem być cicho, potwór musiał wiedzieć, że tu jestem, bo nie dało się go już nie słyszeć. 

- Idź gdzieś dalej Szczęściarz - zwróciłem się do psa, bo nie chciałem kolejnego starcia, w którym mój dowód ludzkiego zachowania może odnieść jakieś rany.

Jednym kopnięciem wyważyłem drewniane drzwi. Nie musiałem długo czekać. Rzuciły się na mnie dwa gule. To przynajmniej wyjaśniało dlaczego było tak głośno. Skurczybyki zdążyły mnie przewrócić. Widziałem, że Szczęściarz już rzucał się na pomoc. 

-Zostań ! - krzyknąłem tylko i przystawiłem lufę do głowy potwora.

-Zdychaj- szepnąłem i strzeliłem.

Szybko rozwaliłem drugiego. Miałem szczęście, żaden nawet mnie nie drasnął. Sprawdziłem magazynek. 8 kul. Cała wioska. To wróży tylko szybką śmierć. Ale nie mam wyjścia. Muszę ją przeszukać. Choćby nie wiem co. Wszedłem do pokoju, z którego wybiegły gule. Mała łazienka. Oczywiście brak jakiejkolwiek wody. Szafki prawie puste, prócz małej tępej maszynki do golenia. Zdjąłem hełm i spojrzałem na swoje odbicie w lustrze. Zupełnie się zaniedbałem. Podkrążone ze zmęczenia, niebieskie oczy. Mama często mi mówiła, że oczy mam jak te psy husky. Czarne włosy na szczęście rosły powoli, więc nadal miałem małą czuprynę, którą kiedyś zawsze ustawiałem na żelu. Moją twarz zaczynał pokrywać zarost, będący niegdyś moim znakiem rozpoznawczym. Teraz wyglądał wręcz odrzucająco. Trochę go wyrównałem i uśmiechnąłem się do lustra.

-Nawet trochę się przypominam. - zaśmiałem się do siebie. 

Byłem zbyt zmęczony na rozpalenie ogniska, czy chociażby dojście do jakiegoś łóżka. Położyłem się na ziemi obok Szczęściarza i zasnąłem. Zignorowałem nawet śmierdzące ciała potworów.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 17, 2016 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Rok 2159Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz