Rozdział 1- Valadilene

116 5 3
                                    

Deszcz. Taka oto niespodzianka przywitała Kate Walker kiedy przyjechała do malowniczego miasteczka Valadilene położonego w sercu francuskich Alp. Deszcz ewidentnie psuł całą malowniczość i urok tego miejsca. Oczywiście słuchając ostatniej prognozy pogody mówiono, że nad Alpami mają być tylko małe zachmurzenia nie powodujące deszczu. No cóż, okazało się inaczej, lecz dobrze się stało, że Kate miała przy sobie płaszcz i parasol. Co nie zmienia faktu, że deszcz stawał się coraz bardziej denerwujący i zacinał ostro.

Lecz Kate musi stać w tym deszczu czekając na umówioną taksówkę. Jej misją jest sfinalizowanie umowy między światowym koncernem zabawek Universal Toy Company i fabryką automatów Anny Voralberg. Kate pracuje dla kancelarii adwokackiej pana Marsona z siedzibą w Nowym Jorku. Można by rzec, że taka kobieta z wielkiej światowej metropolii jak Kate nie  da sobie rady w takim kompletnie nie znanym dla świata miasteczku jak Valadileine. Jednak to jest mylna teza, bo Kate bardzo lubi ciche i spokojne miejsca a Valadilene na pewno takie jest.

Kate Walker jest szczupłą i atrakcyjną kobietą po trzydziestce, ma kasztanowe włosy spięte w kitkę, jej czarne jak węgiel oczy świetnie dopasowują się do gładkich rysy twarzy i wydatnych ust. Nie od zawsze chciała być adwokatem. Kiedyś w liceum pasjonowała się dziennikarstwem pracując dla lokalnych gazet i rozgłośni radiowych w swoim małym rodzinnym miasteczku w stanie Ohio. Ta pasja przeminęła odkąd wyjechała studiować prawo do Nowego Jorku. Teraz jest jedną z bardziej cenionych adwokatów w Stanach Zjednoczonych cechując się stanowczością i inteligencją w zadaniach jakie otrzyma,  momentami potrafi też być uparta a nawet za bardzo rozemocjonowana i kogoś urazić. Ale cechy w pracy nie przekładają się na jej prywatne życie. W normalnym życiu jest troskliwa, wysłuchuje innej osoby, potrafi też skutecznie pomóc jeśli ktoś tej pomocy potrzebuje, ma duży dystans do siebie, ma dobre relacje z najlepszą przyjaciółką, Olivią, ze swoją matką, Dianą i z innymi ludźmi w pracy. Wiedzie ogółem spokojne życie razem ze swoim mężem Danem, którego kocha ponad wszystko i może mu zaufać w każdej chwili.

Nareszcie,  po pół godzinie stania na opuszczonym już dworcu podjechała taksówka. Taksówkarz włożył torbę podróżną Kate do bagażnika , wsiadła do taksówki i razem odjechali z opustoszałego już dworca.
Deszcz bębnił w szyby, droga była tak śliska, że Kate myślała że zaraz poślizgną się i uderzą w jakiś słup albo drzewo. Na szczęście tak się nie stało i bezpiecznie dojechali do Valadilene. Kierowca zażądał 4 euro i takowe 4 euro dostał. Odjechał i szybko zniknął z pola widzenia, bo deszcz tak lał, że nic nie dało rady zobaczyć.
Kate zauważyła zarys hotelu i już chciała do niego pójść przechodząc na drugą stronę ulicy ale jej wzrok przykuły otwierające się masywne drzwi, które były wbite w mur strzegący wejścia na jakąś posesje. Zza drzwi wyszło coś co przypominało jakiś pochód. Najlepsze jest to, że w tym pochodzie nie brali udziału ludzie tylko ...roboty. Na czele pochodu szedł mały robot, miał około metra pięćdziesiąt, ubrany był w zielone szelki i mały, czarny kapelusik. W dłoniach miał dwa patyczki i wybijał nimi rytm na bębnach. Z tyłu miał wbity klucz w kształcie motyla z jedną dziurą po obu stronach, był nakręcany. Za nim, w środku na także mechanicznym koniu siedział kolejny robot. Ubrany już lepiej od poprzedniego, miał czarny garnitur i czarny kapelusz. Koń ciągnął zadaszony powóz z czyjąś trumną w środku. Cały pochód zamykało pięć takich samych i tak samo ubranych jak ich poprzednik robotów, tylko że oni w rękach mieli parasolki. Kate cały ten widok zaciekawił i zadziwił, że poszła za nimi. Szli  bardzo bardzo powoli. Padający deszcz jeszcze bardziej potęgował atmosferę smutku ze względu na ten pogrzeb. Przeszli przez most nad rzeką, skręcili w lewo gdzie ciągnąca się droga szła w górę. Zatrzymali się przed bramą budynku. Słabo można było zobaczyć co za budynek no ale to był pochód pogrzebowy i jak łatwo można było się domyśleć zatrzymali się przed kościołem. Tylko słabo można było dostrzec jego wygląd.
Jeden z robotów kończący pochód otworzył bramę. Pochód przeszedł przez bramę a dwa ostatnie roboty zamknęły bramę. Wszyscy zniknęli w oddali w coraz mocniej padającym deszczu. Kate po tym jakże niezwykłym pokazie zdecydowała pójść szybko do hotelu bo,  zanim będzie miała sfinalizować transakcję to najpierw będzie musiała uporać się z ostrym przeziębieniem także migiem pobiegła do hotelu pod który wcześniej podwiózł ją taksówkarz. Hotel wydawał się być dosyć duży. Przed hotelem spotkała ją kolejna niespodzianka z udziałem robotów. Na rusztowanie wjechał mały robot, który zdjął kapelusz i ukłonił się Kate. Ledwo co przyjechała do Valadilene a już miała dwa powody do zdumienia. Kate szybko weszła do hotelu.

SYBERIAOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz